poniedziałek, 28 października 2013

8. The new theory


            Starałam się wyłączyć, gdy Mira opowiadała od początku co się wydarzyło. Wtrącałam tylko co jakiś czas jakiś szczegół, który jej umknął, a który mógł być ważny dla tego całego Noanhela. Co to za imię w ogóle? Ich rodzice byli bardzo twórczy pod tym względem. Ciekawość zżerała mnie od środka. Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nic nie wiem o tej dziewczynie. Ja opowiedziałam jej wszystko o swojej rodzinie i życiu podczas, gdy ona umiejętnie unikała odpowiedzi. Jeździła drogim mercedesem, jej brat był szefem jakiegoś dziwnego gangu w zupełnie innej części Wielkiej Brytanii, a jej chłopak został postrzelony. Co więcej Mira wydaje się wiedzieć kto to zrobił, ale nie chcę nic powiedzieć. Nie ma co, ciekawa z niej była osóbka.
            - Kate?
            Ocknęłam się gwałtownie z rozmyślań i zdałam sobie sprawę z tego, że Noah coś do mnie mówi.
            - Sory, zamyśliłam się - bąknęłam.
            - Pytałem czy Zack powiedział cokolwiek po tym co się stało - powtórzył opierając łokcie na stole.
            - Tylko to, żebym poszła po Mirę - mruknęłam. Noah zmarszczył brwi i zdawał się nad czymś głęboko zastanawiać.
            - To tylko teoria, ale wydaje mi się, że Zack zdawał sobie sprawę z tego co go czeka.
            - Co?! - pisnęła Mira.
            - Pomyślcie tylko, normalny człowiek prosiłby o wezwanie pomocy, pogotowia, policji i innych takich. A jeśli by się zastanowić to Zack tak naprawdę chciał, żeby Kate opuściła miejsce zdarzenia. Być może chciał Ci w ten sposób zapewnić bezpieczeństwo. Inaczej pewnie skończyłabyś tak jak on. Postrzelona i diabeł wie gdzie - stwierdził marszcząc brwi w skupieniu. Otworzyłam szerzej oczy. To co powiedział miało sens.
            - Zack nie jest aż takim dupkiem, aby wciągać w swoje bagno kogoś tak niewinnego jak Kate - mruknęła Mira.
            - Nie pierdol mi tu teraz o niewinności - burknęłam. Może i życie nie doświadczyło mnie niewiadomo jak bardzo, ale jednak co nieco o nim wiedziałam. Nie musiałam imprezować i umawiać się z kryminalistą, żeby wiedzieć co to życie.
            - Nie kłóćcie się teraz. Mamy ważniejsze sprawy na głowie - wtrącił Liam zanim nasza kłótnia rozpoczęłaby się na dobre. Westchnęłam. Miał rację.
            - A więc jak zamierzasz nam pomóc? - spytałam.
            - Zacznę od czegoś najprostszego czyli namierzenia jego telefonu. Później będę kombinował. - Wzruszył ramionami.
            Wstał od stołu, więc Liam i Mira poszli w jego ślady. Skinęłam Mirze głową, że zostanę. To było dla mnie zbyt stresujące. Cała trójka poszła do jakiegoś pomieszczenia w głębi mieszkania, a ja usiadłam w kuchni na blacie obracając w dłoniach jakąś starą pamiątkę. Machałam nogami w powietrzu i oparłam głowę o szafkę za sobą. Przymknęłam powieki i zaczęłam zastanawiać się nad tym gdzie to wszystko zmierza. Musiałam okłamać Veronicę, osobę która była w gronie tych dla mnie najważniejszych, a wkrótce będę musiała okłamać również rodziców. W końcu to tylko kwestia czasu, a odezwą się do mnie chcąc wiedząc co u mnie. 'A wiecie, ganiam za mordercą i postrzelonym kryminalistą z dwoma ledwo poznanymi osobami. Wspominałam Wam już, że jestem w Glasgow?'. Tak, na pewno się ucieszą. Cholera. Podskoczyłam, gdy poczułam, że ktoś staję między moimi luźno spuszczonymi nogami. Moje oczy rozszerzyły się na widok wysokiego mulata, tego którego widziałam już wcześniej. Chciałam krzyknąć, ale zasłonił mi usta dłonią.
            - Spokojnie, gdybym chciał Ci coś zrobić to już dawno wiózłbym Cie nieprzytomną do swojego mieszkania - powiedział rozbawiony. Zarumieniłam się, gdy zdałam sobie sprawę z tego w jakiej jesteśmy pozycji. Wewnętrzną stroną ud dotykałam jego bioder!
            - Mógłbyś się odsunąć? - warknęłam. Chłopak wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalił go celowo wszystko przedłużając, zaciągnął się i wypuścił dym z ust obracając głowę, żeby nie dmuchnąć mi w twarz. - Doprawdy doceniam ten wielkoduszny gest - prychnęłam sarkastycznie. Uśmiechnął się asymetrycznie.
            - Aj żebyś wiedziała ile we mnie jest do doceniania... - zawiesił głos seksownie mrużąc oczy. No świetnie Kate, przyznaj jeszcze że ten bandyta Ci się podoba i zapisz się do szpitala psychiatrycznego! Odepchnęłam go wkurzona.
            - Dupek. Odsuniesz się w końcu? - zapytałam, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że chłopak nie poruszył się nawet o milimetr. Spróbowałam jeszcze raz, ale przestałam, gdy zauważyłam jak się uśmiecha spoglądając na moje ręce na jego klatce piersiowej.
            - Wystarczy Malik moja słodka - odparł uśmiechając się z językiem między zębami. - Dupek to zbyt pochlebne w porównaniu z określeniami jakie na ogól słyszę.
            - Kate - burknęłam.
            - Wiem. Ruda mówiła. Ten Twój chłopak to James tak? Wygląda trochę jak bezdomny nie sądzisz? - zaśmiał się i zaciągnął ponownie papierosem.
            - To nie jest mój chłopak - powiedziałam zaskoczona, że ktoś mógł tak w ogóle pomyśleć. Uniósł brew.
            - I dlatego trzymaliście się za rączki jak w przedszkolu? - zakpił. Spłonęłam rumieńcem.
            - Odwal się Malik - warknęłam jeszcze raz próbując go od siebie odsunąć
            - Powtórz to ostatnie. Seksownie wymawiasz moje nazwisko - powiedział ochryple.
            - Mówiłam, żebyś się...
            - Nie waż się jej dotykać! - krzyknął ktoś odciągając ode mnie nachalnego chłopaka.  Zeskoczyłam z blat w momencie kiedy Liam rzucił Malikiem o ziemię.
            - Spokojnie, tylko 'rozmawialiśmy' - powiedział. Specjalnie dał nacisk na ostatnie słowo, żeby brzmiało to jakbyśmy jednak robili coś więcej. Liam z wściekłością kopnął go w brzuch, a ten zgiął się w pół na ziemi.
            - Liam uspokój się! Malik nic mi nie zrobił! - wydarłam się chwytając go za koszulkę.  Chłopak odwrócił się z rozkojarzonym wyrazem twarzy.
            - Ty wiesz?
            - Co wiem? - zapytałam wzdychając.
            - Kim jestem.
            - Oczywiście, że wiem. Zorientowałam się zaraz po tym jak Cie zobaczyłam - prychnęłam.
            - Ej, gołąbeczki, ja tu jestem i umieram wiecie? - odezwał się chłopak wciąż leżący na podłodze. Minęłam Liama i podałam ręke tamtemu.
            - Zasłużyłeś na skopanie dupy Malik - mruknęłam pomagając mu wstać. Ten spojrzał na mnie z zawadiackim uśmieszkiem.
            - Chciałbym zobaczyć jak to robisz. Pewnie bardzo seksownie skopałabyś mi tyłek, co Kate? - Poruszył brwiami. Zaśmiałam się. Coś w tym chłopaku, mimo całej jego oprawki bad boya z mnóstwem tatuaży i kolczyków w dziwnych miejscach, było takiego że uśmiech sam cisnął mi się na usta. W przeciwieństwie do Liama, który wlepiał w niego wrogie spojrzenie.
            - Zostaw ją w spokoju - powiedział przez zęby.
            - Ogarnij się - zaśmiał się Malik. Wyminął nas i podniósł z ziemi swojego papierosa. Wrzucił go do wazonu ze zwiędłymi już kwiatami i posłał mi czarujący uśmiech. - Do zobaczenia moja słodka.
            Potem wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Przewróciłam oczami walcząc z rozbawieniem. Jakoś inaczej wyobrażałam sobie kogoś należącego do gangu. W sumie... Poza wyglądem Malik był nawet w porządku. To znaczy był przystojny, i to jak mroczny anioł, ale...no tak. Zbyt mroczny.
            - Co za dupek - burknął Liam. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że wiesz?
            - Jakoś mi to umknęło. James - zakpiłam. - Poza tym zgadłam Twój kod do bramy po Twojej podpowiedzi - przypomniałam mu odgarniając włosy na jedno ramię i bawiąc się końcówkami.
            - Chciałbym to pamiętać - westchnął. Po chwili uśmiechnął się delikatnie. - A jaką dałem Ci podpowiedź?
            - 'Najlepszy dzień mojego życia' - dokładnie to powiedziałeś.
            - A więc byłaś fanką? - wyszczerzył się i szturchnął mnie leciutko łokciem w bok. Przewróciłam oczami.
            - Tak byłam. Zadowolony?
            - Bardzo - odparł z uśmiechem. Gdy to robił wyglądał prawie jak kiedyś kiedy szalały za nim miliony fanek. Cholera. Kiedy ja za nim szalałam.
            - Dlaczego wasz zespół się rozpadł? - spytałam. Liam posmutniał.
            - To długa historia. Jak na razie zostańmy przy kodzie 23072010 - mruknął. Pokiwałam głową. - A co było dalej? Gadałem coś głupiego?
            - Zapytałeś mnie dlaczego... - urwałam. Zacisnęłam na chwilę powieki. - Nieważne.
            Spojrzał na mnie pytająco. Odwróciłam wzrok. Nie chciałam po prostu odpowiadać na to pytanie. Tym razem pewnie nie wywinęłabym się od odpowiedzi. Nagle do pokoju weszła Mira, a za nią Noah.
            - Namierzyliśmy go.
            - I? - Spojrzałam na niego wyczekująco.
            - Zack jest w Północnej Irlandii. A przynajmniej jego telefon jest.
            - Przed nami kolejna wycieczka - westchnęłam bez grama entuzjazmu.

