czwartek, 30 października 2014

40. Where are you

Nie zmrużyłam oczu nawet na chwilę. Nie potrafiłam zasnąć, za dużo myśli tłukło się w mojej głowie. Niemożliwe było, żeby zasnąć z takim bałaganem w umyśle. Wstałam z łóżka i uderzyłam się o jakąś szafkę tak mocno, że jakby mi nie zależało na tym, żeby nie obudzić całej okolicy to wrzasnęłabym z bólu. A tak zostało mi tylko stłumione przekleństwo. Wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni po coś do picia. Tylko nie herbatę. Jestem amerykanką, nie rozumiem idei picia herbaty. Dla mnie istnieje tylko kawa, ewentualnie sok. A jako, że była  1 w nocy to to drugie będzie lepszą opcją. O ile jakiś znajdę. Zajrzałam do lodówki i od razu moją uwagę przywiódł karton z sokiem pomarańczowym. Wygrałam życie. Nalałam sobie pół szklanki i usiadłam na wysokim stołku jakie widuje się w barach przy blacie. Upiłam łyk kiedy usłyszałam dziwny dźwięk. Odszukałam wzrokiem jego źródło i zauważyłam telefon, który właśnie wibrował, a ekran rozświetlił się pokazując nową wiadomość. Nie zwróciłbym na to uwagi i odwróciła wzrok, gdyby nie jeden mały fakt. Imię, które zostało wyświetlone.
Liam.
Natychmiast wzięłam telefon patrząc na jego imię jak sparaliżowana. Dlaczego napisał do kogoś w tym domu? Czemu utrzymywał z kimś kontakt i… I nie byłam to ja? Odłożyłam telefon, czując złość i milion innych emocji, których nie potrafiłam do końca określić. Żal. Nadzieję. Ciekawość. Tęsknotę. Wszystko na raz i jeden wielki mętlik. Sięgnęłam ponownie po urządzenie. Przesunęłam palcem po ekranie. Cholera. Nie wybaczę sobie jeśli nie wykorzystam okazji. Muszę wiedzieć czyj to telefon i o czym ta osoba pisze z Liamem.

Od: Liam
Chyba nie będę w stanie dłużej się z tobą kontaktować. Jestem idiotą. Szkoda, że byłem takim głupkiem, ale dzięki, że byłeś dla mnie jak przyjaciel podczas ostatnich tygodni. Pieprze jakieś bzdury, więc nie zwracaj uwagi na moją wylewność. Nie mów nigdy Kate o tym, że ją kocham. Chce żeby żyła własnym życiem nie patrząc w przeszłość. Ja sobie jakoś poradzę. Mam nadzieje.
Jeszcze jedno Horan, jak na bandytę całkiem nienajgorszy z ciebie człowiek.

