sobota, 5 października 2013

1. New life

Kilka tygodni wcześniej...

            Cieszyłam się, że udało mi się przespać, większość podróży samolotem do Anglii ze Stanów, bo całą noc nie spałam. Byłam zbyt podekscytowana i przerażona jednocześnie. Nie tym, że czegoś zapomniałam oczywiście. To była działka mojej przyjaciółki. O tak, gubienie i zapominanie rzeczy było jej nieodłączną częścią. Pierwszy swój telefon zgubiła w kinie, drugi na plaży, trzy następne rozwaliła, ale to już inna historia. Do tego dochodzą dwa portfele, jedna bluza, dwa zegarki, trylion długopisów i jedna siostra. Na szczęście to ostatnie udało jej się znaleźć...
            - Proszę pani? - usłyszałam damski głos. - Nie zapięła pani pasów, a zaraz podchodzimy do lądowania.
            - Och, oczywiście.
            Stewardesa uśmiechnęła się życzliwie i poszła na koniec samolotu. Posłusznie zapięłam pasy.
            Lądowanie odbyło się bez zbędnych przygód i szczęśliwa wysiadłam z samolotu wraz z masą ludzi. Rozejrzałam się oszołomiona po wielkim lotnisku. Wokół było mnóstwo ludzi różnych narodowości, poważnych biznesmenów, zabieganych rodzin i czule witających się par. Szczególnie rozczulił mnie widok brunetki podobnej do Veronici, którą chłopak uniósł i zaczął się z nią kręcić jakby mieli 16 lat mimo, że musieli być koło 30-stki. Ruszyłam w stronę miejsca gdzie odbierało się bagaż. Miałam tylko jedną małą walizkę, bo reszta moich rzeczy została wysłana do Londynu tydzień temu do mieszkania, które wynajęłam. Ciągnąc za sobą bagaż zaczęłam przeciskać się do wyjścia. Wkrótce znalazłam się na zewnątrz. Padało, a cholerny parasol miałam zapakowany w kartonie, który teraz zapewne stał w moim nowym mieszkaniu. Mimo wszystko byłam tak oszołomiona wszystkim dookoła mnie, że nie mogłam zbyt rozpaczać nad tym, że zaraz cała zmoknę. Z szerokim uśmiechem poszłam w kierunku miejsca postoju taksówek. Byłam cała mokra, a włosy wyglądały jakbym dopiero co je umyła, ale niczym się nie przejmowałam. Taksówkarz włożył moją walizkę do bagażnika i już po chwili pędziłam w stronę swojego nowego domu. W aucie było ciepło, a z radia dobiegały spokojne tony pianina. Odprężyłam się i przymknęłam powieki. Otworzyłam je dopiero, gdy mężczyzna oznajmił, że jesteśmy na miejscu. Nie byłam jeszcze przyzwyczajona do akcentu, więc zrozumiałam go z małym opóźnieniem. W chwili, gdy wychodziłam, odebrałam moją walizkę i podziękowałam taksówkarzowi deszcz przestał padać. Odetchnęłam głęboko czystym powietrzem wpatrując się z zachwytem w trzypiętrową kamienicę, w której miałam teraz zamieszkać. Była naprawdę urocza, na parapetach ludzie umieścili wielkie, prostokątne donice z kolorowymi kwiatami wewnątrz, a przed samym budynkiem za małym płotkiem były zasadzone krzaki dzikiej róży. Weszłam po schodkach i otworzyłam drzwi. Weszłam po schodach, które pięły się dookoła ścian, a w środku pozostawała przepaść. Zatrzymałam się na samej górze i z rosnącym podekscytowaniem wyciągnęłam z kieszeni dżinsów klucz z wygrawerowaną 19-stką. Otworzyłam zamek i niepewnie uchyliłam drzwi. Weszłam do środka. Wokół mnie stało mnóstwo kartonowych pudeł, moich rzeczy. Zajme się nimi...później. Spojrzałam w górę i zobaczyłam zegar na ścianie. Naprawdę była dopiero 20? Miałam wrażenie, że było znacznie później. Ziewnęłam porządnie i odpisałam na wiadomości od rodziców i Veronici. Później znalazłam sypialnię, rozebrałam się do bielizny i położyłam się na łóżko niemal natychmiast zapadając w spokojny sen bez snów.

