sobota, 22 lutego 2014

22. Knife guy



William

                Szedłem korytarzem wesoło pogwizdując. Pobiłem swój rekord. 5 minut, 4 zabitych. Uśmiechnąłem się pod nosem. Byłoby ich więcej, gdyby nie to, że tylko tylu spotkałem jak na razie na swojej drodze. Jakoś nikt nie kwapił się, żeby chodzić po brudnych podziemnych korytarzach. Pewnie wszyscy kryli się gdzieś dalej w pomieszczeniach, które nie śmierdziały ściekami. Zmarszczyłem nos. Albo trzymali tu trupy, albo gdzieś niedaleko były prawdziwe ścieki. Sądząc po wyglądach tych korytarzy, nie było to aż tak nieprawdopodobne. Moje noże były całe z krwi, ale zignorowałem ten fakt. Zawsze wyjmowałem je ze swoich ofiar jeśli tylko mogłem, bo nigdy nie wiadomo kto może za tobą iść. Wolałbym nie zostać zabity własną bronią. Nagle usłyszałem jakiś dźwięk. Kroki. Przylgnąłem do ściany chociaż wiedziałem, że przy tak intensywnym świetle nie było szans na schowanie się. To był raczej odruch. Zza zakrętu wyszedł bardzo umięśniony i wysoki mężczyzna z wytatuowaną twarzą. Wyglądał jakby mógł zabić kogoś gołymi rękami, a mimo to na jego twarzy pojawiło się przerażenie na mój widok. Uśmiechnąłem się szeroko odsłaniając zęby.
                - Colin! Stary, chyba trochę przytyłeś co? - powiedziałem podrzucając podkręcony nóż i łapiąc go idealnie za uchwyt. Oparłem się nonszalancko o ścianę z satysfakcją patrząc jak mężczyzna szuka wzrokiem drogi ucieczki.
                - Co ty tu robisz William?! - warknął zaciskając wielkie dłonie w pięści. Mógłby rozwalać orzechy gołymi rękami, a mimo to przełknął ślinę w zdecydowanie nerwowym odruchu. Nie no schlebiasz mi.
                - Ostatnio trochę nudą wiało w Glasgow. Wiesz jaki jest Noah, nigdy nie pozwala się prawdziwie zabawić. Nie to co wy tutaj. - Uniosłem brew. - Podobno porwaliście jakąś szychę co?
                - Nie wiem o czym mówisz - mruknął Colin unikając mojego wzroku. Przypomniałem sobie szybko opis Zacka, który przedstawiła mi Mira.
                - No wiesz, wysoki, dziwne, jasne oczy, ciemne włosy i bardzo seksowny. Tak słyszałem. - Wzruszyłem ramionami. Tego ostatniego akurat Mira mogła mi oszczędzić.
                - Em... Dalej nie wiem o kim mówisz - powtórzył coraz bardziej nerwowy. Matko, nie możesz być bardziej przewidywalny?
                - Taaak? - Rzuciłem nóż, który trafił go idealnie w dłoń. Mężczyzna zawył i opadł twardo na kolana. - A teraz?
                - Ferguson! Ferguson jest z Jamesem! - powiedział płaczliwym głosem. - Kurwa, William, nawet rodzinę musisz poszatkować?!
                - Jesteś zaledwie moim kuzynem. A tak po większym zastanowieniu... Brata też był zabił - odparłem lekko znudzonym głosem. Mężczyzna próbował wyjąć nóż tak, żeby sprawiło mu to jak najmniej bólu. - Kim jest James?
                - Przywódcą Red Snow!
                - Dzięki.
                - Jesteś popierdolony!
                - Te, ładnie to tak obrażać kuzyna? Przecież jesteśmy rodziną! - Przyłożyłem ręke do ust w iście dramatycznym geście. Colin spojrzał na mnie z nienawiścią. - Dobra koleś, nudzisz mnie. Mam ci przebić tętnice czy sam to zrobisz?
                - Idź do diabła - splunął mężczyzna. Pokiwałem głową.
                - Kurde... Nawet nie zdążyłem jeszcze omówić wersji kiedy wielkodusznie daje ci przeżyć. Ale skoro postanowiłeś napluć na moje ulubione buty... - Jeden z ostrzejszych noży poszybował w kierunku jego szyi. Colin opadł na ziemie, a z jego ust zaczęła wydobywać się krew.
                - Nienawidze cie - wycharczał plując czerwoną mazią.
                - Taaa... Słyszałem gorsze obelgi. Szkoda, że w tym roku nie będzie cie na świętach. Będę musiał sprzedać twój prezent - westchnąłem.
                Przeszedłem przez jego ciało i wyjąłem oba noże z jego ciała. Otarłem je o jego koszulkę i przez chwile poczułem lekkie wyrzuty sumienia. Colin nie był aż taki zły. Gdy się nie odzywał i mieszkał na drugiej stronie wysp brytyjskich. Cóż, za późno.
                Skręciłem tam skąd przyszedł Colin i zobaczyłem uchylone drzwi z grubego metalu. Uśmiechnąłem się i zawołałem 'dzięki' do kuzyna. Po chlupotaniu poznałem, że próbował coś powiedzieć. Wszedłem do środka i znalazłem się w zupełnie innym świecie. Pierwsze co doszło do mnie to to, że około 50 ekranów na wielkiej ścianie przedstawiało wszystkie miejsca w pobliżu ich siedziby. Więc także korytarze. Widziałem na ekranach kilka martwych ciał, a nawet Colina, który pokazywał aktualnie środkowy palec w kierunku kamery. Dopiero po chwili dostrzegłem mężczyznę, który stał w rogu. Był wysoki i umięśniony. Ubrany od stóp do głów na czarno i zbyt pewny siebie jak na mój gust. Uśmiechnął się sztucznie i spojrzał na mnie bez śladu strachu.
- William prawda? Chyba, że wolisz Willy?
Willy...co...
Kurwa.
Snake.

