sobota, 1 marca 2014

23. The weight of us


Kate
                Snake. Wiedziałam, że nie powinniśmy jej ufać. Od samego początku podejrzewałam, że coś jest z nią nie tak. Nie sądziłam tylko, że może być tak niezrównoważona! Na samo wspomnienie momentu kiedy zobaczyła mnie i Bena, wchodzących do tego dziwnego pomieszczenia pełnego ekranów, i strzału z jej broni prosto w niczego niespodziewającego się chłopaka, w moich oczach zbierały się łzy. Skuliłam się jeszcze bardziej w malutkim pomieszczeniu, bez światła i dziwnym zapachu unoszącym się w powietrzu, który przypominał pleść. Mocno oplotłam rękoma zgięte kolana i wbiłam paznokcie w dłonie, żeby nie krzyczeć. Czułam się winna jego śmierci. On był tylko pionkiem w ich grze, zbędnym, gdy tylko dostaną to czego chcieli. Przerażała mnie myśl, że wciąż tak wiele nie wiedziałam! Zdążyłam tylko wyłapać strzępki rozmów dwóch, wywołujących strach w każdej mojej komórce mężczyzn, którzy brutalnie zaprowadzili mnie do mojej celi. Ktoś tym wszystkim kierował, tego byłam pewna. Nie wymienili imienia, ale mówili o tym kimś 'on', więc to nie mogła być Snake. Nie rozumiałam jak Bones i ona mogli być ze sobą spokrewnieni. Wiedziałam, że on też zabijał, potrafił to robić z zimną krwią, a jednak było w nim niewątpliwa cząstka, możliwe że bardzo mała, dobra. I wiem, że nigdy nie uczestniczyłby w czymś takim. Ci ludzie byli chorzy. Nienormalni. Popieprzeni.
                Mówili również o Zacku. A więc to tutaj był. Tutaj, więziony przez Red Snow. Nawet nie chciałam wiedzieć co mogli mu zrobić. Podważałam nawet możliwość, że żył. W takim piekle nikt długo by nie wytrzymał. Psychopaci. Miałam nadzieje, że nikt za mną nie poszedł. Nie zniosłabym, gdybym była winna kolejnej śmierci. Nie lubiłam Williama, ale to nie znaczyło, że chciałam, żeby przeze mnie zginął. Chociaż wątpiłam, żeby akurat on za mną poszedł. Odkąd tylko go zobaczyłam, miałam wrażenie, że zmyje się stąd przy pierwszej lepszej okazji. Nie był typem człowieka, któremu mogłabym zaufać. Byłam bliska ryku na myśl o martwym, zimnym ciele Liama. Modliłam się, żeby o mnie zapomniał. Żeby trzymał się z dala od tego miejsca. Myśl, że jego oczy mogły już nigdy nie zabłyszczeć, była dla mnie torturą. I Horan. Chociaż nie zdążyłam go zbyt dobrze poznać, wiedziałam, że Bones cierpiałby, gdyby coś mu się stało. O ile jemu samemu coś się nie stało. To, że nie wiedziałam co dzieje się z Mirą, Bonesem i Malikiem doprowadzało mnie do szału. Chciałam tylko wiedzieć, że wszyscy są bezpieczni. Potem... Potem niech zrobią ze mną co zechcą. Nie zależy mi na moim życiu tak bardzo jak na ich. Niektórzy z nich stali się częścią mnie, moimi przyjaciółmi...drugą rodziną.