piątek, 25 października 2013

7. Noah



            Kate.
            Kate.
            Kate.
            Gwałtownie się wybudziłam i omal nie walnęłam głową o sufit samochodu. Moje oczy rozszerzyły się na widok zupełnie nieznanego mi miasta. Na ulicach nie było praktycznie nikogo. Spojrzałam do tyłu gdzie spała Mira, a potem na Liama. Miał sińce pod oczami i w tym akurat momencie ziewał.
            - Mówiłeś coś do mnie? - spytałam odgarniając rozczochrane włosy z twarzy. Odwrócił się na sekundę w moją stronę zanim jego oczy nie zwróciły się z powrotem na drogę.
            - Tak, próbowałem Cie obudzić, bo telefon wibrował Ci bez przerwy przez jakieś 10 minut - mruknął zaspanym głosem.
            - Aha - mruknęłam i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Uch, świetnie - 8 nieodebranych połączeń. - Gdzie jesteśmy? I która jest tak właściwie godzina?
            - Na przedmieściach Glasgow, 5:57 - powiedział po spojrzeniu na nawigację.
            Cóż, to wyjaśniało dlaczego na ulicach wiało pustkami. Nie bardzo rozumiałam jak ktoś mieszkający taki kawał od Londynu może nam pomóc. To wydawało się nie mieć najmniejszego sensu, ale ufałam Mirze i wierzyłam, że ten ktoś, kimkolwiek by nie był, nam pomoże. Przejrzałam połączenia. Niemal wszystkie były od Veronici, tylko jedno było od Chara. Po co mieliby do mnie dzwonić o tej porze? Otworzyłam szerzej oczy, gdy przeczytałam wiadomość od Veronici. Przez chwilę bałam się, że ona wie. Otrząsnęłam się szybko i jej odpisałam.