Siedziałam całkowicie nieruchomo, czytając raz za razem wiadomość od Liama. Niemożliwe. On mnie nie kocha. Nie kocha mnie. Zostawił mnie i czuł do mnie obrzydzenie. Nie zależy mu na mnie. Odsunął się od nas, bo nie chciał mieć ze mną do czynienia. A co jeśli tak naprawdę nie mógł być blisko mnie z innego powodu? Może żałuje? Może… Cholera! Ukryłam twarz w dłoniach. Miałam ochotę coś uderzyć. Jaka jest prawda? Czemu Liam nie przestał kontaktować się z Horanem? I dlaczego robi to teraz? Dlaczego nie chcę, żebym patrzyła w przeszłość? Bo jest jej częścią? Potrzebuje odpowiedzi! Mam tego dosyć! Ze złością podreptałam z powrotem do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Ukryłam twarz w poduszce i zaczęłam płakać. Miałam ochotę wrzeszczeć, krzyczeć, sprawić żeby to wszystko stało się łatwiejsze. Kocham go. Po prostu go kocham i chcę z nim być. Nie obchodzą mnie różnice jakie są między nami i nierozwiązane spory. Jak dla mnie moglibyśmy o tym po prostu zapomnieć. Poddałam się już i zaakceptowałam fakt, że Liam i ja to zamknięty rozdział, który nigdy nie został tak naprawdę rozwinięty. Ale teraz zmieniłam zdanie. Jeśli Liam jest zbyt tchórzliwy, żeby o mnie walczyć to trudno. W takim razie ja będę walczyć o niego.
***
Pytałam każdego gdzie jest Noah, ale nikt nie umiał mi odpowiedzieć. Przy okazji znowu zdążyłam się pokłócić z Bonesem tylko dlatego, że podałam mu szklankę. Nie mogę się doczekać kiedy znów stanie na własnych nogach. Jego upór doprowadza mnie do szału. I nieważne ile poważnych rozmów na ten temat przeprowadzimy, za chwilę znowu jest to samo. Bones był po prostu niereformowalny.
W końcu po tym jak udało mi się wyślizgnąć z wszędobylskich rąk Malika, wyszłam na zewnątrz, narzucając na siebie kurtkę jakiegoś chłopaka, bo była mi 3 razy za duża. Ale przynajmniej było mi w niej ciepło. W nocy spadł śnieg i wszystko było teraz pokryte białym puchem. A raczej fleją, bo samochody naniosły błota i tylko w niektórych miejscach śnieg miał odpowiedni kolor. Mój wzrok padł w miejsce gdzie po raz pierwszy zobaczyłam Noah i jego znajomych, siedzących na skrzynkach wśród tych wszystkich starych magazynów, które wydawały się być zamknięte od 20 lat. Siedział tam i tym razem. Był odwrócony do mnie tyłem, a wokół niego unosił się dym. Palił. Podeszłam bliżej kiedy wiatr przywiał do mnie smród papierosów. Zaczęłam kaszleć zdradzając swoją obecność. Noah odwrócił się i uśmiechnął krzywo na mój widok. Wskazał dłonią skrzynkę naprzeciwko niego. Była cała w śniegu i usiadłam na niej tylko dlatego, że kurtka sięgała mi prawie do kolan więc nie musiałam się martwić o to, że odmrożę sobie tyłek. Spojrzałam na niego unosząc jedną brew. Przewracając oczami zgasił papierosa, wiedząc doskonale, że właśnie o to mi chodziło.
- Wrażliwa się znalazła - prychnął.
- Pomogłam uratować chłopaka twojej siostry, trochę szacunku - mruknęłam zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na poziomie żeber.
- Który jest dupkiem nawiasem mówiąc - stwierdził wzruszając ramionami. - Ale to jej wybór. Nie jestem dużo lepszy od niego. Masz jakąś sprawę czy po prostu nie mogłaś znieść wesołej atmosfery w środku?
- Mam sprawę. A ty nie mogłeś znieść? - spytałam marszcząc brwi. Chłopak spojrzał w niebo jakby szukał w nim odpowiedzi.
- Powiedzmy że nie jestem do niej przyzwyczajony i nie czuje się swobodnie kiedy wszyscy są tak przecholernie szczęśliwi. Ja mam problem z odczuwaniem czegoś takiego jak beztroska i radość. Ale nieważne, o co chodzi? - zapytał wracając do mnie wzrokiem. Spuściłam wzrok na swoje dłonie. Trochę głupio było mi teraz pytać go o taką głupotę po takim wyznaniu. Nie byliśmy przecież blisko i czułam się z tym nieswojo. Ale najwyraźniej Noah uznał po prostu, że jestem częścią ich grupy czy jak to powinnam nazwać. Dlatego zachowuje się tak swobodnie przy mnie.
- Ja… Zastanawiałam się czy… Właściwie to chodzi o to, że…
- Wysłów się Kate. - Uśmiechnął się kręcąc głową w rozbawieniu. Wzięłam się w garść. Tylko się pogrążam.
- Czy byłbyś w stanie dowiedzieć się jakoś gdzie jest teraz Liam? - wydukałam w końcu.
- Ten zniewieściały dupek?
- Słucham?! - Spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami.
- No co? Powtarzam tylko słowa Malika. - Uniósł ręce w geście poddania. Wzniosłam oczy do nieba. Sam jest niezłym dupkiem.
- Byłbyś? - Przygryzłam wargę, wracając do tego co najbardziej mnie interesuje.
- Zajęłoby mi to jakieś 10 minut. Chcesz tego? - Spojrzał na mnie uważnie. Wzięłam głęboki wdech, wiedząc  że dramatyzuje. Wystarczyło słowo, nie musiałam przeżywać wewnętrznych rozterek. To jedno słowo, które wiąże się z jedną decyzją.
- Tak.