sobota, 15 lutego 2014

21. Oooh shut up



Mira

            Moje ręce drżały i z trudem utrzymałam telefon w dłoni. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś tak okropnego, takiego strachu o czyjeś życie. Kate była sama z tymi potworami. A ja byłam za daleko by móc cokolwiek z tym zrobić.
            - Jak to się stało?! Dlaczego zostawiliście ją samą?! - wydarłam się.
            Oparłam się o ścianę, bo nogi powoli zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa. Wszystko to było moją winą. To ja wciągnęłam w to wszystko tych cudownych ludzi, a teraz? Życie Kate wisiało na włosku, Malika postrzelono, a nogi Bonesa były w tak okropnym stanie, że bałam się czy chłopak w ogóle to przeżyje. Nigdy sobie nie wybaczę jeśli Bones będzie przeze mnie niepełnosprawny. Sama myśl o tym sprawiała, że czułam jakby lodowata dłoń ściskała moje serce.
            - Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie Mira. Moge Ci tylko obiecać, że zrobimy wszystko, żeby ją stamtąd wydostać. Z wami wszystko w porządku? - spytał Horan takim tonem jakby bał się odpowiedzi.
            - Jakoś sobie poradzimy. Ustalmy jakieś sygnały, żebyśmy wiedzieli co się z wami dzieje dobrze? - odparłam patrząc na Zayna, który szukał właśnie czegoś na gorączke w bardzo ubogiej apteczce Zacka
            - Okej, jeden sygnał znaczy, że wszystko w porządku, dwa że znaleźliśmy Kate, trzy że ktoś zginął, a cztery że potrzebujemy wsparcia...o ile w takiej sytuacji uda nam się w ogóle z wami skontaktować - dokończył poważnym tonem. - Jeżeli znasz kogokolwiek kto mógłby nam teraz pomóc to prosze cie, zrób wszystko żeby to zrobił.
            - Powodzenia.
            Rozłączył się. Zsunęłam się po ścianie na podłogę, czując się zupełnie bezużyteczna. Jedyne co mogłam zrobić to zadzwonić do Noah, tylko on mógł teraz pomóc.