***

                Nie wiedziałam ile minęło czasu odkąd mnie tu zamknęli. Równie dobrze mogło minąć kilkadziesiąt minut, jak i pare godzin. Mógł być nawet poranek! Modliłam się, żeby świt jeszcze nie nastał. Czułam, że do rana wszystko się skończy. Ktoś wygra, ktoś przegra. Ktoś umrze...ktoś przeżyje. Nie obchodziło mnie co stanie się ze mną. Myślałam o tym, przez którego to wszystko się zaczęło. O Zacku. Być może nigdy nie dowiem się o co w tym wszystkim chodziło. Nie dowiem się czy Char miał z tym jakiś związek. W duchu pragnęłam, żeby tak nie było. To dziwne, ale gdy go poznałam, odczuwałam przy nim te dziwne uczucie w brzuchu, motyle czy inne cholerstwa. Teraz wydawał się być tylką kolejną osobą z mojej przeszłości. Życia, które już mnie nie dotyczyło. Nawet jeśli przeżyję to już nie jako Kate, nie ta którą znała moja rodzina, Veronica i wszyscy z mojego rodzinnego miasta. Teraz byłam zupełnie inną Kate. To wszystko mnie zmieniło. Nie wiem czy na lepsze czy gorsze... I chyba nie chce tego wiedzieć.
                Nagle usłyszałam kroki. Wsłuchałam się uważnie i zajrzałam pod malutką szparę pod ciężkimi, metalowymi drzwiami. Dojrzałam zaledwie skrawek czyjegoś buta, nic co mogłoby mi zdradzić tożsamość tego kogoś. Chyba, że... Coś srebrnego błysnęło w podeszwie. To wyglądało jak jakiś mechanizm. Ostrze. Ostrze wysuwające się z buta na życzenie właściciela. William. To musiał być on. Ale nie był sam. Poznałam to po stłumionych głosach, rozpoznałam nawet warknięcie Williama. Nie rozumiałam co on tu robił. Wątpiłam, żeby przyszedł tu z mojego powodu. Raczej z ciekawości. Albo głupoty. Usłyszałam głośny zgrzyt, potem oddalające się kroki. Elektryzująca cisza wypełniła powietrze. Pochyliłam się jak najbardziej mogłam, niemal przykładając usta do brudnej podłogi w pobliżu drzwi.
                - William? - spytałam mając nadzieje, że się myle. Że to ktoś inny, a nie ten zakręcony na punkcie noży idiota.
                - Jeszcze żyjesz? Źle dla ciebie skarbie. - Usłyszałam stłumiony głos. Ale w 100% należący do Williama. - Jeśli oczekujesz, że nas stąd wyciągnę to przykro mi, ale muszę rozwiać Twoje nadzieje.
                - Przyzwyczaiłam się do zawodów. Dowiedziałeś się przynajmniej czegoś? - spytałam zrezygnowana.
                - Że Snake to suka.
                - Akurat to wiedziałam - burknęłam. Usłyszałam cichy śmiech.
                - Szkoda, że nie uświadomiłaś mnie troche wcześniej. Obyło by się bez tego wszystkiego - powiedział z czarnym humorem.
                - Nie byłabym tego taka pewna. To nie ona im przewodzi.
                - Więc kto?
                - Mężczyzna. Tylko tyle wiem - westchnęłam z niechęcią.
                - To już coś - mruknął. - Wiesz? Jak na zwykła amerykankę jesteś bardzo dzielna.
                Nie spodziewałam się z jego ust jakiegokolwiek komplementu. Kiedykolwiek. Ale to wcale nie poprawiło mi humoru. Jeśli William staje się miły to znaczy, że nie ma już nic do stracenia. Więc nie ma nadziei. Położyłam się skulona na zimnej posadzce i wysłałam cichą prośbę do najwyższego, żeby moi rodzice nigdy nie dowiedzieli się jak umarłam. Wolałabym, żeby żyli w przeświadczeniu, że zginęłam w wypadku samochodowym albo czymś równie normalnym, na co nie ma się wpływu. Bo na to miałam. Po prostu wybrałam tą drugą opcję zamiast zostawienia tego wszystkiego innym. Poczułam jakby gorąca krew Zacka ponownie rozlała się po moim ciele. Nie. Nigdy nie wybrałabym tej prostszej opcji. Może zmarnowałam poświęcenie Zacka, to że uratował mi wtedy życie. Ale nigdy nie będę żałowała, że chciałam ocalić jego.