***

Jakimś cudem dzień później znalazłam się w Wolverhampton, przed małym domkiem, który był całkowitym przeciwieństwem wielkiej willi, w której byłam tylko raz kiedy Liam upił się tak bardzo, że nie potrafił sam wrócić do swojego domu tego wieczoru kiedy się poznaliśmy. Nie miałam ze sobą niczego poza dokumentami, portfelem i biletem powrotnym do Glasgow. Ręce miałam całe spocone, a serce waliło mi jak szalone, ale nie zamierzałam zmieniać decyzji. Nie kiedy byłam tutaj, tak blisko. Podeszłam do drzwi na trzęsących się nogach i zdjęłam czapkę z głowy. Moja pięść wisiała przez jakiś czas w powietrzu zanim odważyłam się zapukać. Słyszałam jak po drugiej stronie ktoś się krząta i po chwili dźwięk otwieranego zamku sprawił, że poczułam jakby serce podeszło mi do gardła. Drzwi otworzyły się z rozmachem, a pode mną prawie ugięły się kolana.
Prawie się nie zmienił. Jego włosy zdążyły trochę odrosnąć, a na twarzy widoczny był lekki ślad zarostu jakby zapomniał się dziś rano ogolić. Jego oczy wpatrywały się we mnie jakbym była duchem. Z lekko rozchylonych ust nie wydobył się nawet dźwięk. Nie wiem ile tak staliśmy, szukając w sobie jakichkolwiek zmian i po prostu chłonąc swój widok. Dla mnie trwało to wieczność i nie miałam nic przeciwko. W końcu odchrząknęłam co we wszechobecnej ciszy, która nas otaczała zabrzmiało nieco dziwnie.
- Liam. - Nawet to jedno słowo z trudem wyszło z mojego ściśniętego gardła. Chłopak zamrugał jakby był zaskoczony tym, że coś powiedziałam. Miałam wrażenie, że nie wie co się dzieje. Szczerze? Ja też nie miałam pojęcia.
- Kate? - spytał słabym głosem. Och, nienawidzę tej sytuacji.
- Nie, święty Mikołaj - prychnęłam. Nie wierzę, że kocham tego tępego idiotę.
- Co ty tu robisz? - wydukał nie komentując mojego beznadziejnego żartu.
- Przyleciałam, żeby zadać ci pewne pytanie.
- Wejdziesz do środka? Na dworze jest z -20 stopni i…
- Kochasz mnie?
- Co? - Jego głos zabrzmiał jeszcze słabiej niż wcześniej, a on sam zdawał się przestać oddychać.
- Spytałam czy mnie kochasz - powtórzyłam spokojnie. Chłopak zamknął na chwilę oczy. Kiedy je otworzył, wydawał się cierpieć. Spojrzał na mnie z bólem jakbym zrobiła mu krzywdę tym pytaniem.
- Tak Kate. Kocham cię.
- Ty pierdolony idioto.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. Chwilę później wspięłam się na palce i przywarłam do jego ust gorąco, pierwszy raz czując na jego miękkie wargi na swoich. Zarzuciłam mu ręce na ramiona, a on kiedy już doszedł do siebie przygarnął mnie do siebie mocno i chwycił tył mojej głowy, żeby przybliżyć mnie do siebie jeszcze bardziej. Czułam, że nogi mi słabną i ledwo powstrzymuję szeroki uśmiech, ale to nie miało znaczenia. Bo wiedziałam, że on mnie podtrzyma. Moja ostoja. Liam. Chłopak, któremu do ideału było daleko, ale ja nie różniłam się pod tym względem. Może dlatego idealnie do siebie pasowaliśmy. Bo razem tworzyliśmy całość. 

