sobota, 19 kwietnia 2014

Info

Z powodu świąt i przygotowań do egzaminów gimnazjalnych w tym tygodniu rozdział się nie pojawi, a w przyszłym może się pojawić z lekkim opóźnieniem. Osoby, które zwykle informuję na twitterze zostaną poinformowane o nowym rozdziale zaraz po dodaniu.

Życzę Wam wesołych świąi i mokrego poniedziałku ^^

sobota, 12 kwietnia 2014

29. Recovery

Nie wszyscy, których znalazłam w salonie byli mi znajomi. Poza Liamem, Mirą, Malikiem i Horanem, znajdowała się tu również kobieta wyglądająca na jakieś 30 lat, o długich do łokci rudych włosach i intensywnie zielonych oczach, zapewne to była Sarah, o której Liam coś wczoraj wspominał, Dean, o ile dobrze pamiętałam, który był odpowiedzialny za wyłączenie zasilania w podziemiach i dwóch chłopaków o identycznym kolorze oczu, po czym poznałam, że są spokrewnieni. Tych dwóch widziałam ostatni raz kiedy postrzelono Williama. Właśnie. Nie było Williama.
Wszystkie oczy były skupione na mnie. Nie bardzo rozumiałam powódu ich zainteresowania. Usiadłam obok Miry wdzięczna, że dziewczyna natychmiast mie objęła. Od razu poczułam się lepiej. Podniosłam wzrok i spojrzałam pytająco na wszystkich.
- Kate, Sean ma do Ciebie parę pytań, za godzine on i jego bracia wracają do Glasgow, żeby przekazać Noah wszystko co wiedzą, jednak najpierw musisz tą wiedzę uzupełnić - powiedział Horan. Dopiero teraz zauważyłam, że nabawił się sporego rozcięcia nad łukiem brwiowym, które wyraźnie ktoś oczyścił, jednak z jakiegoś powodu chłopak musiał odmówić opatrzenia.
Nie chciałam wracać myślami do tego co się wczoraj stało. Była to ostatnia rzecz na jaką miałabym teraz ochotę. Gdyby nie to jak bardzo zmęczona byłam, dzisiejsza noc obfita byłaby zapewne w koszmary. Ale wiedziałam, że to mój obowiązek, O'Dokey wciąż był na wolności.
- Co chcecie wiedzieć? - spytałam splatając palce i biorąc głęboki wdech. Przystojny chłopak, którego twarz pokrywały liczne blizny, nieco zakryte przez lekki zarost, zwrócił się do mnie ze skupieniem na twarzy.
- Opowiedz nam wszystko co stało się po tym jak nas zostawiłaś - odparł głosem z typowo angielskim akcentem, po czym poznałam, że to właśnie stamtąd pochodzi, a nie ze Szkocji lub Irlandii, gdzie właśnie się znajdowaliśmy. Powoli zaczynałam odróżniać już poszczególne akcenty.
- Ja i.. Nie pamiętam jak ten chłopak miał na imię, rozdzieliliśmy się. Po jakimś czasie ktoś przycisnął mnie do ściany i zatkał mi usta. Uderzył mnie w głowę przez co na krótką chwilę straciłam przytomność. Ocknęłam się kiedy wynosił mnie na zewnątrz, założył mi worek na głowę dlatego nie widziałam jak się stamtąd wydostaliśmy. Na dworze uderzyłam go w krocze, wtedy mnie puścił i spadłam na ziemię, uderzyłam go obcasami w brzuch i ściągnęłam worek z twarzy. Uderzył głową o krawężnik i miał krew na włosach, ale nie wiem czy to było coś poważnego. Potem uciekłam, ale wiem, że mnie gonił. Znalazłam Liama i wtedy