Liam
Byłem
wściekły, że Kate zmusiła mnie do opuszczenia jej. W dodatku musiałem pomóc
Zackowi. Gdyby nie on to wszystko w ogóle by się nie wydarzyło. Nie znałem go
na tyle długo, żeby za nim tu przyjechać. Zrobiłem to wszystko tylko i
wyłącznie z powodu Kate! I jeśli coś jej się stanie to nigdy sobie tego nie wybaczę.
Bo to będzie tylko i wyłącznie moja wina. Gdyby wtedy za mną nie wybiegła...
Gdyby nigdy mnie nie poznała. Wtedy jej życie dalej byłoby sielanką, a moją
miłością wciąż byłby Jack Daniels albo inny trunek. Pokręciłem głową i mocniej
chwyciłem Zacka. Choćbym nie wiem jak chciał, nie potrafiłem żałować tego, że
poznałem Kate. Że zmieniła mnie w zupełnie innego człowieka. Nie byłem już
Liamem Paynem, członkiem sławnego zespołu. Nie jestem już Jamesem, kimś kto tak
naprawdę nigdy nie istniał, kimś kogo stworzyłem, żeby móc w spokoju przeżyć
załamanie, które przeszedłem po rozpadzie zespołu. Moją przyszłością było bycie
po prostu sobą. I nieśmiało marzyłem, że będę mógł być sobą z Kate przy boku.
Bo na nikim i niczym nigdy mi tak bardzo nie zależało i nigdy nie będzie.
Po drodze spotkałem tylko Deana, członka grupy Noah, który wyłączył wcześniej całe zasilanie. Chłopak zaproponował mi pomoc, ale powiedziałem mu, że bardziej będzie potrzebny na dole. Gdy tylko wyszedłem z siedziby Red Snow, poczułem się sto razy lepiej. Teraz musiałem jeszcze tylko znaleźć drogę do wyjścia przez tunele, liczyć na to, że ktoś zostawił odsunięte łóżko w feralnym pokoju i wyjść stąd żywym.
- Nie przyszedłeś tu dla mnie prawda? Tylko dla niej - powiedział nagle Zack słabym, zachrypniętym głosem.
- Nie Twój biznes - warknąłem skręcając kolejny raz, licząc na to, że znajdę wyjście jak najszybciej. Nie pamiętałem jak tu doszliśmy z Horanem. Nie zwracałem na to uwagi, po prostu szedłem za nim.
- Możliwe. Zanim to wszystko się stało znaliśmy się zaledwie 3 miesiące. Wiem jaki jesteś. I mi to odpowiada. Po prostu nie chce, żebyś skrzywdził tą dziewczynę. Może i teraz na zewnątrz jest twarda, ale w środku dalej jest małą, kruchą dziewczyną, którą trzeba się zaopiekować. Dlatego od początku chciałem ją trzymać z daleka od tego. Więc nie spieprz jej życia.
- Od początku... Czyli to prawda. To co powiedział Noah - mruknąłem.
- Co powiedział brat Miry?
- Że kazałeś jej jak najszybciej opuścić tamto miejsce pod pretekstem pójścia po Mirę, żeby ją uratować. A jednak masz serce - burknąłem.
- Może i jestem zabójcą, ale nie skazuje tych zupełnie niewinnych na pewną śmierć. Każdy kogo zabiłem był tym samym co ja. Tylko, że oni zabijali niewinnych. A ja zabijam ich. Na końcu skończymy w tym samym oddziale w piekle, ale moje sumienie będzie odrobine czystsze. Bo zabijając większość z nich ratowałem tych którzy byliby ich przyszłymi ofiarami. Nie tak źle w porównaniu z zabijaniem dla sportu.
Musiałem przyznać mu racje, ale zrobiłem to tylko w myślach. Dla mnie odbieranie komuś życia to odebranie komuś życia. I tyle. Nieważne, że może kogoś przez to uratował. Ja bym nie potrafił zabić nawet we własnej obronie. I wiem, że Kate również.
Błądziłem przez jakiś czas po korytarzach kiedy nagle usłyszałem głosy. Ostrożnie wyjrzałem zza rogu i zobaczyłem Horana i jakiegoś chłopaka, którzy nieśli na czymś drewnianym krwawiące ciało Williama. Otworzyłem szeroko oczy i natychmiast do nich wyszedłem.
- Co się stało?! - spytałem z przerażeniem patrząc na ranę na piersi chłopaka. - On żyje? Co z Kate?!