***

            Obudził mnie mój telefon, a raczej dzwonek z wkurzającą melodyjką. Prawie spadłam z łóżka próbując dostać się do dżinsów. Wyjęłam z tylnej kieszeni komórkę i odebrałam.
            - Haaalo? - powiedziałam zaspanym głosem.
            - Ty!!! - usłyszałam wkurzony głos Veronici. Odsunęłam telefon od ucha wiedząc, że i tak będę doskonale ją słyszeć.
            - Co znowu zrobiłam Ron? - zapytałam ziewając porządnie i specjalnie używając przezwiska, którego nie cierpiała.
            - Masz mi zaraz zdać pełne sprawozdanie! Jak Twoje mieszkanie? Widziałaś już Big Bena? - Zasypywała mnie pytaniami. Westchnęłam i przetarłam oczy. Na dłoni został mi ślad z tuszu.
            - Kobieto czuje się jak wrak człowieka, dopiero co mnie obudziłaś i zadajesz mi takie pytania? - powiedziałam i poszłam do łazienki. Była mała, ale i tak od razu się w niej zakochałam. No dobra, zakochałam się w ogromnej wannie stojącej pod ścianą.
            - Powiedz mi jak tam jest - poprosiła błagalnym głosem.
            - Jest deszczowo.
            - Seeerio? - zakpiła.
            - Robię to tylko dla Ciebie - powiedziałam wychodząc z łazienki. Zaczęłam szperać w kartonach próbując znaleźć kosmetyczkę, ręczniki i jakieś ubrania. - Napiszę Ci jak tu jest, gdy zobaczę coś więcej niż toaleta w moim mieszkaniu.
            - Możesz zadzwonić. Ja i moje fascynujące życie towarzyskie zapewniamy Cie, że będę miała czas.
            - Przesadzasz - mruknęłam wznosząc oczy do nieba.
            - Dobra, muszę kończyć. Kocham Cie, papa.
            - Ja też, papa.

