piątek, 18 października 2013

4. It all starts now



            Obudziłam się z najgorszym kacem wszech czasów. Nie sądziłam, że głowa może tak bardzo boleć. Było mi tak niedobrze, że bałam się, że zaraz zwymiotuję. Jakbym nie mogła wypić jednego drinka. A nie sześć. W dodatku cała ta sprawa z Liamem... Chciałam o tym jak najszybciej zapomnieć. I o tym co wczoraj powiedział. Czy moje odczucia w stosunku do niego były aż tak oczywiste? Owszem byłam zniesmaczona i więcej niż trochę zszokowana tym kim teraz jest, ale że on tak łatwo odczytał to jako obrzydzenie? Potrzebowałam kawy. A jeszcze bardziej Veronici, żeby móc jej się w spokoju wyżalić. Bo widok Liama w takim stanie wpłynął na mnie bardziej niż gotowa byłam przyznać.

***

            Dzień rozpoczęłam o 13 mocną czarną kawą bez żadnych dodatków, która w smaku była obrzydliwa, ale natychmiast postawiła mnie na nogi. Gdy doprowadziłam się już do porządku, poszłam się przejść, żeby trochę poznać okolicę. Mieszkałam w naprawdę pięknej dzielnicy. Lato szybko ustępowało jesieni i większość drzew miała pomarańczowe i czerwone, czasem złote liście. Od razu zakochałam się w tym miejscu. Nie tylko w tych wszystkich zabytkach i nowoczesnych wieżowcach, ale także w tych zwykłych miejscach jak czarnej ławeczce pod dostojnym bukiem czy brukowanej uliczce pełnej małych sklepików i kawiarni. Od poniedziałku planowałam rozpocząć szukać pracy. Miałam nadzieję, że uporam się z tym w miarę szybko i w ciągu dwóch tygodni znajdę jakieś przyjemne zajęcie. Z uśmiechem na ustach szłam chodnikiem jakieś pół godziny drogi od domu kiedy po drugiej stronie ulicy zobaczyłam Chara. Uśmiech natychmiast zniknął z mojej twarz i szybko zawróciłam. Chłopak zdążył jednak mnie zauważyć.
            - Kate! - zawołał.
            Odwróciłam się niechętnie. Podbiegł i zatrzymał się ze skołowaną miną przede mną. Jedną ręką nerwowo podrapał się po karku.
            - Chciałbym Ci wszystko wyjaśnić... - zaczął.
            - Nie kłopocz się - prychnęłam chowając ręce w kieszeni płaszcza. Spojrzałam w jego oczy wmawiając sobie, że moje serce wcale nie przyspieszyło na jego widok.
            - Kate, proszę Cie. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Zack jest niebezpieczny. Nie mogę Ci powiedzieć nic poza tym. Nie chcę Cie w to mieszać. Chciałem tylko, żebyś była bezpieczna - powiedział ze smutkiem w głosie.
            - Śmiertelnie mnie przestraszyłeś wiesz? Praktycznie mnie porwałeś!
            Chłopak westchnął. Zacisnął na chwilę powieki. Gdy je otworzył spojrzał na mnie błagalnie.
            - Nigdy bym Cie nie skrzywdził Kate. Chciałem Cie chronić. Wybaczysz mi?
            - Nie wiem Char - mruknęłam wbijając wzrok w swoje buty.
            - Tylko Ty mnie tak nazywasz - powiedział. Skierowałam na niego wzrok i zobaczyłam, że się lekko uśmiecha.
            - Wolisz Charlson?
            - Zdecydowanie nie. Pozwolisz wziąć się na obiad? Chciałbym Ci to wszystko jakoś wynagrodzić - odparł przeczesując dłonią włosy. Zdążyłam zauważyć, że robił to za każdym razem kiedy był czymś zestresowany. Przez to zawsze były rozczochrane.
            - Nie jestem pewna czy to dobry pomysł...
            - No proszę, nie chcę żebyś o mnie myślała w kategorii 'dupek, który porwał mnie spod Tesco'. - Mimowolnie się zaśmiałaś. Uśmiech rozjaśnił jego twarz. - To co? Zaczniemy wszystko od nowa?
            - Dobra. Ale ostrzegam, że byłam na trzech lekcjach karate. Żeby potem nie było, że nie mówiłam.