schowaliśmy się w klubie. Koniec historii. Nazywa się Harrison O'Dokey, ma szare oczy, brązowe włosy, dosyć twarde rysy, jest wysoki i cholernie silny, ale łatwo go zmylić. Ma... - Chciałam powiedzieć, że ma brata Charlsona, ale jakoś nie potrafiłam mieszać w to Chara. I tak zapewne w jakiś sposób do niego dotrą, ale nie chciałam być temu winna. Sean uniósł brew w oczekiwaniu. - ...angielski akcent mimo irlandzko brzmiącego nazwiska. Resztę zapewne powie Wam Zack.
- Jesteś pewna, że to wszystko? Coś powiedział? - spytał Dean.
- Tylko raz, żebym była cicho. - Wzruszyłam ramionami. Naprawde chciałam zapomnieć o ostatniej nocy i tym, że O'Dokey wciąż jest na wolności.- Okej, dzięki za pomoc.
Chłopak wstał i uśmiechnął się do mnie. On i jego prawdopodobnie bracia wydawali się nie pasować do tego otoczenia. Tak, mieli tatuaże, skórzane kurtki i inne cechy, które sprawiały, że chłopak wyglądał niebezpiecznie, ale coś w ich oczach było tak ciepłego, że nie mogłam oprzeć się myśli, że nie skrzywdziliby muchy. Wiedziałam, że pozory mylą, tylko nie potrafiłam się zorientować co jest iluzją, a co prawdą. Wyszli chwilę później zostawiając mie w gronie osób, które znałam. Jedyną obcą mi osobą była Sarah, więc moje oczy automatycznie zwróciły się w jej kierunku. Kobieta miała bardzo pogodne oczy i wydawała się być zbyt czysta dla tego świata. Zastanawiałam się skąd znała Noah.
- Co się stało z resztą Red Snow? - spytałam, żeby przerwać ciszę. Chwilę później pożałowałam swoich snów, w obawie jak brutalnie mogła brzmieć odpowiedź. Dlatego nic dziwnego, że odetchnęłam z ulgą kiedy Malik odpowiedział.
- Zostawili ich policji, co prawda najpierw musieli przejechać spory kawałek do komisariatu gdzie pracuje znajomy Kierana, który nie zadawał zbędnych pytań tylko umieścił ich w areszcie kiedy wprowadził ich dane do systemu, żeby sprawdzić jakie przestępstwa mają na swoim koncie. Większość była poszukiwana od co najmniej paru miesięcy, więc nie wyjdą z kicia wcześniej niż za dekadę. Możesz spać spokojnie. - Uśmiechnął się słodko. Słabo odwzajemniłam ten gest. Nie wiem czy potafiłam spać spokojnie po tym wszystkim zwłaszcza, że brat Chara wciąż był na wolności.
- Przepraszam, że się wtące, ale muszę iść do Williama zmienić mu opatrunek i podać leki - powiedziała nagle Sarah. - Kate, czy możesz pójść ze mną?
Spojrzałam na nią nieco zaskoczona, ale posłusznie wstałam i podreptałam za nią, krzywiąc się kiedy poczułam, że jakaś droba rana na ramieniu przez przypadek musiała się otworzyć i całe ramię zaczęło mnie piec. Zacisnęłam zęby, starając się nie okazywać żadnych emocji. Większość z nas miała sto razy gorzej. W porównaniu z ich obrażeniami moje siniaki i zadrapania były wręcz śmieszne. Kiedy znalazłyśmy się już daleko od salonu Sarah zwolniła i spojrzała na mnie niemal matczynym wzrokiem.
- Jak wplątałaś się w to bagno? - spytała ze współczuciem. Przygryzłam wargę. Jak opowiedzieć coś takiego w skrócie?