- To Snake. Jakoś się pozbierała i nas znalazła, a potem strzeliła do Williama. Na szczęście chybiła i nie trafiło w żaden ważny narząd, ale wciąż jeśli nie dostarczymy mu jak najszybciej pomocy to skończy się źle. Dobrze, że Kate ją powstrzymała zanim mogłaby strzelić jeszcze raz.
- Co zrobiła? - spytałem podążając za nimi. Poruszali się nieco szybciej ode mnie, więc musiałem starać się ze wszystkich sił, żeby za nimi nadążyć.
- Jak to co? Zabiła sukę.
Prawie upuściłem Zacka. Nie... Nie mogła tego zrobić... Nie Kate... Wiem, że miała powód, ale... Myślałem, że nie byłaby w stanie tego zrobić. Chyba jednak nie znam jej tak dobrze jak mi się wydawało.
- Nie rób takiej miny. Były tylko dwie możliwości. Albo Snake zabiłaby Kate albo Kate zabiłaby ją. Cieszmy się, że dziewczyna dokonała właściwego wyboru.
- Właściwego? - wydukałem.
- Ogarnij się James! Albo Liam, jak wolisz. Kate żyje dlatego, że podjęła taką a nie inną decyzje. Nie możesz jej przez to oceniać. Chciała żyć to żyje. A Snake pewnie i tak długo by nie pożyła skoro już była ranna - warknął Zack.
Zamilkłem. Może i miał racje. Ale wciąż nie potrafiłem się z tym pogodzić. Udało nam się znaleźć droge powrotną i wspólnymi siłami znaleźliśmy się w pokoju w podziemnym, nazwijmy to klubem, żeby nikogo nie obrażać. Wokół było zupełnie pusto i cicho. Wszyscy musieli wyjść. Nie było słychać z góry przytłumionej muzyki. Miałem nadzieje, że nikt nie zawiadomił policji chociaż szanse były marne. Chyba, że ktoś z ludzi Noah dał rade nad tym zapanować. Wyszliśmy klubu na dwór. Zimny wiatr przeniknął moje ciało wywołując dreszcze. Ale przynajmniej było pusto. Nikt nie wiedział o tym co się tutaj działo. Cóż poza barmanem, którego Horan postrzelił ucho. Ale najwyraźniej ktoś w jakiś sposób go uciszył. Spojrzałem pytająco na Horana. Ale zamiast niego, odezwał się ten drugi.
- Trzeba ich zabrać do Sarah.
- Kim jest Sarah? - Zmarszczyłem brwi.
- Kimś kto im pomoże i nie będzie zadawać zbędnych pytań.
Potem kazał zadzwonić mi na podyktowany numer. Dziewczyna o niskim i melodyjnym głosie nie wydawała się być ani trochę zdziwiona tym co ode mnie usłyszała. Kilka minut później przyjechała duża czarna terenówka gotowa zabrać rannych. Wszyscy pojechali tylko ja zostałem. I walczyłem z chęcią wrócenia na dół. Tylko nie wiedziałem czy jestem gotowy spojrzeć ponownie Kate w oczy bez oceniania jej.
Po drodze spotkałem tylko Deana, członka grupy Noah, który wyłączył wcześniej całe zasilanie. Chłopak zaproponował mi pomoc, ale powiedziałem mu, że bardziej będzie potrzebny na dole. Gdy tylko wyszedłem z siedziby Red Snow, poczułem się sto razy lepiej. Teraz musiałem jeszcze tylko znaleźć drogę do wyjścia przez tunele, liczyć na to, że ktoś zostawił odsunięte łóżko w feralnym pokoju i wyjść stąd żywym.
- Nie przyszedłeś tu dla mnie prawda? Tylko dla niej - powiedział nagle Zack słabym, zachrypniętym głosem.
- Nie Twój biznes - warknąłem skręcając kolejny raz, licząc na to, że znajdę wyjście jak najszybciej. Nie pamiętałem jak tu doszliśmy z Horanem. Nie zwracałem na to uwagi, po prostu szedłem za nim.
- Możliwe. Zanim to wszystko się stało znaliśmy się zaledwie 3 miesiące. Wiem jaki jesteś. I mi to odpowiada. Po prostu nie chce, żebyś skrzywdził tą dziewczynę. Może i teraz na zewnątrz jest twarda, ale w środku dalej jest małą, kruchą dziewczyną, którą trzeba się zaopiekować. Dlatego od początku chciałem ją trzymać z daleka od tego. Więc nie spieprz jej życia.
- Od początku... Czyli to prawda. To co powiedział Noah - mruknąłem.
- Co powiedział brat Miry?
- Że kazałeś jej jak najszybciej opuścić tamto miejsce pod pretekstem pójścia po Mirę, żeby ją uratować. A jednak masz serce - burknąłem.
