sobota, 20 września 2014

38. Finally

                Nie sądziłam kiedykolwiek, że na widok ulic i budynków Glasgow, które przecież niczym się praktycznie nie różniły od tych na całym świecie, będę czuła takie szczęście. Mimo że nie znałam tu każdego zakątka czy kawiarni gdzie można było kupić puchar lodów za absurdalnie niską cenę jak to było w moim rodzinnym mieście, czułam że to właśnie tutaj jest moje miejsce. Poznawałam co jakiś czas jakiś znajomy element, który rzucił mi się w oczy kiedy byłam tutaj poprzednim razem. Jechałam tutaj z jednym z ludzi Noah, który z niewiadomego mi powodu traktował mnie jak kretynkę i nawet nie próbował ukryć swojej niechęci do mnie, a z tyłu drzemał Bones z miną, która upodobniała go do małego dziecka. Jakby nie kolczyk w jego wardze i tatuaże na wierzchu pomyślałabym, że wygląda jak aniołek. Pozory potrafiły mylić, bo Bones był wszystkim tylko nie aniołem. Do niewinności było mu tak daleko jak to się tylko dało. A ten kolczyk w wardze to jego nowy nabytek. W szpitalu musiał się pozbyć całego piercingu i oczywiście wszystko pogubił, wiec zaraz po wyjściu poszedł do pierwszego lepszego niepodejrzanego salonu i sprawił sobie to 'hardkorowe cudo' czy jak tam to nazwał. Przynajmniej miałam pewność, że jakoś się trzyma, bo w ostatnich dniach nie szczędził sobie żartów i głupich teksów kierowanych w większości do Malika aż w końcu ten strzelił mu w twarz. Później oberwał dużo gorzej, więc właściwie to on wyszedł na najbardziej poszkodowanego.
                Spojrzałam przez okno sportowego samochodu, którego pewnie nie było jeszcze nawet w sprzedaży. Oni wszyscy mieli jakiegoś bzika na punkcie motoryzacji. Typowe. 
                Zatrzymaliśmy się wśród magazynów w dosyć nieciekawej okolicy. Wysiadłam z auta pierwsza, bo nie łudziłam się, że kierowcy zechce się łaskawie zrobić to za mnie. Otworzył przynajmniej bagażnik odpowiednim guzikiem, a potem po prostu trzasnął drzwiami i sobie poszedł. Wyciągnęłam z auta wózek Bonesa i postawiłam go na ziemi. Otworzyłam drzwi i pochyliłam się do środka, żeby obudzić chłopaka. Nagle poczułam jak jego dłonie szarpią mną przez co zawisłam w aucie z klatką piersiową na jego kolanach.
                - Kretyn - burknęłam. Chłopak klepnął mnie w plecy i roześmiał się wesoło.
                - Chyba nie myślałaś, że śpię - zachichotał. - Podstawą mojego zawodu jest czujność 24h na dobę Kate, ja śpię świadomie - powiedział jakby tłumaczył coś bardzo głupiemu dziecku.
                - Już się tak nie popisuj tylko puść mnie - prychnęłam. - Bo będziesz się musiał doczołgać do mieszkania Noah frajerze.
                - Ale pojechałaś, prosto w serce Kate, krwawię - westchnął teatralnie. Przewróciłam oczami  spróbowałam się podnieść.
                - Strasznie mi przykro. A teraz puść mnie łaskawie, żebym mogła posadzić ten twój krzywy tyłek na wózku! - warknęłam. Chłopak tylko mruknął coś pod nosem rozbawiony głosem i umożliwił mi stanięcie na własnych nogach.
                - Jak z dzieckiem - burknęłam.