- Eee... Zrobiłam to dla przyjaciółki. Chyba nie do końca wiedziałam w co się pakuje. - Wzruszyłam ramionami. - Ale nie żałuje. Przyczyniłam się do uratowania Zacka, to od początku był mój cel.
- Jesteś bardzo dojrzała jak na swój wiek i pochodzenie. I odważna. Większość zwiałaby po pięciu minutach. - Uśmiechnęła się.
- Dziękuje. Nawet nie wiedziałam, że potrafie taka być. Kiedyś byłam raczej zwykłą, niewyróżniającą się z tłumu osobą. Wzrost i te sprawy - dodałam sarkastycznie. - A Ty...?
- Och, ja mam normalne życie. Jestem lekarką mieszkającą z kotem, którego wiecznie nie mogę znaleźć, bo ten dom jest za duży - zachichotała. - Moje życie jest nudne i raczej mało interesujące. Jedyny wybryk, na który kiedykolwiek sobie pozwoliłam to krótki romans z Noah. Ale nie mów tego Mirze, ona zna inną wersję - dodała teatralnym szeptem. Uniosłam kącik ust ku górze. - Teraz jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele Noah to moi przyjaciele, dlatego mu pomagam. A teraz cichutko, nie wiem czy William przypadkiem nie śpi.
Otworzyła drzwi i weszłyśmy do przestronnego pokoju o błękitnych ścianach. Na łóżku leżał William, cały w bandażach i kabelkach podłączonych do jego ciała, łączących go z kilkoma maszynami. Miał otwarte oczy i zirytowaną minę. Na mój widok jego mina zrobiła się jeszcze smętniejsza.
- Masz pojęcie ile wykładów Liama wysłuchałem przez Ciebie?! Ten niedoszły Justin jakiśtam oskarża mnie o wszystko co zdarzyło się w podziemiach i że to niby przeze mnie skórciłaś dobrodusznie męki Gemmy - powiedział. Zmarszczyłam brwi.
- Kto to Gemma?
- Snake. To oczywiste, że wężowata miała jakieś imię nie? Ja tam uważam, że dobrze się stało, że wpakowałaś jej kulkę. Liam to ciota - mruknął. Wow, chyba w życiu nie słyszałam, żeby powiedział tyle na raz do mnie. Na ogół raczej się nie odzywał lub tylko bąkał coś pod nosem.
- Pozwól, że Kate sama to oceni - odezwał się nagle znany mi głos za plecami. Drgnęłam i wciągnęłam powietrze do płuc z głuchym świstem. Odwróciłam się i spojrzałam na niego niepewnie. - Możemy porozmawiać?
Spojrzałam pytająco na Sarah i Williama, kobieta pokiwała głową, a Will wzniósł oczy do nieba.
- Jasne - wydukałam jakby nie swoim głosem. Wiedziałam, że w końcu będziemy musieli przeprowadzić tą rozmowę. Po prostu wolałabym mieć jeszcze trochę czasu. Chociaż trudno przygotować się na kogoś na kim Ci zależy mówiącego, że jesteś morderczynią. Zacisnęłam dłonie w pięści i wyszłam za Liamem z pokoju. Chłopak zatrzymał się za rogiem i praktycznie przycisnął mnie do ściany, opierając ręce po obu stronach mojej głowy na ścianie i patrząc mi w oczy wzrokiem, którego się nie spodziewał. Jego oczy w tym momencie na pewno nie były pełne obrzydzenia jak myślałam na początku. To było zupełnie inne uczucie, które sprawiło, że moje serce całkowicie zwariowało. A płuca zapomniały o swojej pracy. A ja zapomniałam o wszystkim.