__________________________________________________________________

Ostatni rozdział!! Łezka się kręci w oku, bo po ponad roku od dodania prologu, kończę to opowiadanie i jeeeju to wywołuje emocje... Mam nadzieję, ze nie jesteście zawiedzeni końcem i chociaż trochę Was to zakończyło, bo wiem, że mieliście nadzieję, że Kate i Liam będą razem, ale ja Wam nie dawałam za bardzo do zrozumienia, ze na końcu tak będzie ^^ A jednak! Cóż, ponieważ to ostatni rozdział i został nam tylko epilog (który może być dla Was niespodzianką) to proszę Was, aby pojawiło się przynajmniej 20 komentarzy, wierzę w Was kociaki! 



piątek, 24 października 2014

39. I miss you

Spieprzyłem. I to po całości.
Właściwie przyzwyczaiłem się, że od jakiegoś czasu wszystko w moim życiu jest jedną wielką porażką.
Wszystko oprócz niej.
Schowałem twarz w dłoniach i oparłem głowę o poduszkę. Sięgnąłem do butelki drogiego trunku i pociągnąłem spory łyk. W zasadzie czas kiedy alkohol mnie uspokajał dawno minął. Teraz robiłem to raczej z przyzwyczajenia. Kiedy po raz kolejny coś się wali, sięgam po alkohol. Nie zdziwie się jeśli to mnie w końcu zabije. Jest mi to obojętne. I tak nie mam w swoim życiu nic o co mógłbym chcieć walczyć. Jestem wrakiem. Zostałem uleczony tylko na krótką chwilę po to, żeby stoczyć się z jeszcze większej góry, w jeszcze większą dziurę. A w dodatku jestem cholernym dupkiem.
Minęło już trochę czasu od kiedy Kate poleciała do Ameryki z tym kretynem. Pewnie już wróciła. Na samą myśl o tym, że była tam z nim, mam ochotę coś rozwalić. Jego twarz na przykład. Ale to moja wina, więc nie mam prawa się mieszać ponownie w jej życie. To ja nie potrafię sobie poradzić ze świadomością, że kogoś zabiła. Jednocześnie wiem, że zachowuje się przez to jak sierota. Powinienem ją podziwiać, docenić fakt, że zachowała zimną krew w sytuacji jaka ją spotkała i ocaliła życie wszystkim dookoła łącznie ze swoim. I gdzieś w środku naprawdę ją podziwiam. Ale to jakim jestem człowiekiem każe mi jednocześnie odrzucić to wszystko, czuć odrazę. Walczę sam ze sobą nie wiadomo po co. Najważniejszą walkę i tak przegrałem. Straciłem Kate zanim właściwie coś więcej mogło się między nami wydarzyć. I jeszcze okazałem jej to, że jej czyn mnie odraża. Mówiłem, że jestem dupkiem.
***
Mój telefon zadzwonił tego dnia pierwszy raz od bardzo dawna. Wzdrygnąłem się na ten dźwięk, tak właściwie miałem kaca na okrągło i moja głowa zdawała się ważyć więcej od całego ciała. Zamrugałem parę razy, żeby móc dostrzec kto dzwoni. Horan. Natychmiast podniosłem się z trawy, bo wcześniej leżałem w ogrodzie obok basenu po tym jak się przewaliłem.
- Halo? - Potarłem oczy ręką próbując chociaż troche się ożywić.
- Liam? Powiedz mi jak najszybciej czy miałeś ostatnio kontakt z Kate, widziałeś się z nią albo cokolwiek - powiedział chłopak głosem, który sprawił, że moje serce omal się nie zatrzymało. Kate.
- Nie miałem z nią kontaktu odkąd wyjechałem. - Po drugiej stronie zapadła  grobowa wręcz cisza. Nagle Horan przeklął siarczyście.
- Przez cały czas odkąd wróciła do Londynu monitorujemy gdzie jest przez jej telefon. Godzinę temu urwał nam się sygnał w środku niczego tak naprawdę. Miałem nadzieje, że może ty coś wiesz - westchnął. 
- Ale co mogło się jej stać? - spytałem próbując opanować drżenie głosu. A właściwie całego ciała.
- Cóż... Podejrzewamy, że O'Dokey ją dopadł.
Czułem jakby ktoś przygniótł mnie głazem. Wyobraziłem sobie wstrętne łapska mężczyzny, którego nigdy nie widziałem, ale to on był źródłem wszelkich kłopotów, na Kate; to jak bardzo będzie się chciał na niej zemścić i co jej może zrobić. Przeszedł mnie lodowaty dreszcz.