                Pomogłam mu usiąść na wózku, mimo że mówił, że sam sobie poradzi. Był uparty i honorowy, a to w jego przypadku bardzo złe połączenie. Wiedziałam jak ciężko jest mu z tą chwilową niepełnosprawnością. Poza tym domyślałam się, że przez całe życie to on był raczej opiekunem. Nie był przyzwyczajony do odwrotnej sytuacji. Przypomniałam sobie o Snake i musiałam wziąć głęboki wdech. Tak, to wciąż bolało. Nieważne ile razy ktoś powie mi, że zrobiłam dobrze, że prawdopodobnie uratowałam życie komuś do kogo zapewne by strzeliła, nie mówiąc już nawet o swoim. Poczułam, że Bones patrzy na mnie troskliwie co było nowością w jego zachowaniu, bo ostatnio bez przerwy żarliśmy się o to, że mam go nie traktować jak upośledzonego kaleki podczas gdy ja się nim po prostu chciałam zaopiekować. Był moim przyjacielem tak? Chyba zrobiłby to samo dla mnie, więc w czym problem? Harry nie pozwalał mi pchać jego wózka, bo twierdził, że nie mogę się przemęczać, a on przecież doskonale sobie poradzi. Naprawdę przesadzał.
                Wyjęłam telefon z grubej kurtki, którą na sobie miałam. Był już styczeń, więc temperatura nie osiągała więcej niż 2 stopnie Celsujsza. Święta spędziłam z Bonesem tłumacząc rodzicom, że znajomi zabierają mnie do siebie na Boże Narodzenie. Nie chciałam im mówić, że tak naprawdę objadałam się szpitalnymi galaretkami z kryminalistą w prywatnej klinice, którą jak się okazuje opłacił mi właśnie Bones. Zadzwoniłam do Miry i rozłączyłam się zanim odebrała. Chciałam jej tylko dać znać, że już jesteśmy. Przygryzłam nerwowo wargę. Cholera. Dlaczego oczy mnie pieką?
                - Czy ty płaczesz? - Usłyszałam zaskoczony, niski głos dobiegający z dołu.
                Spojrzałam na Bonesa i zdałam sobie sprawę z tego, że nie był tak daleko w swoich przypuszczeniach. Naprawdę miałam łzy w oczach. Głupie uczucia. Powinnam być twarda. Czy to nie właśnie tego powinien mnie nauczyć ich świat? Tylko najsilniejsi przetrwają. Ja przetrwałam. Nie mogę teraz wyjść na słabą dziewczynkę. Ta dziewczynka już odeszła. Zastąpiła ją silna kobieta.
                Zamrugałam kilka razy, żeby pozbyć się łez. Wzięłam głęboki wdech. Kiedy metalowe drzwi jednego z kilkupiętrowych magazynów się otworzyły, po łzach nie było ani śladu. Mira dosłownie wybiegła ze środka i rzuciła się na mnie. Zaśmiałam się głośno i objęłam ją najmocniej jak potrafiłam. Boże jak ja za nią tęskniłam.
                - Ałć, uważaj na moje żebra, już je raz ktoś zmiażdżył - powiedziałam rozbawiona odsuwając ją lekko od siebie. Uśmiech dziewczyny lekko zgasł.
                - Matko przepraszam! Zupełnie zapomniałam! - Zakryła usta dłonią. Przewróciłam oczami.
                - Spokojnie, nic się nie stało przecież. - Wyszczerzyłam się do niej. - Tęskniłam.
                - Ja też - odparła łamiącym się głosem i przytuliła mnie ponownie, tym razem o wiele delikatniej.
                - Zaraz się porzygam, możemy wejść do środka zanim odmarznie mi tyłek, a wy utopicie się w tej waszej tęczy? - prychnął Bones. Zachichotałam. Mira spiorunowała go wzrokiem. Chciała mu coś odpyskować, ale ją powstrzymałam.
                - Bones pamiętasz, że Mira uratowała ten twój zgrabny tyłek? To nie zachowuj się jak małe dziecko - powiedziałam, śmiejąc się w duchu kiedy chłopak zmrużył oczy i zacisnął zęby.
                - Wiesz jakie mam zdanie na ten temat - burknął. - Jak dla mnie mogła mnie tam zostawić.
                - Ale tego nie zrobiła. Na szczęście. Dzięki temu możemy dalej się z tobą męczyć - powiedziałam.