Wsunęłam telefon do kieszeni dżinsów i odchliłam do tyłu głowę tłumiąc wyrzuty sumienia, że skłamałam. Z napisaniem do Chara miałam o wiele większy problem. Bo szczerze mówiąc miałam wielką ochotę zapytać go czy to on postrzelił Zacka. Dreszcz mnie przeszedł na samą myśl o tym. Robiłam wszystko, aby te myśli nie zaśmiecały mojej głowy zbyt intensywnie.
            - Jak rozumiem Glasgow to cel naszej podróży? - Spojrzałam z ukosa na profil Liama. Chłopak potarł brodę i zamrugał parę razy oczami jakby chciał się wybudzić.
            - Tak, za jakieś 20 minut będziemy na miejscu. Wolałbym jednak, żebyśmy najpierw gdzieś się zatrzymali, żeby się przespać. Nie wiem kim jest znajomy Miry i wolałbym być w pełni sił kiedy go spotkamy - powiedział skupiając ciemne tęczówki na drodze podczas skomplikowanego manewru.
            - I tak nie możemy do niego przyjść o 6 rano - westchnęłam.
            Przetarłam dłońmi powieki i zaczęłam przyglądać się mijanym widokom. Sklep. Kamienica. Sklep. Bar. Kamienica. Otoczenie było monotonne, a odróżnienie ulic niemal niemożliwe. Miałam nadzieję, że w samym Glasgow będzie ciekawiej. Muszę uważać o co się proszę. Zanim przeprowadziłam się do Londynu także skarżyłam się na rutynę. A teraz? Teraz jestem w Szkocji, z dwoma ledwo poznanymi osobami, w tym jedna jest członkiem nieistniejącego już zespołu, byłam świadkiem postrzelenia kogoś kogo znałam i jechałam na poszukiwania tego kogoś nie mając praktycznie żadnych informacji na temat kto to zrobił, dlaczego i gdzie do cholery jest Zack. Teraz moje życie trudno byłoby nazwać nudnym.
            - Działo się coś kiedy spałam? - spytałam. Nie miałam ochoty rozmawiać, ale nie chciałam, żeby Liam zasnął podczas jazdy.
            - Mira trochę opowiadała o tym kogo możemy się spodziewać - powiedział z niezbyt wesołą miną.
            - I?
            - Nie będzie to raczej miły typ. To były więzień - mruknął. Westchnęłam. Świetnie. Jakbyśmy mieli za mało problemów. Niech nas jeszcze zabije jakiś gangster.
            - A wiesz jak ma nam pomóc? - zapytałam wpadając w coraz gorszy nastrój. W dodatku zaczęłam odczuwać skutki jazdy całą noc w aucie. Moje plecy i kark sprawiały wrażenie połamanych. Przymknęłam powieki marząc o masażu.
            - Mira twierdzi, że ten koleś zna wszystkich i wszystko i znajdzie stóg siana w igle  - burknął nieprzytomnym głosem.
            - Co? - Zmarszczyłam brwi. Na pewno dobrze usłyszałam?
            - To jej słowa, ja je tylko powtarzam. - Wzruszył ramionami, ale w kącikach jego ust czaił się kpiący uśmieszek. Przewróciłam oczami.
            - Cholera! - usłyszeliśmy piskliwy głosik z tyłu. Odwróciłam się, szturchając Liama w ramię, gdy odwrócił wzrok z jezdni. Mira miała oszołomioną minę i pochyliła się do przodu umieszczając głowę pomiędzy siedzeniami. - Gdzie my jesteśmy?
            - Dojeżdżamy do Glasgow - powiedział Liam ziewając chyba 10 raz podczas ostatnich 5 minut.
            - Już?!
            - Jest 6 rano. - Wzruszyłam ramionami. Jechaliśmy całą noc, a dzięki nawigacji nie musieliśmy się gubić tylko spokojnie dojechaliśmy najkrótszą drogą.
            - Szybko to zleciało - mruknęła.
            - Chyba wam - westchnął Liam.
            - Może zatrzymajmy się już, zaraz nam tu zaśniesz - stwierdziłam. To, że go nie lubiłam nie znaczy, że chcę patrzeć jak się męczy. Miałam wrażenie, że wszystkie swoje siły wkłada w utrzymywanie oczu otwartych.
            - Dobra - powiedział nonszalancko, ale widziałam jak cieszy się z tej propozycji.
            Liam skręcił w jakąś boczną uliczkę, na której był spory, 3-gwiazdkowy hotel. Zaparkował i sekundę później wyszliśmy na zewnątrz. Z radością powitałam chłodne, świeże powietrze i możliwość rozprostowania nóg. Zakwaterowaliśmy się w dwupokojowym apartamencie. Liam poszedł natychmiast spać, a ja i Mira usiadłyśmy na dużym łóżku i włączyłyśmy cicho telewizor. Wszystko tylko, żeby zagłuszyć nasze mocno pesymistyczne myśli. Nikt nie mówił tego na głos, ale wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że mamy nikłe szanse na to, że odnajdziemy Zacka. A nawet jeśli go odnajdziemy, nie jest pewne czy będzie on żywy. Moje życie stało się pieprzoną ruletką. Każda z możliwości byłaby zła. A w dodatku nikt nie powiedział, że to w co się pakujemy będzie bezpieczne. W końcu mówimy tu o próbie zabójstwa! Mimowolnie zaczęłam myśleć o tym jak moje życie wyglądałoby, gdybym została w domu. Pewnie jak Veronica zamartwiałabym się teraz pierwszym dniem studiów, a nie morderstwem! Ale nie żałowałam decyzji. Jeśli mogłam w jakikolwiek sposób pomóc Mirze, było to tego warte.
            Kiedy zapadał zmierzch wróciliśmy z obiadu do hotelu. Byliśmy podejrzanie cisi. W końcu od tego co powie nam znajomy Miry zależało wszystko. Nie mieliśmy niczego co mogłoby nam pomóc w znalezieniu Zacka. Wpakowaliśmy się do terenówki Liama. Mira powiedziała, że Noah mieszka przy starych magazynach, co nie dość, że było podejrzane to w dodatku mocno przerażające o tej porze. Gdy dojechaliśmy na miejsce było już ciemno, a na niebie widniał księżyc w pełni. Poczułam dreszcz adrenaliny na widok kilku mężczyzn siedzących na skrzynkach przy jednym z magazynów. Wokół nich unosił się dym papierosowy. Byli w większości potężnie zbudowani, przy nich nawet Liam wyglądał jak chucherko. Ich ciała były pokryte głownie czarnymi tatuażami i piercingiem. Gdy usłyszeli, że nadjeżdżamy ich oczy zwróciły się w naszym kierunku. Podświadomie zaczęłam kalkulować swoje szanse na ucieczkę. Ich było ośmiu na oko, a ja mogłabym liczyć jedynie na siłe swoich nóg, gdyby zechcieli mi coś zrobić. Poczułam, że ktoś ściska moją dłoń. Po szorstkości poznałam, że należy do Liama. Ten dotyk dodał mi trochę odwagi, nie byłam sama.
            - Proszę, proszę... Kogo my tu mamy? - Czarnoskóry mężczyzna o kpiącym spojrzeniu zlustrował nas spojrzeniem. Prawie zawróciłam, ale Liam ścisnął mocniej moją dłoń starając się mnie uspokoić.
            - Ja Ted widzę dwie piękne kobiety i jakiegoś nieudacznika - powiedział mulat, którego ręce pokrywały tatuaże tak gęsto, że czarny tusz zlewał się z otoczeniem. Zaciągnął się papierosem i rzucił wyzywające spojrzenie chłopakowi obok mnie.
            - Witaj Noanhel - odezwała się Mira pewnym siebie głosem. Odrobinę się rozluźniłam. Przynajmniej ona zdawała się panować nad sytuacją.
            - Witaj Mirabelle.
            Głos należał do chłopaka, który miał na oko 25 lat. Mimo swojego wieku to on wydawał się wzbudzać respekt pozostałych i być głową tej dziwnej grupy. Na jego twarzy malował się kilkudniowy zarost, a jego rysy były zaskakująco przystojne. Miał urodę typowego bad boya, jednak było w nim coś co kazało mi myśleć, że jest kimś o wiele więcej niż tylko niegrzecznym chłopcem. Chłopak wstał z ociąganiem i odłożył butelkę piwa na swoje poprzednie siedzenie. Pewnym siebie krokiem pokonał kilka kroków, które nas dzieliły. I wtedy nagle na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który nadał jego twarzy niemal chłopięcego wyrazu. Podszedł do Miry i zamknął ją w niedźwiedzim uścisku. Spojrzałam zaskoczona na Liama, który powiedział bezgłośnie 'co się dzieje?'. Wzruszyłam ramionami. Chciałabym wiedzieć.
            - Dawno Cie nie widziałem siostrzyczko - powiedział odsuwając się od niej.  'Siostrzyczko'?! Zdecydowanie za dużo nie rozumiałam w tym wszystkim.
            - Poznaj moich przyjaciół, Kate i James - odparła dziewczyna wskazując na nas dłonią. Spięłam się, gdy jego spojrzenie powędrowało na mnie.
            - Spokojnie. Ja nie gryzę. Gorzej z nimi. - Kiwnął głową w stronę pozostałych mężczyzn, a jeden z nich o burzy loków odgarniętych bandaną zawył jak wilk. Reszta parsknęła śmiechem. - Domyślam się, że jest jakiś konkretny cel waszej wizyty tutaj. Zapraszam do mnie, powiecie mi na spokojnie co was do mie sprowadza.
            Poszliśmy za nim do starego budynku. Gdy weszliśmy do środka szok wypełnił moje ciało. Spodziewałam się speluny, ale rzeczywistość znacznie odbiegała od moich wyobrażeń. Wnętrze było...normalne. Nic szczególnego, po prostu zwykłe mieszkanie. Zdecydowanie nie tego oczekiwałam. Usiedliśmy przy stole. Miałam tego pecha, że na przeciwko mnie usadowił się właściciel tego miejsca.
            - Dobra... Więc jak mogę wam pomóc?

środa, 23 października 2013

6. He couldn't do that





            Na mojej twarzy musiał malować się głęboki strach i szok, bo Liam usiadł obok mnie i niezręcznie poklepał po plecach. Za ten gest dostał u mnie kilka punktów. Może jest skończonym kretynem, alkoholikiem, a na samą myśl o nim czuję irytację, ale aż taki zły nie jest.
            - Powiesz nam kto to? - zapytał. Mira spuściła wzrok i wytarła łzy drżącymi rękami.
            - Nie mogę. Nie mogę was w to mieszać - szepnęła.
            - Trochę o tym za późno nie pomyślałaś?! - wydarłam się gwałtownie wstając. - Już siedzimy w tym po uszy! Jak ja mam się czuć?! To ja byłam świadkiem i to mnie jako ostatnią widziano z Zackiem! To ja mam na sobie jego krew i to ja go zostawiłam samego, bo jestem idiotką! Więc uwierz mi, że wycofanie się nie wchodzi w grę - dokończyłam łamiącym się głosem. Natychmiast zdjęłam z siebie bluzę chcąc jak najszybciej pozbyć się zakrwawionego materiału ze swojego ciała. Na moje nieszczęście krew przeciekła aż do bluzki. Zacisnęłam powieki. - Ide do łazienki się oczyścić.
            - Pójdę z Tobą - wtrącił Liam.
            Chciałam mu powiedzieć, żeby się odwalił, ale w jego spojrzeniu wyczytałam, że nie chodzi mu o pomoc. Najzwyczajniej w świecie chciał ze mną porozmawiać. Weszłam do łazienki i natychmiast dałam ubrudzone ręce pod wodę. Prawdziwą ulgę odczułabym dopiero po prysznicu, ale na razie musiało wystarczyć mi to. Liam zamknął drzwi łazienki i usiadł na krawędzi dużej wanny.
            - Jak się czujesz? - spytał cicho. Spotkałam jego spojrzenie w lustrze. Namydliłam dokładnie ręce i spłukałam je ciepłą wodą.
            - To mogłam być ja. Ten ktoś mógł chybić i strzelić we mnie - powiedziałam napiętym głosem. - Cholera. Może tak naprawdę ja byłam celem?
            - Nawet tak nie myśl. Kto mógłby chcieć Cie zabić? Nikogo tu pewnie jeszcze nie znasz - odparł spokojnym tonem.
            - Znam tylko... - zamarłam.
            Char. Znałam Chara. Char znał Zacka. Bał się go. Ostatnim razem praktycznie mnie porwał, żebym tylko nie miała z nim kontaktu. Czy to możliwe, że właśnie on pociągnął za spust? Zimny dreszcz objął moje ciało. Ściągnęłam bluzkę i zaczęłam mechanicznie wycierać plamę krwi z brzucha. Boże, krwi Zacka. To wszystko było chore. Co się stało z moim życiem? Dopiero pod koniec zdałam sobie sprawę z intensywnego spojrzenia Liama. Natychmiast sięgnęłam po pierwszą lepszą bluzkę wiszącą na suszarce. Była mi odrobinę za duża, ale w tym momencie to był mój najmniejszy problem. Rumieńce na twarzy skutecznie odegnał ode mnie widok krwi na umywalce. Spłukałam wszystko i wyszłam bez słowa. Poszłam do Miry i położyłam się obok niej na łóżku pocieszająco gładząc ją po plecach, gdy wstrząsał nią kolejny szloch. Od początku wiedziałam, że to jej gadanie 'my ze sobą nie chodzimy' nie jest prawdą. To w jaki sposób na niego patrzyła... Takim spojrzeniem nie obdarza się byle kogo. Usłyszałam trzask drzwi wyjściowych i domyśliłam się, że to Liam wyszedł. Po co ja go w ogóle w to wciągałam? Gdybym wiedziała jaką metodę zastosuję przy wybudzaniu Miry zrobiłabym to samo. Ale w tamtej chwili wszystkiego było dla mnie za dużo. To dalej było za dużo. Poczułam jakby zimna ręka ścisnęła moje serce, gdy w mojej głowie rozbłysło wspomnienie Chara. Jego nieszablonowej urody i pięknych oczu. On nie mógł tego zrobić. On nie mógł tego zrobić. To stało się swego rodzaju modlitwą. On nie mógł tego zrobić.