***

            Ha Ha Ha. Kamienica w samym centrum starego Londynu. Tak, jeśli uwzględnić fakt, że trzeba jechać do centrum pół godziny. Co za porażka. Jedyną zaletą jest wielki czerwony bus, w którym właśnie siedziałam. Nie mogłam powstrzymać głupiego uśmiechu wieśniaka po dobrych plonach, który wypływał na moje usta średnio co trzy sekundy. W końcu dojechałam na miejsce i wysiadłam. W pierwszej chwili stanęłam na chodniku nie potrafiąc się ruszyć, a moje serce tłukło mi się w piersi tak mocno jakby chciało rozwalić żebra. W końcu oszołomiona ruszyłam powolnym krokiem chłonąc nowe otoczenie jak narkoman. Wszystko było tu takie inne. Żałowałam tylko, że nie miałam z kim podzielić się swoim zachwytem. Veronica dostała się do wymarzonego collegu i nie chciała tego zaprzepaścić. Ja postanowiłam zrobić sobie rok przerwy od nauki, przyjechać tutaj za oszczędności z 2 lat pracy w durnym sklepie z odzieżą (przynajmniej miałam zniżki) i znaleźć jakąś łatwą pracę. Oderwałam się od tych myśli, gdy moim oczom ukazała się piękna kamienica z wesołym szyldem 'Kawiarnia'. Zaburczało mi w brzuchu, więc zmieniłam kierunek i poszłam prosto do kawiarni. W środku było przyjemnie ciepło i pięknie pachniało. Zamówiłam sobie 2 śniadaniowe grzanki i ku rozpaczy kelnerki nie herbatę, a kawę. Usiadłam przy oknie, żeby mieć na wszystko widok. Wciąż nie przyzwyczaiłam się do lewostronnego ruchu i miałam ochotę nawrzeszczeć na tych kretynów, że jadą złą stroną.
            - Ciastko i herbata? - usłyszałam nagle nad sobą niski głos.
            Podniosłam głowę i zobaczyłam nachylonego nade mną chłopaka z tacą w dłoni. Miał szare oczy i absurdalnie długie rzęsy, brązowe włosy, które wyglądały jakby wiecznie targał je ręką i przystojną twarz.
            - Em... Nie - powiedziałam nieco skołowana.
            - Cholera. Och, przepraszam - zawstydził się i zarumienił lekko. - Pierwszy dzień w pracy.
            - Znam ten ból - uśmiechnęłam się do niego nieśmiało. Jego twarz lekko się rozjaśniła.
            - Jestem...
            - Charlson! Masz też innych klientów! - krzyknęła z barku jakaś starsza kobieta.
            Jego policzki znowu zrobiły się czerwone i burknął pod nosem jakieś obraźliwe słowa. Zakryłam usta dłonią, żeby się nie roześmiać. To sprawiło, że zarumienił się jeszcze bardziej i odszedł do innego stolika. A ja myślałam, że to ja jestem wiecznie czerwona! Zaśmiałam się pod nosem i wyjrzałam przez okno. Widok był niesamowity. Widziałam nawet kawałek Big Bena!
            - Powiedz, że tym razem trafiłem - usłyszałam znowu ten sam głos należacy do nieogarniętego kelnera.
            Położył przede mną talerz smakowicie wyglądających grzanek i kawę w zabawnym kubku z fantazyjnym wzorem na powierzchni.
            - Tym razem tak. Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego.
            Stał tak jeszcze przez chwilę zanim poszedł wziąć naczynia z innego stolika. Rozkoszowałam się swoim śniadaniem i kawą czując się jak prawdziwa angielka. Już kocham to miejsce.

***

            - Czekaj nie wchodź do domu! - krzyknął ktoś, gdy byłam już jedną nogą w mieszkaniu. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącą w moją stronę dziewczynę. Wyhamowała tuż przy mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
            - Nowa sąsiadka prawda? - zapytała. Pokiwałam głową. Wyciągnęła w moim kierunku dłoń. - Mirabelle, ale błagam mów mi Mira.
            - Kate.
            - Jesteś amerykanką prawda? - Przekrzywiła głowę lekko na bok.
            - Tak. - Uśmiechnęłam się.
            - W piątek robię u siebie imprezę, wpadniesz? Jesteś pełnoletnia prawda?
            - Jasne.
            - Świetnie. Mieszkam pod 9-tką. Zaczynamy o 22!
            I już po chwili jej nie było. Wow. Szybka była. A jak wyglądała! Miała krótkie, rudo-czerwone włosy ułożone w męską fryzurę, w której wyglądała absurdalnie kobieco, była bledsza nawet ode mnie i miała najbardziej zielone oczy jakie w życiu widziałam. Na jej makijaż składała się jedynie intensywnie czerwona szminka i czarne kreski. Była chodzącą oryginalnością. A jej strój! Aż miałam ochotę ukraść jej tą skórzaną kurtkę! Otrząsnęłam się i weszłam do mieszkania. Otoczyły mnie ze wszystkich stron wielkie kartoniska. Poczułam się na tyle przytłoczona, że od razu zaczęłam je rozpakowywać. Skończyłam ponad 3 godziny później. Hmm... To ja mam tyle rzeczy? Padłam wykończona na łóżko i rozkoszowałam się zapachem palonej świeczki. Słuchałam przez chwilę Little Things, ale moje powieki szybko stały się ciężkie i zasnęłam ze słuchawkami w uszach.

4 komentarze:

1 komentarz = 1 uśmiech :))