                Chłopak spojrzał na mnie, chcąc coś powiedzieć, ale na widok mojej miny zamknął z powrotem usta. Wiedział, że nie chciałabym go stracić. To nie miało sensu, ale taka była prawda. Był dla mnie ważny. A nasza więź jeszcze się pogłębiła podczas ostatnich tygodni w szpitalu. Tam mieliśmy tylko siebie i znaliśmy teraz siebie praktycznie na wylot. Możemy się kłócić, ale oboje wiemy, że od początku coś między nami było. Nie mówię tu o jakiś romantycznych uczuciach. To był inny rodzaj więzi. I chociaż żadne z nas tego nie rozumiało to ona po prostu istniała. I tyle.
                - Chodźmy do środka, bo rzeczywiście jest dzisiaj bardzo zimno. I zaraz zacznie chyba padać śnieg, od rana się zbierało - wtrąciła Mira po chwili. Byłam jej wdzięczna, że przerwała kłótnię do której mogło dojść.
                Dziewczyna zaprowadziła nas do środka. Zignorowałam protesty Bonesa i pomogłam mu wjechać do środka. Sam nie dałby rady, taka prawda. Posłał mi urażone spojrzenie, ale nic sobie z niego nie robiłam. Rozebrałam wierzchnią odzież i pomogłam zrobić to samo Bonesowi. Mira gdzieś na chwilę poszła. Przykucnęłam przed chłopakiem i wzięłam jego twarz w dłonie, żeby zmusić go do spojrzenia mi w oczy.
                - Błagam Bones, rozmawialiśmy już o tym. Nie pomagam ci, żeby cię upokorzyć albo udowodnić, że jesteś teraz słaby czy co tam jeszcze sobie myślisz. Robię to bo mi na tobie zależy. I nie obchodzi mnie co o tym myślisz, okej? - Mój głos pierwszy raz od dawna brzmiał tak stanowczo. Cały czas patrzyłam mu prosto w oczy, żeby miał pewność, że nie żartuje. Jego oczy pociemniały. Już dawno to zauważyłam. Jego oczy miały dziwną zdolność do zmieniana koloru. Albo to było tylko złudzenie. Nie wiem. Ale jestem pewna, że kiedy czasami na mnie patrzył to zieleń jego tęczówek stawała się bardziej głęboka.
                - Okej. - Poddał się w końcu. Jego ciepły oddech dotarł na moje usta, przez co odruchowo odskoczyłam od niego. To było zbyt intymne. Pewne wspomnienie pojawiło się natychmiast przed moimi oczami.
                ‘Spojrzałam do góry w oczy chłopaka, odkryte przez włosy, które same ułożyły mu się do tyłu podczas biegu. I wpadłam. Zapomniałam o wszystkim, gdy te dwie brązowe głębiny otoczyły mnie siłą swojego spojrzenia. Nieważne było dla mnie to, że go nie lubię i mam w sobie coś jakby urazę, przez to co się z nim stało. Jedyne co widziałam to jego oczy. Tylko one pozostały takie same. Gwiazdor zniknął, ale on pozostał taki sam. Tylko z zewnątrz się zmienił. A ja byłam głupia, że tego nie zauważyłam. Wszystko co robił było wołaniem o pomoc. Potrzebował kogoś kto wyciągnie go z dziury, którą sam dla siebie wykopał.
            - Zmieniłam zdanie - powiedziałam cicho nie odrywając oczu od jego brązowych tęczówek.
            - Co masz na myśli? - zapytał. Mogłam niemal zobaczyć jak w jego oczach mieszają się niepewność i ciekawość.
            - Chyba jednak mogłabym cię polubić.
                Zacisnęłam dłonie w pięści. To wtedy zmieniło się moje nastawienie do Liama. To wtedy przestałam z nim walczyć i zaczęłam się do niego coraz bardziej zbliżać. I zauważyłam, że po jakimś czasie przestał być dla mnie tylko Liamem Paynem, byłą gwiazdą, która jakimś cudem znalazła się ze mną w samym środku świata zabójców i ucieczek. Stał się dla mnie po prostu chłopakiem, którego pokochałam. W międzyczasie stałam się też niestety kimś kogo on znienawidził. Upodobniłam się do Bonesa, kogoś kto odzwierciedlał wszystko czego nienawidził Liam.
- Wejdźcie proszę, wszyscy czekają - odezwała się Mira, przerywając moje rozmyślania.