***

            Obiad minął zaskakująco miło. A to zapewne dlatego, że w rozmowie szerokim łukiem omijaliśmy temat Zacka i tego co się stało dwa dni temu. Co chwilę się śmialiśmy i chyba na dobre się pogodziliśmy. To dobrze. Lubiłam jego towarzystwo i jak najszybciej chciałam zapomnieć o tym co było. Wychodziliśmy z restauracji kiedy coś mi się przypomniało.
            - Char - odchrząknęłam. - Bo jest taka sprawa...
            - Tak? - zapytał swobodnie chowając ręce w kieszeniach dżinsów. W których wyglądał cholernie dobrze dodam.
            - Mam Twoją bluzę. Wzięłam ją rano, bo na dworze było zimno i... - zaczęłam. Uśmiechnął się asymetrycznie.
            - Możesz ją zatrzymać jak chcesz - odparł nieśmiało.
            - No co Ty przecież...
            - Naprawdę.
            Po tych słowach zamilkłam z miłym uczuciem na sercu. Polubiłam go. Dalej nie wiedziałam o co chodzi w tej całej sprawie z nim i Zackiem, ale chciałam zaryzykować i się z nim przyjaźnić.

***

            Wieczorem oglądałam telewizję leżąc na kanapie. Miałam na sobie legginsy, fioletową bokserkę i bluzę Chara, bo z niewiadomych mi przyczyn wyłączyli ogrzewanie w całej kamienicy. Usłyszałam pukanie i niechętnie przerwałam swoje zajęcie spodziewając się, że to jak zwykle Mira robi mi nalot na chatę. Jednak, gdy otworzyłam drzwi ujrzałam kogoś znacznie wyższego. Omal się nie zakrztusiłam, gdy rozpoznałam przed sobą Liama. Albo Jamesa. Mniejsza z tym.
            - Co Ty tu robisz?! - wydarłam się kompletnie nie dbając o to co pomyślą sąsiedzi. - I skąd wiesz gdzie mieszkam?
            - Mogę wejść? - zapytał cicho. Spojrzałam na niego, a moja szczęka było mocno zaciśnięta. Brałam głębokie wdechy, żeby się uspokoić.
            - Czego chcesz? - Skrzyżowałam ręce pod biustem i zmrużyłam oczy.
            - Chcę porozmawiać - poprosił.
            - Ale ja nie chcę, pomyślałeś może? - prychnęłam. Chłopak zacisnął oczy, a jego oczy ściemniały. Zrobił krok w przód, a ja odruchowo cofnęłam się do mieszkania.
            - Nie zajmę Ci długo - powiedział stanowczym głosem. Zacisnęłam powieki, żeby się uspokoić i otworzyłam je sekundę później.
            - Wchodź. Ale spróbujesz czegoś, a nie będę już taka miła.
            Chłopak uśmiechnął się kpiąco i wyminął mnie wchodząc do mieszkania. Zamknęłam głośno drzwi i odwróciłam się, ale jego już nie było. Z irytacją poszłam do salonu. Liam siedział już swobodnie na kanapie, a jego rozczochrane włosy wpadały mu na czoło. Oczy miał podkrążone po ostatniej nocy, a na koszulce miał plamę nieokreślonego pochodzenia. Jak można zrobić z siebie coś takiego? Jego widok autentycznie mnie obrzydzał. Usiadłam na  kanapie jak najdalej od niego i podkurczyłam pod siebie nogi. Objęłam kolana rękami i naciągnęłam na ręce rękawy bluzy. W jakiś pokręcony sposób dawała mi ona poczucie bezpieczeństwa. Dostawałam paranoi od tego, że Liam Payne siedział obok mnie, a ja czułam do niego ogromną niechęć.
            - Więc?
            - Chciałem Cie przeprosić. - Otworzyłam szerzej oczy.
            - Za co?
            - Za wczoraj. Za to, że musiałaś przynieść mnie do domu i widziałaś mnie w takim stanie. Nie zawsze się tak zachowuję... - urwał i spuścił wzrok. Prychnęłam.