***

            Obudziłam się z uśmiechem na ustach i beztrosko przeciągnęłam się jak to miałam w zwyczaju. Czyjeś ciało obok było dla mnie jak kubeł zimnej wody. Wszystko do mnie wróciło. Otworzyłam szeroko oczy. Boże, a co jeśli on nie żyje? Nie znałam go, ale sama świadomość i fakt, że widziałam na własne oczy jak walczy o życie sprawiała, że drżałam na myśl o jego możliwej śmierci. Może ten kto go zabrał rzucił go do jakiegoś rowu i pozwolił mu się wykrwawić? Albo dokończył to co zaczął? Miliony możliwości przesuwały się po mojej głowie kiedy poczułam, że Mira się budzi. W tym samym momencie zdałam sobie sprawę z tego jaka jestem samolubna. Ona prawdopodobnie kocha tego chłopaka, a ja myślę tylko o sobie. Egoistka.
            - Hej - mruknęłam słabo. Mira spojrzała na mnie, a z jej oczu promieniował smutek.
            - Kate... Musisz mi pomóc. Muszę się dowiedzieć czy on jeszcze żyje - powiedziała cicho ściskając w dłoniach poduszkę. Jej włosy były rozczochrane na wszystkie strony, a kąciki ust wygięte ku dołowi.
            - Nie wiem jak - mruknęłam siadając i zginając nogi w kolanach.
            - Wiem, że proszę o wiele, ale... - Przełknęła ślinę, a z po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. - Nie mogę go tak zostawić. Muszę zrobić wszystko, żeby go odnaleźć.


            - Mira, rozumiem, ale wciąż nie powiedziałaś mi w jaki sposób mamy się tego dowiedzieć - powiedziałam oplatając rękami kolana. Położyłam na nich brodę i pusto patrzyłam w przestrzeń.
            - Wszystko przemyślałam w nocy. Znam kogoś kto może nam pomóc. Od niego zależy czy go znajdziemy. Potem będziemy tylko musieli go uratować - odparła poważnym tonem, w którym pobrzmiewała determinacja. Spojrzałam na nią.
            - Musieli?
            - Tak. Ja, Ty i Liam. A najlepiej jak zaczniemy jeszcze dzisiaj.

***

            Spojrzałam na małą torbę wypchaną po brzegi moimi rzeczami. Nie wierzę, że to robimy. To wszystko musiało być jakimś pieprzonym żartem. Podwinęłam rękawy mojej ciepłej bluzy i założyłam torbę na ramię. Zamknęłam drzwi i zbiegłam po schodach. Wyszłam przed kamienicę i szybko znalazłam wzrokiem niczym nie wyróżniającą się ciężarówkę przy której stał Liam. Wyjątkowo się ogolił, a jego włosy nie były w aż tak okropnym stanie jak zwykle. Ale i tak opadały mu na czoło i wchodziły do oczu. Jak on może cokolwiek widzieć? Przeszłam przez ulicę i stanęłam obok niego.
            - Hej - powiedział nisko. Spojrzałam do góry szukając jego oczu.
            - Hej - powtórzyłam smutno. - Mira już jest?
            - Jeszcze nie. Daj.
            Wziął ode mnie torbę i wrzucił ją do bagażnika. Usiadłam z tyłu wiedząc, że to Mira i powinna siedzieć z przodu. Dziewczyna dołączyła do nas po chwili. Kilka minut później mknęliśmy szosą nie odzywając się wcale. Nawigacja Liama odzywała się co jakiś czas mówiąc mu gdzie ma jechać. Obserwowałam przez okno jak opuszczamy Londyn. Czułam się okropnie, bo nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. Nawet Veronice. To chyba było w tym najgorsze. Nienawidzę sekretów. Moje powieki stały się ciężkie i ostatnie co zobaczyłam zanim odpłynęłam w objęcia Morfeusza to droga otoczona z obu stron lasem. Niezbyt optymistyczny widok dla kogoś kto jedzie odnaleźć osobę, która może być już martwa.