                Zmusiłam się do uśmiechu, który jednak szybko zmienił się w prawdziwy kiedy weszliśmy do salonu łączonego z kuchnią, gdzie znajdowali się prawie wszyscy ludzie, którzy byli razem ze mną wplątani w całe to zamieszanie. Coś co w końcu się skończyło wraz ze śmiercią ostatniego z rodu O’Dokeyów. Pierwszym moim odruchem było rzucenie się w ramiona Malika co spotkało się ze śmiechem większości zgromadzonych tu osób. Część poszła przybić sobie piątki z Bonesem.
                - Tęskniłaś? - spytał chłopak tonem, który zawsze brzmiał jakby ze mną flirtował. Jak mi tego brakowało.
                - Bardzo - zamruczałam po czym wybuchłam śmiechem. Ku mojemu zdziwieniu sekundę później obok nas pojawił się Zack. Przyjrzałam mu się uważnie. Wyglądał o wiele lepiej niż kiedy ostatni raz go widziałam. Zniknęło zmęczenie z jego twarzy, a rany zagoiły się i zamieniły w blizny, które komuś o takiej urodzie jak jego dodawały tylko charakteru.
                - Chciałem ci podziękować za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Wiem, że nie musiałaś tego robić, a jednak nie zwiałaś tylko stawiłaś temu wszystkiemu czoła. Jestem pełen podziwu i jednocześnie chciałbym cię przeprosić, bo gdyby nie ja nigdy byś się w to nie wplątała. - Chłopak podał mi dłoń, którą uścisnęłam z pewnością, której kiedyś tak bardzo mi brakowało.
                - Mogę zadać ci pytanie?
                - Oczywiście.
                - Czy kiedy kazałeś mi pójść po Mirę po tym jak cię postrzelono chodziło ci tak naprawdę o to, żeby była bezpieczna?
                Chłopak uśmiechnął się tylko i przekazał mi to co chciałam wiedzieć swoim spojrzeniem. Czyli Bones miał rację. Nie wszyscy bandyci byli tacy źli. Jako następny podszedł do mnie William chociaż widziałam, że zrobił to bardzo niechętnie. Uniosłam brew.
                - Cześć krasnalu. Skurczyłaś się znowu czy tylko mi się wydaje? - Przewróciłam oczami. - Chciałem ci…podziękować - odparł głosem ociekającym sarkazmem. Skrzyżowałam ręce pod biustem i spojrzałam na niego z rozbawieniem. - Jak na kobietę to masz nienajgorszego cela tak poza tym - powiedział po czym klepnął mnie po ramieniu, a jego kąciki ust lekko drgnęło co było jego wersją uśmiechu. Potem po prostu odszedł.
                Spojrzałam na Malika próbując nie wybuchnąć śmiechem. To było coś nowego. Komplement z ust Williama musi coś znaczyć, bo nie rozdawał ich na prawo i lewo. Później rozmawiałam jeszcze chwilę z Horanem, Noah i reszt a zebranych tu ludzi. Zdziwiłam się na widok Sarah, a jeszcze bardziej kiedy zobaczyłam jak Noah posyła jej co jakiś czas intensywne spojrzenie od którego ta się rumieniła. Później dowiedziałam się od Miry, że Sarah wróciła do Glasgow z nimi, bo chciała porozmawiać z Noah. Jeszcze tego samego dnia weszła do sypialni swojego brata w zdecydowane złym momencie jak to określiła. Okazało się, że oboje nigdy nie zapomnieli o romansie, który mieli dawno temu i postanowili spróbować jeszcze raz, ty razem na poważnie. Mira była na początku zdziwiona, ale po jakimś czasie doszło do niej, ze do siebie pasują, a jej brat zasługuje na odrobinę szczęścia.
                Po całym dniu, który pełen był uśmiechów i przyjaznych uściśnięć dłoni, położyłam się w jednej z gościnnych sypialni Noah i rozmyślałam z oczami wpatrzonymi w sufit. I wtedy po raz kolejny doszło do mnie jakie to wszystko było puste bez Liama. I jak bardzo mi go brakuje i ile bym dała za to, żeby wiedzieć chociaż gdzie teraz jest i czy chociaż jedna jego myśl była poświęcona na mnie odkąd po raz ostatni się widzieliśmy.