sobota, 5 kwietnia 2014

28. Big bad man wants to kill me

Rozdział dedykuję cudownej @love_leerroy, która ma dzisiaj urodzinki! Najlepszego kochanie :**

Kate

                Powinnam być teraz przerażona i odmawiać ostatnią modlitwę. Czy co tam robi normalny człowiek kiedy wielki zły przywódca gangu chce go zabić. Tymczasem ja, dziękowałam w duchu, że to nie Char. Miał jego oczy. Tych oczu nie mogłabym pomylić. Miały jednak nieco inny kształt, jego rysy były nieco twardsze i jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, żeby jego policzki potrafiły przybrać różowy kolor. Teraz gdy przypomniałam sobie nazwisko O'Dokey, które należało do Chara byłam pewna, że przywódca musiał być w jakiś sposób z nim spokrewniony. Ale trudno było zrobić cokolwiek z tą wiedzą, gdy ktoś zakleił Ci usta taśmą i nałożył worek na głowę. W dodatku niesie Cie przerzuconą przez ramię, a Ty nie masz już siły okładać go pięściami i próbować się uwolnić. Przywołałam w głowie obraz moich przyjaciół. Każdego po kolei zatrzymując się w końcu na Bonesie. Zabiłam jego siostrę. Skrzywiłam się, bo poczułam ból. Nie fizyczny. Psychiczny. Od początku wiedziałam, że Snake była suką. Ale dla Bonesa była przede wszystkim siostrą. Nie wiedziałam co przeżyli ze sobą w przeszłości. Ile być może musieli wycierpieć, żeby być tym kim się stali. Ile sekretów i wspomnień dzielili. Wyobraziłam sobie, że ktoś zabił mojego młodszego braciszka. Uczucie było tak okropne, że moje oczy natychmiast wypełniły się łzami, a związane dłonie zacisnęły się w pięści. Wiedziałam, że robiłam to w obronie nas wszystkich. W zemście za Williama. Ale to nie było usprawiedliwienie dla odebrania komuś życia. Morderstwo to morderstwo. I cholera, nie chciałam, żeby Bones dowiedział się o tym od kogoś innego kiedy będę już martwa. Jeśli ktoś ma wziąć za to odpowiedzialność to tylko ja. A żeby to zrobić muszę przeżyć.
                Poczułam, że znaleźliśmy się na zewnątrz, bo przez moją niewiele zakrywającą sukienkę przedarł się zimny wiatr typowy dla późnego listopada. Skórzana kurtka, którą miałam na sobie również nie należała do tych najcieplejszych. Musiałam coś wymyślić. Zanim wywiezie mnie, zabije czy jeszcze coś innego. Równie mocno co znać prawdę, chciałam żyć. Bardzo delikatnie ruszyłam moją stopą w dół. Miałam tylko jedną szansę. Bez ostrzeżenia zamachnęłam się i uderzyłam prosto w jego krocze. Usłyszałam cichy jęk i poczułam, że mężczyzna zgina się w pół i klnie pod nosem. Jego ruch sprawił, że spadłam na ziemię prosto przed nim. To bolało. Nic nie widziałam, ale usłyszałam jak robi krok. Wyrzuciłam nogi przed siebie na oślep, trafiając obcasami prawdopodobnie w jego brzuch. Skorzystałam z okazji i podniosłam się nieporadnie, a następnie z największym trudem zdjęłam związanymi dłońmi worek z głowy. Zobaczyłam mężczyznę leżącego na ziemi, trzymającego się za głowe. Upadając na ziemię uderzył głową w krawężnik i teraz na jego brązowych włosach pojawiła się ciemna ciecz. Spojrzał do góry nieprzytomnym wzrokiem. Bez zastanowienia zaczęłam uciekać, mimo tego, że moje ciało było już zmęczone. Byliśmy na obcej ulicy, której nie mijaliśmy w drodze tutaj. Kto wie gdzie jeszcze mogły doprowadzić te tunele. Obcasy i związane ręce okropnie utrudniały mi bieg. Po chwili usłyszałam, że ktoś mnie goni. Cholera. Był mocny skoro uraz go nie powstrzymał. Adrenalina krążyła w moich żyłach, buzując w środku i dodając mi siły. Nie miałam pojęcia gdzie biegnę i czy wytrzymam wystarczająco długo, żeby znaleźć się w jakimś bezpiecznym miejscu. I czy w okolicy pełnej magazynów i ciemnych uliczek można w ogóle poczuć się bezpiecznie. Potrzebowałam wsparcia. Nigdy tak bardzo nie pragnęłam poczucia, że ktoś ze mną jest, że mam w kimś oparcie, jak teraz. Byłam zupełnie sama i tylko ode mnie zależało to czy przeżyję. Mogłam albo dowiedzieć się całej prawdy i umrzeć, albo już na zawsze pozostać z lukami w tej układance. Ale żywa. Wybór był prosty.