sobota, 19 października 2013

5. I need your help


            Klęknęłam przy plamie krwi nie potrafiąc się opanować. Był tu. Oddychał. Żył! Gdzie on jest? Kto go zabrał? Spojrzałam spanikowana na Mirę. Patrzyła pusto w przestrzeń. Wstałam i chciałam wziąć ją za ręke dla otuchy, ale wtedy nagle osunęła się bezwładnie. W ostatniej chwili udało mi się przytrzymać jej wiotkie ciało.
            - Mira! Mira, błagam nie mdlej teraz! Musimy...musimy... - urwałam.
            Co musimy? Zgłosić postrzelenie kogoś nie wiadomo przez kogo i w dodatku powiedzieć, że zniknął? Plama krwi była jedynym dowodem. Nie wiem jakim cudem udało mi się doprowadzić Mirę pod drzwi jej mieszkania. Otworzyłam je dziękując za to, że nie zamykała ich na zamek. Gdybym musiała szukać jeszcze gdzie schowała klucze... Położyłam ją na jej własnym łóżku. Opadłam z sił i osunęłam się na podłogę. W ciągu dwóch dni nadźwigałam się tyle ile nigdy wcześniej. Najpierw Liam, teraz Mira... Wstałam ignorując drżące mięśnie i spróbowałam jakoś ją obudzić. Próbowałam nią potrząsać, ale to kompletnie nic nie dawało. Spanikowana zaczęłam myśleć do kogo mogłabym zadzwonić. Miałam numer jedynie do niej i do Chara, a jego nie chciałam w to mieszać. A dziwne przeczucie kazało mi nie dzwonić na pogotowi ani na policję. Wygrzebałam telefon Miry z tylnej kieszeni jej dżinsów i zaczęłam przeglądać jej kontakty. Nie chciałam dzwonić do Patricii ani Jenny, ich też nie mogłam przecież w to włączać. Jedyną osobą, którą nie miałam skrupułów mieszać w to bagno był...Liam. Jak okropną osobą trzeba być, żeby mieszać kogoś
zupełnie niewinnego w coś takiego? Zacisnęłam powieki i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Włączyła się automatyczna sekretarka.
            - Cześć tu James, zostaw wiadomość po sygnale.
            - Li...znaczy James! Tutaj Kate, błagam przyjedź do mnie, gdy odsłuchasz tą wiadomość! Potrzebuję Twojej pomocy, Mira... To długa historia, proszę przyjedź...
            Rozłączyłam się i usiadłam na łóżku. Spojrzałam na dziewczynę leżącą ze spokojnym wyrazem twarzy. Jej klatka piersiowa unosiła się w równym tempie co mnie troszkę uspokoiło. Ścisnęłam jej dłoń, chyba bardziej żeby dodać sobie otuchy niż jej. Czułam, że moja twarz jest czerwona i spuchnięta od płaczu. Trzęsłam się, a w głowie wciąż widziałam czerwoną ciecz plamiącą w zawrotnym tempie koszulkę Zacka.
Nie wiem ile tak siedziałam. Może 10 minut, może godzinę, kiedy zadzwonił telefon Miry. Odebrałam go z mocno bijącym sercem, gdy na ekranie wyświetliło się imię 'James'.
            - Kate, gdzie jesteś? Pukam do Twojego mieszkania i nikt nie otwiera! - odparł wkurzonym głosem.
            - Idź pod 9-tkę - powiedziałam cicho.
            Po chwili usłyszałam jak drzwi się otwierają. Chłopak wszedł do sypialni Miry z rozzłoszczoną miną i w chyba jeszcze gorszym stanie niż kiedy przyszedł wcześniej mnie przeprosić. Gdy nas zobaczył stanął jak wryty z szokiem na twarzy.
            - Co się stało?! - zapytał ledwie rzucając spojrzeniem na Mirę i od razu podbiegając do mnie. - Boże, Ty krwawisz!
            Spojrzałam w dół. Na bluzie Chara była ogromna plama krwi. Odsunęłam od siebie ręce Liama.
            - To nie moja, tylko...
            - Tylko? - Uniósł brwi i przysięgam, że w jego oczach pojawiło się coś na kształt ulgi. Nic już z tego nie rozumiem.
            - Zacka. Zaraz Ci wszystko powiem, ale najpierw błagam, zrób coś, żeby się obudziła!
            - Och, jasne.
            Spojrzał na Mirę z zamyślonym wyrazem twarzy. Po chwili wyszedł z pokoju i wrócił ze szklanką pełną przezroczystej cieczy. Bez słowa wylał ją na twarz Miry zanim zdążyłam zareagować na jego drastyczne metody. Dziewczyna gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej i zakaszlała parę razy, bo woda dostała się jej do gardła.
            - Co się... - urwała, gdy w jej oczach pojawiło się zrozumienie. Ukryła twarz w dłoniach i zaczęła płakać.
            - Może mi ktoś wreszcie wyjaśnić co się stało?! - zagrzmiał głos Liama.
            Przytuliłam delikatnie Mirę. Zaczęłam powoli tłumaczyć chłopakowi co się wydarzyło. Wyraz jego twarzy zmieniał się z każdym słowem wychodzącym z moich ust.
            - ...i gdy przyszłyśmy tam jeszcze raz Zacka nie było, a na chodniku została tylko plama jego krwi. Wtedy Mira zemdlała - dokończyłam drżącym głosem. Liam zmarszczył brwi i wydawał się głęboko nad czymś zastanawiać.
            - W którym kierunku od waszej kamienicy to się wydarzyło? - zapytał. Uniosłam brew. Co to za dziwne pytanie?
            - Em... Jak się wychodzi z kamienicy to w prawo, jakieś 15 metrów dalej - powiedziałam wciąż nie rozumiejąc o co mu chodzi. Chłopak otworzył szerzej oczy i przełknął ślinę.
            - Ja przyszedłem z tamtej strony Kate. Nie było tam krwi.
            Zimny pot oblał moje plecy. Zaczęłam szybciej oddychać, gdy miliony scenariuszy pojawiało się w mojej głowie.
            - Niemożliwe - wydukałam.
            - Mówię prawdę. Jestem pewien, że zauważyłbym coś tak oczywistego jak krew.
            - Ale...
            - Co się teraz stanie z Zackiem? - załkała Mira.
            - Dlaczego nie zadzwoniłaś od razu na policję? - zapytał Liam i wyciągnął telefon.
            - Nie! Nie dzwoń to... Kto nam uwierzy? Zack zniknął, nikt nie słyszał strzału, nie ma nawet tej cholernej plamy krwi!
            - Ale jest Twoja bluza. Poplamiona krwią Zacka - stwierdził Liam.
            - Wiem, że to zabrzmi niedorzecznie, ale uważam, że nie powinniśmy tego zgłaszać - mruknęłam.
            - Co?! I mamy to tak zostawić?! - wydarł się Liam.
            Przełknęłam ślinę. Miałam naprawdę złe przeczucia co do tego. I czułam, że zgłoszenie tego służbom specjalnym jeszcze pogorszy sprawę. Ale co mieliśmy zrobić? Sami wszcząć śledztwo? Zrozpaczona dziewczyna, była gwiazda i ja? To śmieszne! I niby od czego mielibyśmy zacząć? Nie mieliśmy nic!
            - Mira, a Ty co na ten temat sądzisz? - spytał Liam. Rudzielec wyplątał się z moich ramion i spojrzał tępo w przestrzeń.
            - Mira?
            - Nie możemy tego zgłosić.
            - Widzisz? Mówiłam! - powiedziałam triumfująco. Mira spojrzała nam obojgu w oczy zanim nie spuściła wzroku na swoje dłonie.
            - Ale chyba wiem kto to zrobił.

piątek, 18 października 2013

4. It all starts now



            Obudziłam się z najgorszym kacem wszech czasów. Nie sądziłam, że głowa może tak bardzo boleć. Było mi tak niedobrze, że bałam się, że zaraz zwymiotuję. Jakbym nie mogła wypić jednego drinka. A nie sześć. W dodatku cała ta sprawa z Liamem... Chciałam o tym jak najszybciej zapomnieć. I o tym co wczoraj powiedział. Czy moje odczucia w stosunku do niego były aż tak oczywiste? Owszem byłam zniesmaczona i więcej niż trochę zszokowana tym kim teraz jest, ale że on tak łatwo odczytał to jako obrzydzenie? Potrzebowałam kawy. A jeszcze bardziej Veronici, żeby móc jej się w spokoju wyżalić. Bo widok Liama w takim stanie wpłynął na mnie bardziej niż gotowa byłam przyznać.

***

            Dzień rozpoczęłam o 13 mocną czarną kawą bez żadnych dodatków, która w smaku była obrzydliwa, ale natychmiast postawiła mnie na nogi. Gdy doprowadziłam się już do porządku, poszłam się przejść, żeby trochę poznać okolicę. Mieszkałam w naprawdę pięknej dzielnicy. Lato szybko ustępowało jesieni i większość drzew miała pomarańczowe i czerwone, czasem złote liście. Od razu zakochałam się w tym miejscu. Nie tylko w tych wszystkich zabytkach i nowoczesnych wieżowcach, ale także w tych zwykłych miejscach jak czarnej ławeczce pod dostojnym bukiem czy brukowanej uliczce pełnej małych sklepików i kawiarni. Od poniedziałku planowałam rozpocząć szukać pracy. Miałam nadzieję, że uporam się z tym w miarę szybko i w ciągu dwóch tygodni znajdę jakieś przyjemne zajęcie. Z uśmiechem na ustach szłam chodnikiem jakieś pół godziny drogi od domu kiedy po drugiej stronie ulicy zobaczyłam Chara. Uśmiech natychmiast zniknął z mojej twarz i szybko zawróciłam. Chłopak zdążył jednak mnie zauważyć.
            - Kate! - zawołał.
            Odwróciłam się niechętnie. Podbiegł i zatrzymał się ze skołowaną miną przede mną. Jedną ręką nerwowo podrapał się po karku.
            - Chciałbym Ci wszystko wyjaśnić... - zaczął.
            - Nie kłopocz się - prychnęłam chowając ręce w kieszeni płaszcza. Spojrzałam w jego oczy wmawiając sobie, że moje serce wcale nie przyspieszyło na jego widok.
            - Kate, proszę Cie. Nie chciałem, żeby to tak wyszło. Zack jest niebezpieczny. Nie mogę Ci powiedzieć nic poza tym. Nie chcę Cie w to mieszać. Chciałem tylko, żebyś była bezpieczna - powiedział ze smutkiem w głosie.
            - Śmiertelnie mnie przestraszyłeś wiesz? Praktycznie mnie porwałeś!
            Chłopak westchnął. Zacisnął na chwilę powieki. Gdy je otworzył spojrzał na mnie błagalnie.
            - Nigdy bym Cie nie skrzywdził Kate. Chciałem Cie chronić. Wybaczysz mi?
            - Nie wiem Char - mruknęłam wbijając wzrok w swoje buty.
            - Tylko Ty mnie tak nazywasz - powiedział. Skierowałam na niego wzrok i zobaczyłam, że się lekko uśmiecha.
            - Wolisz Charlson?
            - Zdecydowanie nie. Pozwolisz wziąć się na obiad? Chciałbym Ci to wszystko jakoś wynagrodzić - odparł przeczesując dłonią włosy. Zdążyłam zauważyć, że robił to za każdym razem kiedy był czymś zestresowany. Przez to zawsze były rozczochrane.
            - Nie jestem pewna czy to dobry pomysł...
            - No proszę, nie chcę żebyś o mnie myślała w kategorii 'dupek, który porwał mnie spod Tesco'. - Mimowolnie się zaśmiałaś. Uśmiech rozjaśnił jego twarz. - To co? Zaczniemy wszystko od nowa?
            - Dobra. Ale ostrzegam, że byłam na trzech lekcjach karate. Żeby potem nie było, że nie mówiłam.