- Może i jestem zabójcą, ale nie skazuje tych zupełnie niewinnych na pewną śmierć. Każdy kogo zabiłem był tym samym co ja. Tylko, że oni zabijali niewinnych. A ja zabijam ich. Na końcu skończymy w tym samym oddziale w piekle, ale moje sumienie będzie odrobine czystsze. Bo zabijając większość z nich ratowałem tych którzy byliby ich przyszłymi ofiarami. Nie tak źle w porównaniu z zabijaniem dla sportu.
Musiałem przyznać mu racje, ale zrobiłem to tylko w myślach. Dla mnie odbieranie komuś życia to odebranie komuś życia. I tyle. Nieważne, że może kogoś przez to uratował. Ja bym nie potrafił zabić nawet we własnej obronie. I wiem, że Kate również.
Błądziłem przez jakiś czas po korytarzach kiedy nagle usłyszałem głosy. Ostrożnie wyjrzałem zza rogu i zobaczyłem Horana i jakiegoś chłopaka, którzy nieśli na czymś drewnianym krwawiące ciało Williama. Otworzyłem szeroko oczy i natychmiast do nich wyszedłem.
- Co się stało?! - spytałem z przerażeniem patrząc na ranę na piersi chłopaka. - On żyje? Co z Kate?!
- To Snake. Jakoś się pozbierała i nas znalazła, a potem strzeliła do Williama. Na szczęście chybiła i nie trafiło w żaden ważny narząd, ale wciąż jeśli nie dostarczymy mu jak najszybciej pomocy to skończy się źle. Dobrze, że Kate ją powstrzymała zanim mogłaby strzelić jeszcze raz.
- Co zrobiła? - spytałem podążając za nimi. Poruszali się nieco szybciej ode mnie, więc musiałem starać się ze wszystkich sił, żeby za nimi nadążyć.
- Jak to co? Zabiła sukę.
Prawie upuściłem Zacka. Nie... Nie mogła tego zrobić... Nie Kate... Wiem, że miała powód, ale... Myślałem, że nie byłaby w stanie tego zrobić. Chyba jednak nie znam jej tak dobrze jak mi się wydawało.
- Nie rób takiej miny. Były tylko dwie możliwości. Albo Snake zabiłaby Kate albo Kate zabiłaby ją. Cieszmy się, że dziewczyna dokonała właściwego wyboru.
- Właściwego? - wydukałem.
- Ogarnij się James! Albo Liam, jak wolisz. Kate żyje dlatego, że podjęła taką a nie inną decyzje. Nie możesz jej przez to oceniać. Chciała żyć to żyje. A Snake pewnie i tak długo by nie pożyła skoro już była ranna - warknął Zack.
Zamilkłem. Może i miał racje. Ale wciąż nie potrafiłem się z tym pogodzić. Udało nam się znaleźć droge powrotną i wspólnymi siłami znaleźliśmy się w pokoju w podziemnym, nazwijmy to klubem, żeby nikogo nie obrażać. Wokół było zupełnie pusto i cicho. Wszyscy musieli wyjść. Nie było słychać z góry przytłumionej muzyki. Miałem nadzieje, że nikt nie zawiadomił policji chociaż szanse były marne. Chyba, że ktoś z ludzi Noah dał rade nad tym zapanować. Wyszliśmy klubu na dwór. Zimny wiatr przeniknął moje ciało wywołując dreszcze. Ale przynajmniej było pusto. Nikt nie wiedział o tym co się tutaj działo. Cóż poza barmanem, którego Horan postrzelił ucho. Ale najwyraźniej ktoś w jakiś sposób go uciszył. Spojrzałem pytająco na Horana. Ale zamiast niego, odezwał się ten drugi.
- Trzeba ich zabrać do Sarah.
- Kim jest Sarah? - Zmarszczyłem brwi.
- Kimś kto im pomoże i nie będzie zadawać zbędnych pytań.
Potem kazał zadzwonić mi na podyktowany numer. Dziewczyna o niskim i melodyjnym głosie nie wydawała się być ani trochę zdziwiona tym co ode mnie usłyszała. Kilka minut później przyjechała duża czarna terenówka gotowa zabrać rannych. Wszyscy pojechali tylko ja zostałem. I walczyłem z chęcią wrócenia na dół. Tylko nie wiedziałem czy jestem gotowy spojrzeć ponownie Kate w oczy bez oceniania jej.
____________________________________________________________________
Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale nie wyrabiam się z pisaniem i nauką :( Postaram się, żeby następny był dłuższy.