- Jesteś tam jeszcze? 
- Czy to pewne? - spytałem słabo.
- Nie. Równe dobrze mogła po prostu upuścić telefon przez co się zepsuł, ale dlaczego w takim miejscu? Mamy od niedawna zainstalowane kamery przy wejściu do jej mieszkania, jeśli nie pojawi się tam w przeciągu 2 h, będziemy musieli się dowiedzieć gdzie jest.
- Zadzwoń do mnie jak będziesz coś wiedzieć okej? 
- Jasne. Liam... Właściwie to jak się trzymasz? Wyjechałeś tak nagle bez słowa wyjaśnienia, a Kate nie chciała nawet słyszeć twojego imienia... - Ałć. Zabolało. Musiałem ją aż tak bardzo zranić, że wolała mnie wymazać ze swojego życia i udawać, że nie istnieje.
- Powiedzmy, że wszystko co tylko mogłem spieprzyłem. Musze kończyć. Daj mi znać jeśli będziesz coś wiedzieć. To dla mnie ważne.
- Kochasz ją prawda? - Westchnąłem.
- Do usłyszenia Horan.
Rozłączyłem się i pozwoliłem, żeby moje ciało opadło swobodnie z powrotem na trawę. Tak. Kocham ją.
***
Przeżyłem najgorsze godziny swojego życia. Godziny niepewności i strachu podczas których rwałem sobie włosy z głowy, czując jak przerażenie i adrenalina krążą po moim ciele, doprowadzając mnie do szału. Porwali ją. To było już pewne. Czułem jak pęka mi serce i każda jego część kawałeczek po kawałeczku spada w przepaść. Czułem łzy w oczach, bo nie byłem w stanie nic zrobić. Byłem za daleko. Jeżeli oni ją chociaż tkną… Zabije. Zabije ich wszystkich. Nikt nie ma prawa jej dotykać. Ona… Ona jest moja.
I nagle wszystko zrozumiałem. Jestem idiotą. Prawdziwym, kompletnym idiotą. Odrzuciłem to co dla mnie najważniejsze, dziewczynę, która mnie uratowała, zobaczyła we mnie coś więcej niż tylko byłą gwiazdkę. I zrozumiałem, w końcu zrozumiałem jej czyn. Zabiła w obronie człowieka, na którym jej w pewnym sensie zależało. Kogoś kogo znała. A także w obronie własnej. A ja właśnie przyznałem, że gdybym był tam teraz przy niej, gdziekolwiek jest to byłbym w stanie zabić ich wszystkich, żeby tylko była bezpieczna. To było brutalne i niewłaściwe, ale tak bardzo prawdziwe! Uczucia robią z człowiekiem co chcą. Powinienem był ją jakoś wesprzeć! Ale straciłem wszystkie szanse. Nie mogę stracić jeszcze jej. Wyobraziłem sobie co mogliby jej zrobić w jakimś ciemnym, brudnym pomieszczeniu i poczułem gniew i bezsilność. Przypomniało mi się to uczucie z dzieciństwa kiedy ze złości i niemożności zrobienia czegoś, zaczynasz płakać. Teraz miałem to samo. Tylko że nieporównywalnie mocniej niż kiedykolwiek. Nie wiem czy moje ciało wytrzyma więcej bólu.
***
Ulga spłynęła po mnie jak woda, jak oczyszczenie, którego tak bardzo pragnąłem. Kate przeżyła. Uciekła, a potem była świadkiem dwóch zabójstw. Powinienem teraz przy niej być. Powinienem być tym, na którego ramieniu będzie się wypłakiwać i wspierać. Dlaczego nie walczyłem o nią kiedy miałem okazje? Dlaczego musiałem być taki zaślepiony i myśleć tylko o swoich uczuciach, zapominając, że ona również je posiada? Uderzyłem pięścią o ścianę, czując a nawet słysząc jak kostki w moich palcach protestują. Spojrzałem na obtartą dłoń i drobne ranki, które sobie zafundowałem. Horan wspomniał coś o tym, że ma złamane żebra, jest cała posiniaczona i poraniona. W dodatku dali jej jakiś narkotyk. Moja pięść ponownie powędrowała w kierunku ściany, tym razem mocniej. Skrzywiłem się z bólu. Dotknęli ją. Skrzywdzili. Zrobili krzywdę komuś kto powinien należeć do mnie. To moja Kate. Moja. Ona się nigdy o tym nie dowie. Ale w mojej głowie zawsze będzie moja. Będzie moim jedynym pragnieniem i promykiem słońca na tym popieprzonym świecie.
***