***

Liam & Horan
                Dwóch młodych mężczyzn podążało śladami martwych ciał. Doskonale wiedzieli kto taki pozostawił je po sobie. Na wszystkich twarzach wymalowane było zaskoczenie. Nikt z nich nie spodziewał się śmierci. A tak szybko mógł działać tylko William. Ale ostatni trup okazał się wcale nie być martwym. Więc William musiał przechodzić tu niedawno, skoro biedak nie wykrwawił się jeszcze całkowicie z ogromną raną na szyi. Mężczyźni spojrzeli po sobie znacząco. Byli blisko. Wyższy z nich, miał zaciśnięte dłonie na broni. Był gotów strzelić do wszystkiego co się rusza poza swoim partnerem. Ten znacznie bardziej doświadczony, zajrzał za ścianę, gdzie korytarz skręcał i bardzo powoli zaczął kierować się w kierunku uchylonych drzwi. Coś było nie tak. Wydawało się jakby Red Snow wręcz zapraszali ich do środka. Blondyn rozejrzał się dookoła i zobaczył coś, co spodziewał się zobaczyć. Mała kamerką, idealnie wtapiająca się w tło. Posłał kpiący uśmiech teoretycznym obserwatorom jego poczynań i strzelił prosto w obiektyw. Naparł na drzwi i zamknął je z hukiem. Cichy dźwięk automatycznego zamka mówił sam za siebie. Liam spojrzał na niego zaskoczony. Chłopak wskazał na rozwaloną kamerę, która żałośnie zwisała teraz na jednym małym kablu. Nie minęło dużo czasu, a większość kamer w głównych tunelach została zniszczona. Teraz nie wiedzieli kiedy uderzą. Mieli element zaskoczenia, ale niewiele poza tym. Chyba, że... Nie miał pewności czy są jakiekolwiek szanse w ich sytuacji, ale warto spróbować. Wyciągnął telefon i zadzwonił do Miry. 4 razy. Każdy sygnał był krótki, żeby nie tracić więcej czasu. 4 sygnały. To oznaczało, że potrzebują wsparcia. Liam i Horan spojrzeli na siebie z nadzieję. Niczego w tej chwili nie potrzebowali tak bardzo jak wsparcia.

***

Mira
                Kiedy telefon zadzwonił po raz pierwszy, z trudem powstrzymałam się od odebrania. Jeden. Wszystko w porządku. Jednak telefon zadzwonił jeszcze 3 razy. Czekałam chwilę dla pewności, ale urządzenie milczało. Potrzebują wsparcia. Natychmiast wybrałam numer Noah. Tylko on mógł pomóc. Z irytacją stukałam palcami o ścianę. Malik był w sypialni z Bonesem, któremu z każdą chwilą się pogarszało. Uparciuch nie chciał się zgodzić na interwencję lekarzy. Twierdził, że to oznaka słabości i wolałby umrzeć. Pieprzony honorowy osioł!!! Najgorsze w tym wszystkim było to, że Malik podzielał jego zdanie i nawet argumenty, że prawdziwy przyjaciel zaciągnąłby go siłą do szpitala nie pomagały.
                - Halo? - usłyszałam zaspany głos swojego brata.
                - Noah! Potrzebuje Twojej pomocy! Oni są w siedzibie Red Snow, potrzebują wsparcia... Wyślij kogoś błagam!!! - krzyczałam do słuchawki spanikowanym głosem. Przez chwile panowała cisza.
                - Czy Ty też tam jesteś? - spytał tylko.
                - N-nie - wydukałam.
                - Podaj mi namiary. Wysyłam im swoich ludzi. Niech czekają w miarę możliwości. Wszyscy, którzy będą nie dalej niż 20 minut drogi na miejsce, przyjadą. Nie martw się Mira. Wyciągniemy ich z tego.
                - Dziękuje.
                Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć poza namiarami na Red Snow, które podał mi wcześniej Horan. Zsunęłam się po raz kolejny po ścianie i zamknęłam oczy. Teraz pozostawało mi tylko czekać.

9 komentarzy:

  1. Super!!!!!! Ciekawe co dalej..... Czekam na następny <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  2. A Char będzie dowódcą Red Snow :3
    Kocham i wielkie za ten blog :*
    Zapraszam do siebie, Ola :$

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny <3 Chcę już następny ! I proszę nie uśmiercaj Bonesa :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaa, jaki genialny, nie mogę się doczekać kolejnego, mam nadzieję, że w najbliższym czasie Liam i Kate się pocałuje :D.

    OdpowiedzUsuń
  6. genialny!! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Czemu koniec w takim momencie ?!?! Nie myślałam źe jakieś opowiadanie tak mnie wciągnie :D A. ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzy słowa: O. My. God.
    Ten blog jest po prostu zajebisty, błagam o następne rozdziały jak najszybciej (rozdziały, bo wydaje mi się, że jeden nie wystarczy :)

    Ciekawe, czy na koniec się okaże że wszyscy oni byli w 1D ;) tylko jakoś w tej historii brakuje mi Louisa... albo jestem mało spostrzegawcza :P

    Zapraszam też do mnie, ale to pestka w porównaniu z twoim opowiadaniem:
    onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego ja dopiero znalazłam to fanfiction, jeju
    Jest genialne, i to bardzo.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    ~@ilypena

    PS: czy mogłabyś mnie informować na tt o nowych? Byłabym wdzięczna :)

    OdpowiedzUsuń

1 komentarz = 1 uśmiech :))