                Skręciłam za róg i zobaczyłam w oddali klub. Przyspieszyłam czując łzy szczęścia zbierające się w oczach. Spod niego odjeżdżała właśnie czarna terenówka. Dzieliło mnie może 30 metrów od niej kiedy samochód odjechał, ukazując postać która stała tyłem i z uniesioną głową, jakby intensywnie nad czymś myślała. Zatrzymałam się gwałtownie. Moje płuca nie nadążały z dostarczaniem tlenu do organizmu, a moje serce tłukło się w piersi jakby miało dosłownie zaraz z niej wyskoczyć. Mimo że powinnam dalej uciekać, kierowałam się wolno w stronę tajemniczej postaci pod klubem. Przełknęłam ślinę, gdy dzieliło nas zaledwie parę metrów. Oddychałam bardzo ostrożnie, żeby nie zdradzić swojej obecności. Obróciłam się za siebie, ale ulica za mną była pusta. Na razie. Podeszłam na tyle blisko, że uderzył we mnie zapach męskich perfum. Kolana się pode mną ugięły.
                - Liam... - wydukałam.
                Czułam, że łzy, które od dłuższego czasu zbierały się w moich oczach, znalazły sobie drogę ucieczki przez moje policzki. Chłopak drgnął i odwrócił się gwałtownie. Jego pierś poruszała się gwałtownie w rytmie jego oddechów. Wyglądał jakby ze sobą walczył. Minęło kilka sekund kiedy chłopak przycisnął mnie mocno do siebie jakbym miała się zaraz rozpłynąć. Czułam jak cały się trzęsie jakby niedowierzał, że to dzieje się naprawdę.
                - C-co ty tu robisz? Nie jesteś na dole? - spytał słabym głosem, który we wszechobecnej ciszy wydawał się być krzykiem.
                - O'Dokey mnie porwał - wymamrotałam. - Musimy znaleźć bezpieczne miejsce, zaraz nas znajdzie, musisz być bezpieczny on...
                - Ćśś... - szepnął. - Wszystko będzie dobrze. Teraz Ty jesteś najważniejsza. Twoje bezpieczeństwo jest najważniejsze, nie moje.
                - Zabierz mnie stąd - mruknęłam wtulając się w jego ciepłą pierś.
                Martwiło mnie to, że O'Dokey gdzieś zniknął. Miałam nadzieję, że rozcięta głowa sprawiła, że stracił przytomność albo osłabiła go na tyle, że zrezygnował. Ale dziwne uczucie, które skręcało moje wnętrzności w supeł podpowiadało mi, że on wciąż gdzieś tu jest. I być może nas teraz obserwuje.
                - Musimy uciekać!
                - Nie wiem gdzie... Możemy wrócić do klubu, ale w każdej chwili może tu przyjechać policja albo ktoś z Red Snow może próbować uciec, nie możemy ryzykować. Zadzwonię do Miry, może ona załatwi nam transport - powiedział sięgając po coś do kieszeni, zapewne telefon.
                - Proszę, wejdźmy do środka - wydukałam odrywając się od jego ciała i próbując dostrzec coś w ciemnościach rozrzedzonych słabym światłem starych latarni. - Potem możemy zadzwonić.
                - W porządku - westchnął.
                Weszliśmy do środka i schowaliśmy się za barem. Usiadłam na ziemi i oparłam głowę o drewniane drzwiczki do szafki, zamykając oczy i próbując nie myśleć o wszystkim co się ostatnio wydarzyło. A było to trudne, bo każdy szczegół jak na złość przewijał się w moich myślach. Nagle gwałtownie otworzyłam oczy i spojrzałam na Liama zaalarmowana.
                - Mieliście kontakt z Mirą?! Wszyscy żyją?? - spytałam podniesionym głosem. Dopiero teraz pozwoliłam sobie myśleć o trójce naszych przyjaciół, od których nie dostaliśmy żadnych wieści.
                - Tak tak, Zayn dostał kulkę w ramię, a Bones podobno jest w bardzo ciężkim stanie, ale wszyscy żyją. - Posłał mi pocieszający uśmiech.
                Cholera. Nie wiedziałam czy płaczę z ulgi czy z rozpaczy. Nawet nie chciałam wiedzieć jak czuła się teraz Mira. Wiedziałam, że od początku obwiniała się o to wszystko. Może gdyby nie zaszła we mnie tak wielka zmiana, rzeczywiście miałabym jej za złe to, że mnie w to wciągnęła. Ale teraz byłam zupełnie inną osobą. Życie innych stało się dla mnie najważniejsze. Dlatego postrzeliłam Snake. Bo odważyła się skrzywdzić kogoś na kim mi zależało. Może to był tylko William, chłopak, z którym prawie nie rozmawiałam i troche się go bałam. Ale był częścią naszej grupy, nieważne jaki był cel jego zejścia do podziemi, w pewnym sensie pomógł mi wyjść z tego żywo.
                Liam zadzwonił do Miry i wytłumaczył jej w skrócie co się stało. Kiedy wyjaśnił jej kto za tym wszystkim stoi, powiedział do mnie bezgłośnie, że nie wydaje się zaskoczona.