***

William

            Sprawdziłem chyba każde podejrzane miejsce w tym pokoju, jednak wciąż nie znalazłem wejścia do prawdziwych podziemi. Kate pewnie już dawno nie żyje albo służy im za zabawkę. Bo co innego mogliby zrobić z ładną dziewczyną? Tacy ludzie nie mieli w sobie grama współczucia. Prychnąłem pod nosem. Sam nie miałem w sobie ani odrobiny współczucia. Tak mnie życie ukształtowało.
            - Ej piękna, może byś mi pomogła? - odparłem dokładnie oglądając malutką łazienkę. Do środka weszła ta sama dziewczyna o nieziemskich ustach, która mnie tutaj wprowadziła.
            - T-tak? - wydukała. Wiedziałem, że jednocześnie się mnie bała i walczyła z chęcią zaufania mi.
            - Jesteś pewna, że to z tego pokoju wychodzą ci wszyscy ludzie? - spytałem stukając w ścianę, oczekując, że dźwięk w końcu się zmieni i da mi jakąś wskazówkę.
            - Tak jestem - mruknęła nerwowo wyłamując sobie kostki.
            - Gdzie byś się skryła, żeby nikt cie nie znalazł? - spytałem coraz bardziej zirytowany, że nie potrafię znaleźć głupiego wejścia do siedziby RS.
            - Eee...pod łóżkiem? - zapytała głupio.
            Na początku roześmiałem się rozbawiony tym jak naiwna była. Zaraz jednak spoważniałem i wybiegłem z łazienki. Te świnie były mądre, nie zrobiłyby kryjówki teoretycznie dobrej, ale łatwej do przewidzenia. Zamiast tego mogli zrobić kryjówkę teoretycznie złą, ale trudną do przewidzenia. Na coś tak banalnego nikt by przecież nie wpadł prawda? Spojrzałem pod łóżko i tak jak myślałem, zobaczyłem małą wypukłość psującą idealnie gładką wykładzinę. Uśmiechnąłem się do siebie i szybko odsunąłem łóżko. Chwyciłem małą rączkę i pociągnąłem ją do góry, otwierając klapę. Z wnętrza dochodziło intensywne światło, tam nie musieli już niczego ukrywać, bo nie spodziewali się, że ktoś mógł ich znaleźć. Chciałem już wskoczyć do środka kiedy usłyszałem za sobą kobiecy głos.
            - Będziesz ostrożny?
            Odwróciłem się i zobaczyłem tą piękną, pomocną dziewczynę. Wyglądała na przestraszoną, ale dzielnie trzymała swoje nerwy na wodzy. Uśmiechnąłem się, pokonałem dzielącą nas przestrzeń i chwyciłem jej twarz w obie dłonie. Złożyłem na jej ustach mocny pocałunek, który wywołał w całym jej ciele drżenie.
            - Jesteś wspaniałą, odważną kobietą. Zasługujesz na o wiele więcej niż to i wiem, że Cie na to stać - odparłem z uśmiechem. W jej oczach pojawiły się łzy.
            - Dziękuje. Jesteś niesamowitym człowiekiem - powiedziała cichutko. Wróciłem do wejścia do podziemi i posłałem jej szeroki uśmiech. Wyjąłem dwa ostre noże przeznaczone do rzucania i chwyciłem je mocno, po jednym na dłoń.
            - Wiem, że jestem - powiedziałem. A potem skoczyłem. Usłyszałem jeszcze wesoły śmiech dziewczyny. Sekundę później pierwszy z noży zatopił się głęboko w sercu mężczyzny na przeciwko mnie.