Minęło już parę tygodni, a ja cały czas byłem w stanie totalnej rozsypki. No może nie do końca. Utrzymywałem kontakt z Horanem i to dawało mi jakieś złudzenie, że wciąż żyje i mam kontakt ze światem zewnętrznym. I wiedziałem co dzieje się z Kate. Tak, to było to co utrzymywało mnie przy życiu. Dzisiaj miała przylecieć samolotem z Bonesem do Glasgow. Wszyscy znowu będą razem. Właściwie to nie tęsknie tylko za Kate, to nieprawdopodobne, ale tęsknie też za tymi bandziorami. Brakuje mi tej atmosfery przynależności do czegoś, do kogoś. Przez tyle lat żyłem z czwórką chłopaków jakby byli moimi braćmi. Potem nasze drogi się rozeszły, każdy z nich mieszka w innym miejscu na świecie i ma własne życie, wciąż w show biznesie lub na uboczu jak ja. Może po prostu nie potrafię być sam. Patrząc na to gdzie skończyłem, jest w tym sporo sensu.
Usłyszałem jak mój telefon dzwoni z kuchni gdzie go zostawiłem. Pobiegłem z salonu i jak najszybciej odebrałem. W końcu rzadko ktokolwiek do mnie dzwonił.
- Halo?
- Tu Horan… Prosiłeś mnie, żebym cię poinformował kiedy przyjadą. Już są. Kate wydaje się być…szczęśliwa. Radzisz sobie z tym jakoś? - W jego głosie było słychać zmartwienie. Jak mogłem uważać, że to bezduszne istoty, które myślą tylko o mordowaniu? Po prostu wylądowali w takim a nie innym miejscu w swoim życiu, z własnego wyboru czy też nie. Nie wszyscy byli tacy źli. Nie oni. Naprawdę zdążyłem zaprzyjaźnić się z Horanem podczas ostatnich tygodni.
- Wytrzymam. Najważniejsze jest jej szczęście. - Mówiłem prawdę chociaż z ciężkim sercem. Byłem samolubny i tak naprawdę chciałem mieć ją całą dla siebie niezależnie od tego czy będzie tego chciała czy nie. Ale nie mogłem nic zrobić. Musiałem pogodzić się z e stanem rzeczy. Takie jest życie.
- Powinieneś tu przyjechać i wyjaśnić to wszystko. Nic nie jest jeszcze przesądzone, powinieneś walczyć idioto – powiedział stanowczo.
- Ale… - Nagle usłyszałem gdzieś w tle śmiech Kate i czułem jakby moje serce spadło głęboko w otchłań bez dna. Musiałem podeprzeć się blatu, żeby nie upaść. Chwilę później usłyszałem jak jej śmiech łączy się z czyimś innym. Ten należał do Bonesa. Byłem tego pewien. Przełknąłem ślinę. - To nie ma sensu. Nie powinienem się mieszać w jej życie po tym ile przeszła. Jestem jej niepotrzebny. Bawcie się dobrze.
- Liam…
Rozłączyłem się. Nie dam rady. Było już lepiej. Do momentu kiedy pierwszy raz od tak dawna ją usłyszałem. Przecież ja bez niej nie przeżyje! Ale muszę. Sam się na to skazałem. Spojrzałem na telefon jeszcze raz. Muszę to skończyć. Myślałem, że kontakt z nimi mi pomoże. Ale to zaszło za daleko. Nic mi nie pomoże. Napisałem wiadomość do Horana, która definitywnie kończyła moją znajomość z nimi i resztą. Koniec. Tym razem to naprawdę koniec. Odetchnąłem.
Nie. Nie czuje ulgi.
Czuje ból.

__________________________________________________________________

Znowu długa przerwa i znowu przepraszam. Został nam jeden rozdział i epilog. Wow. Chętnie poczytam Wasze teorie na temat tego jak zakończy się opowiadanie, czy Kate będzie z Liamem czy może z kimś innym... Czy wszystko zostanie wyjaśnione i czy to na pewno będzie koniec... Czekam na Wasze komentarze i tweety pod hashtagiem #LostFF
PS. tweetować możecie też z prawej strony bloga w odpowiednim okienku ;)