***

            Obiad minął zaskakująco miło. A to zapewne dlatego, że w rozmowie szerokim łukiem omijaliśmy temat Zacka i tego co się stało dwa dni temu. Co chwilę się śmialiśmy i chyba na dobre się pogodziliśmy. To dobrze. Lubiłam jego towarzystwo i jak najszybciej chciałam zapomnieć o tym co było. Wychodziliśmy z restauracji kiedy coś mi się przypomniało.
            - Char - odchrząknęłam. - Bo jest taka sprawa...
            - Tak? - zapytał swobodnie chowając ręce w kieszeniach dżinsów. W których wyglądał cholernie dobrze dodam.
            - Mam Twoją bluzę. Wzięłam ją rano, bo na dworze było zimno i... - zaczęłam. Uśmiechnął się asymetrycznie.
            - Możesz ją zatrzymać jak chcesz - odparł nieśmiało.
            - No co Ty przecież...
            - Naprawdę.
            Po tych słowach zamilkłam z miłym uczuciem na sercu. Polubiłam go. Dalej nie wiedziałam o co chodzi w tej całej sprawie z nim i Zackiem, ale chciałam zaryzykować i się z nim przyjaźnić.

***

            Wieczorem oglądałam telewizję leżąc na kanapie. Miałam na sobie legginsy, fioletową bokserkę i bluzę Chara, bo z niewiadomych mi przyczyn wyłączyli ogrzewanie w całej kamienicy. Usłyszałam pukanie i niechętnie przerwałam swoje zajęcie spodziewając się, że to jak zwykle Mira robi mi nalot na chatę. Jednak, gdy otworzyłam drzwi ujrzałam kogoś znacznie wyższego. Omal się nie zakrztusiłam, gdy rozpoznałam przed sobą Liama. Albo Jamesa. Mniejsza z tym.
            - Co Ty tu robisz?! - wydarłam się kompletnie nie dbając o to co pomyślą sąsiedzi. - I skąd wiesz gdzie mieszkam?
            - Mogę wejść? - zapytał cicho. Spojrzałam na niego, a moja szczęka było mocno zaciśnięta. Brałam głębokie wdechy, żeby się uspokoić.
            - Czego chcesz? - Skrzyżowałam ręce pod biustem i zmrużyłam oczy.
            - Chcę porozmawiać - poprosił.
            - Ale ja nie chcę, pomyślałeś może? - prychnęłam. Chłopak zacisnął oczy, a jego oczy ściemniały. Zrobił krok w przód, a ja odruchowo cofnęłam się do mieszkania.
            - Nie zajmę Ci długo - powiedział stanowczym głosem. Zacisnęłam powieki, żeby się uspokoić i otworzyłam je sekundę później.
            - Wchodź. Ale spróbujesz czegoś, a nie będę już taka miła.
            Chłopak uśmiechnął się kpiąco i wyminął mnie wchodząc do mieszkania. Zamknęłam głośno drzwi i odwróciłam się, ale jego już nie było. Z irytacją poszłam do salonu. Liam siedział już swobodnie na kanapie, a jego rozczochrane włosy wpadały mu na czoło. Oczy miał podkrążone po ostatniej nocy, a na koszulce miał plamę nieokreślonego pochodzenia. Jak można zrobić z siebie coś takiego? Jego widok autentycznie mnie obrzydzał. Usiadłam na  kanapie jak najdalej od niego i podkurczyłam pod siebie nogi. Objęłam kolana rękami i naciągnęłam na ręce rękawy bluzy. W jakiś pokręcony sposób dawała mi ona poczucie bezpieczeństwa. Dostawałam paranoi od tego, że Liam Payne siedział obok mnie, a ja czułam do niego ogromną niechęć.
            - Więc?
            - Chciałem Cie przeprosić. - Otworzyłam szerzej oczy.
            - Za co?
            - Za wczoraj. Za to, że musiałaś przynieść mnie do domu i widziałaś mnie w takim stanie. Nie zawsze się tak zachowuję... - urwał i spuścił wzrok. Prychnęłam.
            - Jasne. I ja mam w to uwierzyć? - Prawie się zaśmiałaś. - Niepotrzebnie się fatygowałeś. Mam Twoje przeprosiny w nosie. Lepiej jak już pójdziesz.
            - Głupio mi po prostu dobra?! Chciałem zachować się okej i przeprosić. Nie musisz od razu okazywać jakim to dla Ciebie jestem śmieciem.
            Wstał gwałtownie i wyszedł trzaskając drzwiami. Siedziałam jak zaklęta na kanapie nie potrafiąc zrozumieć co się właśnie stało. Dziwny impuls kazał pobiec mi za nim. Zamknęłam mieszkanie i szybko zbiegłam po schodach. Rozejrzałam się po ciemnej ulicy. Zobaczyłam po prawej stronie oddalającą się ciemną sylwetkę. Pobiegłam za nią i szarpnęłam ją za ramię.
            - Czekaj, ja... - urwałam, gdy zobaczyłam przed sobą chłopaka o ostrych, przystojnych rysach, który na pewno nie był Liamem. - Zack?
            - Co Ty tu robisz? - spytał unosząc jedną brew. Rozejrzał się jakby szukał kogoś kto mi towarzyszy. Jego wzrok zatrzymał się na jednym punkcie za mną.
            - Ja...
            Nie zdążyłam dokończyć, bo w tej chwili rozległ się huk strzału, a Zack z impetem popchnął mnie na ziemię zakrywając własnym ciałem. Zacisnęłam powieki, gdy strzały zabrzmiały jeszcze dwukrotnie. Oddychałam szybko, a ciało Zacka przygniatało mnie mocno do podłoża. Nastała zupełna cisza. W pewnej chwili poczułam jak coś ciepłego rozlewa się na moim brzuchu. Moje serce przyspieszyło, gdy wreszcie wszystko do mnie dotarło. Zsunęłam z siebie Zacka i położyłam go na ziemi. Na jego brzuchu widniała czerwona plama powiększająca się z każdą chwilą. Jego oczy były szeroko otwarte, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w zastraszającym tempie.
            - Zack? O Boże Zack! Kto to był?! - zaczęłam łkać i badać jego ciało szukając jeszcze jakiś obrażeń.
            - Idź...po...Mirę - wysapał z trudnością krzywiąc się przy każdym słowie.
            - Ale...
            - Idź! - warknął głosem nieznoszącym sprzeciwu.
            Nie chciałam go zostawiać, ale miał rację, musiałam jak najszybciej pobiec po pomoc. Wbiegłam z powrotem do budynku. Niemożliwe, że nikt nie usłyszał strzałów. Na klatce usłyszałam dudniące dźwięki muzyki techno, ktoś z lokatorów urządzał prawdopodobnie imprezę. Dlatego nikt nie usłyszał. Zaczęłam walić w drzwi do mieszkania Miry. Łzy spływały po moich policzkach, a całe ciało drżało niekontrolowanie.
            - Jezus, pali się czy... Kate? Co się... - zaczęła Mira po otworzeniu drzwi. Pociągnęłam ją za ramię i wywlokłam z mieszkania tak,  że ledwo zdążyła zatrzasnąć drzwi. - Co się dzieje?!
            - Zack! Ktoś go postrzelił!
            - Co?! Jak to?