***

Liam

            Jedyne o czym potrafiłem teraz myśleć to Kate. Zamierzałem jej pomóc choćbym miał własnymi rękami rozwalić te cholerne drzwi. W dodatku ten dupek William gdzieś zniknął. Pewnie po prostu uciekł jak tchórz. Co go obchodziła Kate? Tak bardzo żałowałem, że do tego wszystkiego doszło. Kate mnie zmieniła. Po rozpadzie zespołu stałem się wrakiem człowieka. Już na niczym mi nie zależało. Wdałem się w nałóg i raniłem wszystkich swoich bliskich. Ona sprawiła, że odzyskałem cząstkę dawnego siebie. Nie potrzebowałem już alkoholu, żeby uciec od świata. Wystarczyło mi patrzenie w jej oczy, jej śmiech i to że istniała. Była jak taki mały, złośliwy aniołek. I nie zamierzałem dać jej odejść ze swojego życia. Może i byłem tylko 'głupią piosenkareczką' jak twierdził William, ale nie zawaham się zabić, żeby ją ocalić. I to było wystarczającym dowodem na to, że się zakochałem. Zrobię wszystko, żeby Kate wyszła z tego cała i zdrowa. Moja Kate.
            Gdy wróciliśmy na miejsce gdzie Horan po raz ostatni widział Kate, nie mogliśmy uwierzyć w to, że drzwi były otwarte. Ten koleś naprawdę był tak głupi, że zostawił drzwi otwarte? A może ktoś po nim wchodził do środka? Z resztą co za różnica. Szybciej dostaniemy się do Kate i to było najważniejsze. Zeszliśmy po schodach i przeszliśmy pogrążony w mroku korytarz. Trzymałem w ręku broń, która tym razem nie ciążyła mi w dłoni. Teraz byłem gotowy jej użyć jeśli to tylko pomoże w jakiś sposób Kate. Weszliśmy do jakiegoś dziwnego pokoju, pełnego obściskujących się ludzi. Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni.
            - Kolejni nowi?! - zawołał nagle barman. Horan spojrzał na niego zniecierpliwiony. - Mam tego dosyć, zgłaszam to do...
            - Och, zamknij się - burknął Horan i strzelił w jego kierunku. Szkło za nim pękło na drobne kawałeczki, a wokół zrobiło się zamieszanie. Wszyscy zaczęli uciekać.
            - Chybiłeś? - spytałem go unosząc brew. Horan wzruszył ramionami.
            - Nie. Odstrzeliłem mu tylko ucho, nie widziałeś?
            Przewróciłem oczami. Nigdy nie zrozumiem ludzi z tego świata. Ale musiałem przyznać, że cela miał dobrego. Dopiero teraz zauważyłem plamę krwi na ladzie. Sam barman już dawno temu zwiał razem z innymi. Ruszyliśmy dalej, sprawdzaliśmy każdy pokój, ale żaden nie wyróżniał się niczym specjalnie. W końcu Horan wywarzył drzwi do ostatniego pokoju. Zaskoczenie ukazało się na naszych twarzach, gdy naszym oczom ukazała się drobna dziewczyna z kręconymi włosami. Uniosła ręce do góry i patrzyła na nas z przerażeniem. Za nią na ziemi widniała otwarta klapa, z której wnętrz wydobywało się światło.
            - A ty jesteś...? - spytał Horan mierząc do niej z broni.
            - Właśnie wychodząca. Jak spotkacie na dole tego przystojniaka z dziwnie powykrzywianymi nożami to powiedzcie mu, że mam na imię Rebeca. To tyle.
I minęła nas w drzwiach. Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni. William tu był? To wyjaśniało dlaczego drzwi były otwarte. Podeszliśmy do dziury w podłodze, wejścia do podziemi i westchnęliśmy niemal jednocześnie.
            - Skaczesz pierwszy Shakira. W jakim to zespole byłeś? The Wanted?
            - Och, zamknij się - burknąłem. - Ja przynajmniej nie wyglądam jak niedopieczony kurczak.
            - Jak nie chcesz skończyć z kulką w głowie to lepiej skacz - odparł z miną zabójcy.
            Wiedziałem, że nie żartował, więc skoczyłem jak mi kazał. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to mężczyzna leżący na ziemi. Tak.
William na pewno tu był.

niedziela, 2 lutego 2014

Informacja

Blog zostaje zawieszony do 15 lutego, potem rozdziały będą się pojawiać regularnie tym razem w każdą sobotę.