            - Jasne. I ja mam w to uwierzyć? - Prawie się zaśmiałaś. - Niepotrzebnie się fatygowałeś. Mam Twoje przeprosiny w nosie. Lepiej jak już pójdziesz.
            - Głupio mi po prostu dobra?! Chciałem zachować się okej i przeprosić. Nie musisz od razu okazywać jakim to dla Ciebie jestem śmieciem.
            Wstał gwałtownie i wyszedł trzaskając drzwiami. Siedziałam jak zaklęta na kanapie nie potrafiąc zrozumieć co się właśnie stało. Dziwny impuls kazał pobiec mi za nim. Zamknęłam mieszkanie i szybko zbiegłam po schodach. Rozejrzałam się po ciemnej ulicy. Zobaczyłam po prawej stronie oddalającą się ciemną sylwetkę. Pobiegłam za nią i szarpnęłam ją za ramię.
            - Czekaj, ja... - urwałam, gdy zobaczyłam przed sobą chłopaka o ostrych, przystojnych rysach, który na pewno nie był Liamem. - Zack?
            - Co Ty tu robisz? - spytał unosząc jedną brew. Rozejrzał się jakby szukał kogoś kto mi towarzyszy. Jego wzrok zatrzymał się na jednym punkcie za mną.
            - Ja...
            Nie zdążyłam dokończyć, bo w tej chwili rozległ się huk strzału, a Zack z impetem popchnął mnie na ziemię zakrywając własnym ciałem. Zacisnęłam powieki, gdy strzały zabrzmiały jeszcze dwukrotnie. Oddychałam szybko, a ciało Zacka przygniatało mnie mocno do podłoża. Nastała zupełna cisza. W pewnej chwili poczułam jak coś ciepłego rozlewa się na moim brzuchu. Moje serce przyspieszyło, gdy wreszcie wszystko do mnie dotarło. Zsunęłam z siebie Zacka i położyłam go na ziemi. Na jego brzuchu widniała czerwona plama powiększająca się z każdą chwilą. Jego oczy były szeroko otwarte, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w zastraszającym tempie.
            - Zack? O Boże Zack! Kto to był?! - zaczęłam łkać i badać jego ciało szukając jeszcze jakiś obrażeń.
            - Idź...po...Mirę - wysapał z trudnością krzywiąc się przy każdym słowie.
            - Ale...
            - Idź! - warknął głosem nieznoszącym sprzeciwu.
            Nie chciałam go zostawiać, ale miał rację, musiałam jak najszybciej pobiec po pomoc. Wbiegłam z powrotem do budynku. Niemożliwe, że nikt nie usłyszał strzałów. Na klatce usłyszałam dudniące dźwięki muzyki techno, ktoś z lokatorów urządzał prawdopodobnie imprezę. Dlatego nikt nie usłyszał. Zaczęłam walić w drzwi do mieszkania Miry. Łzy spływały po moich policzkach, a całe ciało drżało niekontrolowanie.
            - Jezus, pali się czy... Kate? Co się... - zaczęła Mira po otworzeniu drzwi. Pociągnęłam ją za ramię i wywlokłam z mieszkania tak,  że ledwo zdążyła zatrzasnąć drzwi. - Co się dzieje?!
            - Zack! Ktoś go postrzelił!
            - Co?! Jak to?

            - Chodź!
            Twarz dziewczyny stężała, a oddech przyspieszył. Wybiegłyśmy razem z kamienicy. Ruszyłam w kierunku miejsca, gdzie zostawiłam chłopaka. Rozglądałam się dookoła ze strachem. Moje serce biło w zawrotnym tempie. Bałam sie, że ten ktoś tu wciąż jest. Przeszłam kilka kroków z Mirą trzęsącą się z nadmiaru emocji. Nagle zatrzymałam się w pół kroku i zamarłam, gdy na chodniku zobaczyłam bordową plamę krwi. I nic poza tym. Zack zniknął.


1 komentarz:

  1. Ev, jejku, to jest świetne! Czekam na następny z niecierpliwością ;D
    ~Patu ;*

    OdpowiedzUsuń

1 komentarz = 1 uśmiech :))