                - Wiedziałaś od początku kto to? - spytał oszołomiony. Faktycznie, kiedy Zacka postrzelono i porwano, Mira mówiła, że chyba wie kto za tym stoi. Ale nic nie chciała powiedzieć. Usiadłam tuż obok Liama i przyłożył ucho do telefonu, który trzymał w dłoni, żeby słyszeć co dziewczyna mówi.
                - Podejrzewałam. Zack bardzo dawno temu powiedział mi, że ktoś go obserwuje. Nie trudno było mu znaleźć dane o tej osobie. Byłam przy tym kiedy dowiedział się o tym. Miał na imię Charlson O'Dokey. Z jakiegoś powodu cały się spiął kiedy przeczytał to nazwisko. Potem wytłumaczył mi, że miał 'małe spięcie' z tą rodziną. Wytłumaczył mi, że ten cały Charlson jest raczej niegroźny, ale jego brat Harrison może być dla niego kiedyś poważnym problemem. - Usłyszałam przytłumione słowa.
                - Char - szepnęłam.
                Jak dla mnie minęły lata świetlne od kiedy go widziałam. A jednak cały czas mnie prześladował. Szybko poskładałam wszystkie elementy układanki. Mordercze spojrzenie chłopaka, kiedy odwoził mnie do domu i zobaczył Zacka pod kamienicą, który zapewne czekał tego wieczoru na Mirę. To, że Zack był płatnym zabójcą. Musiał zabić kogoś ważnego dla Chara i Harrisona. To wyjaśniało całe to porwanie i zmuszanie go do powiedzenia kto mu to zlecił. Harrison był przywódcą gangu, ale Char nie miał z tym nic wspólnego. Jednak wiedział kto zabił bliską mu osobę, a to wystarczało do całkowicie uzasadnionej nienawiści.
                - Dasz mi Mirę na chwile? - spytałam cicho. Liam spojrzał na mnie przez chwilę i podał mi swój telefon. - Mira?
                - Kate! Jak dobrze usłyszeć Twój głos! - powiedziała dziewczyna. Uśmiechnęłam się słabo.
                - Twój też. Co z Bonesem i Malikiem? Wiem, że podobno żyją, ale muszę mieć pewność - odparłam nerwowo.
                Byłam zmęczona i przytłoczona tym wszystkim. Chyba wyczerpałam wszelkie zapasy energii, odwagi i adrenaliny na następny rok. Powoli dochodziło do mnie wszystko co się dzisiaj stało i koniecznie potrzebowałam jakiś w miarę dobrych wieści.
                - Nie będę Cie okłamywać mówiąc, że wszystko z nami w porządku, bo tak nie jest. Akcja wymknęła nam się spod kontroli, budynek zaczął się walić, a pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Znalazłam Bonesa przygniecionego stertą gruzu, ledwo udało mi się go stamtąd wydostać. Myśleliśmy, że Malik nie żyję, ale przeżył. Więzień, z którym rozmawiałam, bo miał ważne informacje, przetransportował nas jakoś do opuszczonej kamienicy i opatrzył rany. Nie wiem jak to zrobił, bo rano już go nie było. Potem przeszliśmy do domu Zacka i od tamtej pory tu siedzimy. Potrzebujecie jakiejś pomocy? Noah przed chwilą zadzwonił mówiąc, że większość wsparcia dalej jest w podziemiach, a ktoś pojechał z Horanem i rannymi do Sarah.
                - Potrzebujemy się stąd wydostać, O'Dokey jest na powierzchni i obawiam się, że w każdej chwili może wrócić.
                - Zrobię co w mojej mocy. Ale dlaczego po prostu nie ukradniecie samochodu?
                Miałam ochotę się zaśmiać. Po tym wszystkim, kiedy pomogłam komuś przejść na drugą stronę, nagle odezwało się we mnie sumienie, zabraniające mi kraść czyjąś własność. Naprawdę zaczynałam wariować. Oddałam telefon Liamowi, bo jeśli próbowałabym się odezwać to albo wybuchłabym płaczem albo histerycznym śmiechem. Zamknęłam oczy licząc na to, że moje problemy po prostu znikną kiedy zasnę. Nie mogłam się nawet wtulić w Liama, bo czułam jakby trzymał mnie na dystans. Znając jego, po prostu brzydził się mnie po tym co zrobiłam. Sama zaczynałam się siebie brzydzić. Dlaczego to wszystko nie może się po prostu skończyć? Łzy zaczęły toczyć się po moich policzkach. Czułam na sobie spojrzenie Liama, a chwilę później jego ramiona oplotły moje ciało i przyciągnęły do siebie. Zaczęłam łkać w jego koszulę, błagając w myślach o przebaczenie. Jednocześnie wiedziałam, że tak naprawdę wcale tego nie żałuje. Gdybym tego nie zrobiła Snake mogłaby postrzelić ponownie Williama albo kogoś innego kto był tam obecny. A nie mogłam pozwolić, żeby ktoś umarł tylko dlatego, że nie potrafiłam pociągnąć za spust i tego skończyć. Ale i tak czułam się jak śmieć. Jak morderczyni.