            - Chodź!
            Twarz dziewczyny stężała, a oddech przyspieszył. Wybiegłyśmy razem z kamienicy. Ruszyłam w kierunku miejsca, gdzie zostawiłam chłopaka. Rozglądałam się dookoła ze strachem. Moje serce biło w zawrotnym tempie. Bałam sie, że ten ktoś tu wciąż jest. Przeszłam kilka kroków z Mirą trzęsącą się z nadmiaru emocji. Nagle zatrzymałam się w pół kroku i zamarłam, gdy na chodniku zobaczyłam bordową plamę krwi. I nic poza tym. Zack zniknął.


czwartek, 10 października 2013

3. Why don't you like me


           Leżałam na łóżku i próbowałam dosłownie się z niego zwlec. Obiecałam Mirze, że pójdę z nią do tego klubu, ale tak szczerze? Rano ten pomysł był jakoś taki bardziej kuszący. W końcu wstałam i poszłam wziąć prysznic. Umyłam i wysuszyłam włosy, pomalowałam się i użyłam perfum. Ubrałam we w miarę imprezowy strój i spojrzałam w lustro. No! Godzina i wyglądam jak człowiek. Wzięłam małą torebkę i wyszłam z mieszkania. Poszłam do Miry. Zapukałam i cierpliwie czekałam aż otworzy. Gdy w końcu to zrobiła musiałam powstrzymać się od śmiechu.
            - Coś Ty zrobiła z włosami? - zapytałam przyglądając się wielkiej czerwonej masie na jej głowie. Zmrużyła oczy.
            - Tak właśnie wyglądają zanim potraktuję je pianką, żelem i lakierem Kate - mruknęła wpuszczając mnie do środka. - Ładnie wyglądasz.
            - Dzięki. Ty też - dodałam podziwiając jej krótką, czarną sukienkę.
            - Wiem - powiedziała skromnie wyginając czerwone jak zawsze usta w szerokim uśmiechu. - Za 20 minut będę gotowa, nie krępuj się i rób co chcesz.
            - Wszystko? A mogę coś przekąsić? Tamten chłopak wciąż ma moje zakupy.
            - Jasne! - krzyknęła wchodząc do łazienki.
            Poszłam do jej zagraconej kuchni. Wokół było mnóstwo porozwalanych wszędzie płócien. Obejrzałam kilka z nich. Nie wiedziałam, że Mira była artystką. I to cholernie dobrą. Zajrzałam do jej lodówki i znalazłam trochę sałatki w małej misce. Skoro pozwoliła... Chwilę później sałatka zniknęła za to na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
            - Jestem już gotowa! Idziemy? - zawołała.
            Poszłam do przedpokoju gdzie stała Mira, a jej króciutkie rudo-czerwone włosy wyglądały tym razem tak jak zawsze. Pokiwałam głową. Moment później pędziłyśmy już jej czarnym mercedesem ulicami nowego Londynu jak to mówiła moja towarzyszka. W końcu zajechałyśmy pod jakiś klub. Muzyka dudniła wokół pobrzmiewając mi w uszach mimo, że nie byłyśmy jeszcze nawet w środku. Wysiadłyśmy z auta. Spojrzałam na zegarek. 22:07.
            - Idziemy! - zawołała Mira.
            Dziewczyna pociągnęła mnie za rękę i wprowadziła bocznym wejściem przy którym stał barczysty ochroniarz. Na widok Miry jego ponura twarz lekko złagodniała i wpuścił nas obie bez słowa. W środku było niesamowicie. Kolorowe światła płynęły po całym pomieszczeniu rozświetlając na ułamki sekund twarze ludzi, muzyka była tak głośna, że czułam jak przenika całe moje ciało. Zadrżałam oszołomiona tym wszystkim. Mira pociągnęła mnie do góry po bocznych schodach. Weszłyśmy na coś w rodzaju ogromnego balkonu skąd miałyśmy widok na wszystkich ludzi w dole, w tym dj'a. U góry porozstawiane były kanapy, a przy nich małe stoliki. Podeszłyśmy do jednego z nich. Siedziało tam dwóch chłopaków i tyle samo dziewczyn. Mira usiadła na kolanach jednego z chłopaków i poklepała miejsce obok siebie. Nieśmiało usiadłam pomiędzy nią, a piękną blondynką.
            - To jest Kate! - Mira zaczęła przekrzykiwać hałas. - A to Jenna, Patricia, Zack i James!
            Uścisnęłam rękę blondynce obok mnie (Jenna), brunetce z zabójczymi nogami (Patricia), posłałam nerwowy zapewne uśmiech Zackowi oplecionemu Mirą i już miałam podać rękę ostatniej osobie kiedy coś mnie zatrzymało. Przyjrzałam się uważnie chłopakowi siedzącemu na przeciwko mnie. Miał okropny zarost i przydługie tłuste włosy, ale widać było, że gdyby się ogarnął to byłby całkiem przystojny. Coś nie dawało mi spokoju. Jego twarz wydawała mi się okropnie znajoma. Chłopak pochylił się, żeby postawić swoją pustą szklankę na stoliku. Mój wzrok powędrował na jego rękę.

Zamarłam. Serce zaczęło bić mi tak szybko, że jedyne co słyszałam to pulsowanie krwi. Oddech uwiązł mi w gardle, a oczy rozszerzyły się do nienaturalnego rozmiaru. To niemożliwe. Spojrzałam jeszcze raz na tatuaż na jego ręce. Nie. Nie myliłam się.

***

            Popijałam już chyba piątego drinka i nie potrafiłam się uspokoić. To niemożliwe. James to nie Liam Payne. Nie ma mowy, żeby ten flejtuch, który właśnie wylał na siebie piwo był tym samym Paynem, którego znałam z telewizji. Musiałam zapytać o to Mirę. Najgorsze było to, że z każdą chwilą coraz bardziej utwierdzałam się w fakcie, że to on. Te same piękne oczy. Ten sam głos. Punktem kulminacyjnym był dźwięk jego głosu, gdy zaczął śpiewać jakąś pijacką piosenkę. Przede mną siedział upity Liam Payne. Nie tak wyobrażałam sobie spotkanie z nim. Jasne, że byłam lekko podekscytowana, ale z drugiej strony... Przecież on wyglądał jak wrak! Cholera. Muszę natychmiast przestać o tym myśleć.
            - Idziesz tańczyć? - zapytałam Patrici, która wydawała się być wciąż w miarę trzeźwa.
            - Jasne - uśmiechnęła się i wstała.
            Poszłyśmy na dół i wmieszałyśmy się w tłum. Po chwili muzyka pochłonęła nas całkowicie, wręcz zahipnotyzowała. Moje ciało przejęło nade mną kontrolę i razem z Patricią szalałyśmy razem z niecałym tysiącem innych ludzi.

***

            - Kiedy wracamy? - zapytałam Miry siedząc mocno podpita obok Patricii, która leżała z głową opartą na moim ramieniu. Było coś koło 3 w nocy i zostaliśmy już tylko w czwórkę, bo Jenna i 'James' już poszli.
            - Nie chce mi się - westchnęła Mira.
            - Zaraz mi łeb rozjebie - mruknęła Patricia. Oj nie tylko Tobie kochanie.
            - Ja spadam - powiedział Zack.
            - No chyba sobie żartujesz! - wydarła się Mira.
            - Sory słonko, mam jutro...pewne sprawy do załatwienia - odparł uśmiechając się krzywo. Zostawił nas w trójkę.
            - Co za szmaciarz - prychnęła Patricia.
            - Dupek - burknęła Mira.
            - Czemu Ty z nim w ogóle chodzisz? - zapytałam próbując skupić wzrok w jednym miejscu.
            - Ja z nim nie chodzę. Ja się z nim spotykam. Jak mi się chce. To wygodniejsze - powiedziała mądrym tonem. Patricia zachichotała.
            - Napiszę do Homara, żeby mnie odwiózł do domu - powiedziała Pat. Byłam tak zamroczona, że owy 'Homar' nie wydał mi się w tamtej chwili dziwny.
            - Dobry pomysł.
            Wyszłyśmy z klubu ledwo trzymając się na nogach. By mnie teraz matka zobaczyła! Po Patricie od razu przyjechał jakiś chłopak, sądząc po podobieństwie między nimi pewnie jej brat. Cóż, nie wnikam dlaczego mówi na niego 'Homar'. Pożegnałyśmy się, a potem w dwójkę poszłyśmy poszukać samochodu Miry, bo jesteśmy takie genialne, że zapomniałyśmy, gdzie zaparkowałyśmy. Zorientowałyśmy się, że poszłyśmy w złym kierunku i już miałyśmy zawrócić kiedy coś przykuło moją uwagę. Przy wejściu do jakiejś kamienicy leżał skulony człowiek. Pokazałam go Mirze bez słowa. Ta wzniosła oczy do nieba, ale poszła za mną. Lekko dotknęłam ramienia tej osoby. Ten ktoś podniósł głowę i...kurwa zajebiście! Liam Payne we własnej skurwionej osobie!
            - James - prychnęła Mira.
            - Nie możemy go tutaj zostawić - mruknęłam.
            Jakaś część mnie jednak chciała. Za to, że zniszczył moje wyobrażenie z dawnych lat o cudownym Paynie. Jak się okazuję zespół nie istnieje już od prawie roku, a osoba, którą znały media...najwyraźniej też już nie.
            - Wiem Kate - westchnęła.
            Wspólnymi siłami podniosłyśmy go. Każda z nas owinęła sobie jego ramie wokół górnej partii pleców. 'James' ledwo kontaktował i wyglądał jakby miał zaraz zwrócić całe gówno, które dzisiaj wypił. Jebany frajer. Przeszliśmy kilka kroków, potem jeszcze kilka, aż w końcu z niemałym trudem znaleźliśmy się przy aucie. Przez chwilę tylko ja musiałam go trzymać, bo Mira musiała otworzyć tylne drzwi. Chłopak uwiesił się na mnie. Owionął mnie jego okropny oddech. Wzdrygnęłam się.
            - Ja - to sobie tak myszle...że Ty - to jesteś bardzo ładna. Ale naprawdę bardzo ładna - zaczął burczeć nietrzeźwo pod nosem. Zacisnęłam powieki.
            - Zamknij się - powiedziałam przez zęby.
            Wcisnęłyśmy go do środka i usiadłyśmy obie z przodu.
            - Wiesz gdzie on mieszka? - zapytałam zapinając pas.
            - Wiem. Mam cholerną nadzieję, że nie upaćka mojego samochodu, bo się wkurzę jeśli to zrobi - prychnęła uruchamiając silnik.
            - Właśnie... Nie chcę być wścibska, ale skąd masz ten samochód?
            - To długa historia i na pewno nie będę jej opowiadać, gdy jestem schlana i muszę odwieźć alkoholika oraz spitą koleżankę. Sory. Jak dojedziemy do domu to uznam to za cud.
            Wcisnęło mnie nieco w fotel po jej słowach. W tej chwili prawie rzygający Payne był moim najmniejszym problemem.

***
               Nie wiem jakim cudem udało nam się dotrzeć do domu tego debila, ale dzięki Ci Panie za to, że po drodze nie natrafiliśmy na policję. Mira jeździła tak, że równie dobrze moglibyśmy być teraz w rowie. Dosłownie. Zatrzymaliśmy się pod ozdobną bramą, za którą widać było zapierającą dech w piersiach willę. Chłopak na tylnym siedzeniu chrapał w najlepsze.
            - Mira... Muszę Cie o coś zapytać - powiedziałam poważnie.
            - Pytaj o co chcesz, ale szybko - odparła pocierając czoło.
            - Czy Ty i Twoi przyjaciele zdajecie sobie sprawę z tego kto to jest? - zapytałam wskazując na tyły samochodu. Mira westchnęła.
            - Ja znam go od niedawna. Zack zna go dłużej. Zorientowałam się dopiero 2 tygodnie temu, więc dla mnie też to jest dosyć świeże...
            - Powiesz to na głos? Bo w mojej głowie wciąż brzmi to zbyt niedorzecznie - mruknęłam.
            - Dobrze Kate. A więc... Za nami siedzi Liam Payne, teraz znany jako James - powiedziała.
            - Cholera. Miałam nadzieję, że to jednak nieprawda. Byłam kiedyś jego fanką . Boże, do teraz mam piosenki jego zespołu na telefonie - prychnęłam. - Zawsze wyobrażałam sobie jakoś inaczej spotkanie go.
            - Cóż. Rzeczywistość jest suką. A teraz musimy wnieść tego debila do jego własnego domu.
            Wyszłyśmy z auta i otworzyłyśmy tylne drzwi zastanawiając się jak niby mamy przetransportować ponad 180 centymetrów umięśnionego faceta bez niczyjej pomocy. W końcu Mira go spoliczkowała dzięki czemu trochę się wybudził. Wywlokłyśmy go z auta i w podobny sposób jak wcześniej doszliśmy do bramy.
            - I co teraz? - spytałam.
            - Trzeba wstukać kod - powiedziała Mira.
            - A znasz go? - Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
            Cholera. Dobra, myśl Kate. Jaki kod mógłby mieć pieprzony Liam Payne? Spróbowałam pierwszą kombinację jaka przyszła mi do głowy. Na ekranie urządzenia pojawiła się odmowa, a także tekst głoszący, że mamy jeszcze tylko 2 szanse zanim włączy się alarm. Dobra... Może jego data urodzenia? Wstukałam kilka cyfr licząc na to, że moje rozumowanie jest dobre. Niestety. Znowu odmowa.
            - Masz jakiś pomysł? - zapytałam dziewczynę obok mnie.
            - Może nasza sierota da radę powiedzieć?
            Spojrzałyśmy wyczekująco na chłopaka. Miał zamknięte oczy i sprawiał wrażenie jakby był na granicy snu.
            - James - zaakcentowałam jego 'imię'. - Jaki jest kod?
            - Najlepszy dzień mojego życia - mruknął.
            - Twoje życie musi być gówniane skoro to był najlepszy dzień w Twoim życiu - prychnęłam.
            - Nie! Najlepszy dzień mojego życia! - powtórzył słabym głosem.
            Najlepszy... To podpowiedź! Jaki mógł być najlepszy dzień życia Liam Payne? Może kiedy poznał Danielle? Nie to bez sensu. Przecież rozstali się kilka lat temu. To może... Dobra zaryzykuję. Wstukałam datę do urządzenia i czekałam z niecierpliwością. Nagle zapaliła się zielona lampka i brama zaczęła się otwierać.
            - Jak to zrobiłaś? - zapytał Mira oszołomionym głosem. Zaśmiałam się ponuro.
            - Miałam dobre przeczucie - mruknęłam.
            Nagle zadzwonił telefon Miry. Kto dzwoni o 4 nad ranem do kogokolwiek? Dziewczyna spojrzała na wyświetlacz, a jej rysy stężały.
            - Pewnie będziesz mnie chciała teraz zabić, ale muszę to odebrać - powiedziała skruszona. Wzięłam głęboki wdech.
            - Dobra Payne, teraz grzecznie pójdziemy do Twojego domu, a Ty pomożesz mi ruszyć ten Twój cholerny tyłek z miejsca.
            Mira puściła chłopaka zostawiając go mnie. Chwyciłam go dodatkowo w talii i powoli zaczęłam iść po podjeździe. Czułam jak na moim czole zbiera się pot pod wpływem wysiłku. Chłopak był cholernie ciężki. Zaszliśmy pod drzwi.
            - Gdzie masz klucze? - zapytałam dysząc ciężko.
            - W tylnej kieszeni - mruknął.
            Wyjęłam stamtąd pęk kluczy i wypróbowałam kilka dopóki nie natrafiłam na ten właściwy. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Światło zapaliło się automatycznie rozświetlając luksusowe wnętrze. W życiu nie widziałam tyle bogactwa i przepychu na raz. Z moich ust wydostało się niekontrolowane westchnienie.
            - Dobra, gdzie jest sypialnia?
            - U góry - mruknął średnio zrozumiale chłopak.
            Podróż na pierwsze piętro można by było porównać do piekła. W końcu położyłam go na jego własnym łóżku i usiadłam na chwilę, żeby złapać oddech. Pot zebrał mi się na czole z wysiłku. O niczym innym nie marzyłam w tej chwili tak bardzo jak o położeniu się we własnym łóżku.
            - Dlaczego mnie nie lubisz? - zapytał nagle chłopak przerywając ciszę. Spojrzałam na niego zaskoczona.
            - Po czym tak wnioskujesz?
            - Patrzysz na mnie z obrzydzeniem - szepnął.
            Chwilę później zasnął zostawiając mnie samą z oszołomioną miną.