***


                Poczułam, że się wybudzam i to był pierwszy sygnał na to, że w ogóle zasnęłam. Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy i nie wiedziałam kiedy odpłynęłam. Ani gdzie jestem. Otworzyłam oczy, mrugając kilkakrotnie by przyzwyczaić je do dziennego światła. Podniosłam się lekko i rozejrzałam dookoła. Byłam w jasnym, przestronnym pokoju, którego zwyczajność wręcz biła po oczach. Byłam przyzwyczajona do budzenia się w hotelach, dziwnie urządzonych mieszkaniach Bonesa, ale nie do zwykłego pokoju z białymi ścianami, drewnianymi meblami i niebieską pościelą. Wyplątałam się z puchatej kołdry, którą byłam przykryta i zdałam sobie sprawę z tego, że ktoś oczyścił wszelkie zadrapania i drobne rany, których nabawiłam się w podziemiach. Siniaków na ramionach, które powstały po silnych uściskach mężczyzn, którzy wprowadzili mnie do celi, niestety nie dało się się w tak prosty sposób zniwelować. Miały dokładny kształt ich dłoni i zielono-fioletowy odcień. Zdałam sobie sprawę z tego, że mam na sobie koszulę nocną z koronkowymi zdobieniami i zadałam sobie w myślach pytanie kto do cholery mnie przebrał i gdzie jestem. Chciałam przejść kilka kroków, ale zakręciło mi się w głowie i musiałam się oprzeć o szafkę. Zacisnęłam powieki i usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi i wchodzi do pokoju. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Malika z największym bałaganem na głowie jaki kiedykolwiek widziałam u chłopaka. W rękach niósł tacę ze śniadaniem, którą odłożył na szafkę, gdy tylko zobaczył, że wstałam.
                - Jak się czujesz Kate? - spytał.
                Dźwięk jego znajomego głosu sprawił, że na dobre uwierzyłam, że nic mu nie jest, no prawie, i praktycznie się na niego rzuciłam, zarzucając mu ręce na szyję. Usłyszałam jego cichy śmiech i poczułam, że klepie mnie przyjacielsko po plecach.
                - Jak się tu znalazłam? Gdzie jesteśmy? I co Ty tu robisz? Przecież byliście w Londynie - mamrotałam oszołomiona.
                - Jesteśmy u Sarah, to bliska przyjaciółka Noah, a także świetna lekarka. Liam zabrał Cie tutaj kiedy reszta naszych wyszła z podziemi i poprosił ich o podwózkę. Są tutaj wszyscy. Jest już po 15, sporo przespałaś. Ja i Mira przylecieliśmy pierwszym samolotem, a Bones...
                - Co z Bonesem? - zapytałam odsuwając się od niego gwałtownie. Martwiłam się o niego od kiedy usłyszałam, że jest w ciężkim stanie. W dodatku nie miałam dla niego dobrych wiadomości. Chłopak westchnął, a w jego oczach pojawił się smutek.
                - Jest w szpitalu. Jego stan jest na tyle poważny, że lepiej ryzykować, że policja go zatrzyma niż ryzykować jego życiem.
                - Dlaczego mieliby go zatrzymać?
                - Kate... Każdy z nas ma na swoim koncie wystarczająco dużo przestępstw, żeby siedzieć w kiciu przez resztę swojego życia.
                - Zamkną go? - Wystraszyłam się.
                - Najpierw musieliby mu udowodnić, że je popełnił. A obawiam się, że nie mają żadnych dowodów - zachichotał. Uniosłam brew. - Noah jest mistrzem w sprawianiu, że człowiek ma konto czystsze od niemowlaka. Zjedz coś, a potem zejdź do nas na dół. Wszyscy czekają. - Uśmiechnął się.
                Zostawił mnie samą kilka minut później. Zjadłam wszystko co mi przyniósł i przebrałam się w zostawione na krześle ubrania poskładane w idealny rządek. Były na mnie trochę za duże, więc podciągnęłam nogawki ciemnych dżinsów, nie bardzo przejmując się tym jak to będzie wyglądało. Czułam niewyobrażalną ulgę na myśl, że na dole jest Mira. Potrzebowałam w tej chwili przyjaciółki bardziej niż czegokolwiek na świecie. Poza tym wiedziałam, że nie będzie mnie oceniać. Dla niej wciąż będę tą samą Kate, która dla niej porzuciła mieszkanie w Londynie i która śpiewała z nią głupie piosenki w mieszkaniu Bonesa. I ta świadomość dała mi odwagę. Dla niej nie będę Kate, która pociągnęła za spust. Dla niej będę sobą