poniedziałek, 30 grudnia 2013

16. Secret


Mira
            Niedługo zwariuję od tych podróży. Londyn, Glasgow, Belfast, Londyn. Co następne? Miałam nadzieję, że Horan się nie mylił i tu skończy się ten koszmar. Chciałam w końcu zobaczyć Zacka. Nawet przez sekundę nie wierzyłam, że mógłby być martwy. On był silny, zbyt silny by dać się zabić. Może go przetrzymują, torturują i głodzą, ale on to wszystko wytrzyma. Wiem to. Bones i Malik rozglądali się po ulicy, którą szliśmy. To, że żaden z nich nigdy nie był w Londynie trochę utrudniało sprawę. Musiałam służyć jako przewodnik, a przecież sama nie znam aż tak dobrze tego miasta. Mieszkam tu dopiero od 8 lat. Byłam dwunastoletnią dziewczynką, gdy moja ciotka wzięła mnie do siebie. Moje myśli powędrowały do najgorszego okresu w moim życiu sprzed mojego przyjazdu tutaj.

Irlandia, 8 lat wcześniej
            - Noah! Noah gdzie jesteś? - wołała mała dziewczynka. Jej rude włosy były upięte w dwa kucyki zabawnie sterczące po obu bokach jej głowy. - Noanhel!
            - Tutaj Mirabelle! - zawołał młody chłopak wychodząc z kuchni w domu państwa Gregory. Dziewczynka wleciała w ramiona starszego brata, a ten uniósł ją wysoko jakby ważyła tyle co piórko. - Co się stało?
            - Mówiłam, żebyś mówił do mnie Mira - powiedziała. Chłopak przewrócił oczami z uśmiechem.
            - Dobrze Mira. A więc co się stało?
            - Chodź zobaczyć jak ładnie ubrałam moją lalkę w...
            W domu rozbrzmiał huk wystrzału. W płucach dziewczynki zebrał się krzyk. Noah zakrył jej ust dłonią i mocno do siebie przytulił. Miał szeroko otwarte oczy i przerażony wyraz twarzy. Wypuścił dziewczynkę z objęć w tym samym momencie, w którym rozbrzmiał kolejny strzał. Dziewczynka zaczęła płakać. Chłopak kazał jej wejść do kuchni i zamknął ją w środku każąc być cicho. Cicho stąpał po drewnianej podłodze z uwagą nasłuchując niepokojących dźwięków. Z mocno bijącym sercem uchylił drzwi do gabinetu swojego ojca. Rozpacz i szok wykrzywiły jego twarz na widok dwóch martwych ciał na ziemi obryzganych własną krwią. Jego rodziców. W tym samym czasie dziewczynka w kuchni wspięła się na blat i zza firanek spojrzała przez okno. Mężczyzna w czarnym eleganckim garniturze opuszczał jej rodzinny dom. Wchodząc do samochodu obejrzał się jeszcze raz za sobą. Dziewczynka miała wrażenie, że człowiek patrzy jej prosto w oczy, a w jego tęczówkach kryje się niema groźba. Dopóki nie zobaczyła swoich rodziców martwych, nie wiedziała o co chodziło mężczyźnie. To była obietnica. Obietnica tego co stanie się kiedyś również z nią.


            Otrząsnęłam się ze wspomnień i schowałam dłonie do kieszeni płaszcza. Kiedyś w życiu nie pomyślałabym, że poczucie bezpieczeństwa będzie mi dawał jednie dotyk broni. Tak wiele się zmieniło od czasu kiedy byłam dzieckiem. Musiałam dorosnąć o wiele szybciej niż moi rówieśnicy, wręcz brutalnie szybciej. W wieku 14-stu lat potrafiłam już kogoś zabić. Oczywiście tylko w teorii. Nie wiem jak bym przeżyła okres po śmierci moich rodziców, gdyby nie Noah i moja ciotka. Bez nich rozsypałabym się chyba na drobne kawałeczki. To oni utrzymywali mnie przy życiu do czasu kiedy nie dojrzałam na tyle by nie myśleć już o tym...by dołączyć do rodziców. Ale to nie znaczy, że potem byłam bez wsparcia. Bo pojawił się Zack. Ktoś kogo pokochałam na przekór wszystkiemu. Nie zważałam na jego przeszłość ani na to kim był. Liczyło się tylko to jaki był, kiedy byliśmy sami. Z zewnątrz wyglądaliśmy nawet nie do końca jak para. Po prostu jak dwójka ludzi, która się ze sobą 'spotyka'. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego jak głębokie było moje uczucie do Zacka. Nigdy tak naprawdę nie byłam sama w swoim życiu po śmierci rodziców. Najpierw mój brat się mną opiekował, a potem Zack. A teraz jeden z nich był daleko, a drugi potrzebował mojej pomocy. Czułam jak wszystko do mnie wraca. Potrzebowałam na tym świecie czegoś, kotwicy która trzymałaby mnie tutaj. Zack był tą kotwicą. I nie mogłam go stracić. Byłam samolubna, ale taka była prawda. Potrzebowałam go do życia. On był moim życiem.
            Skręciłam w dobrze znaną sobie uliczkę. To tutaj poznałam Zacka. Wracałam z imprezy, pijana. Na początku strasznie się go bałam. Wokół było całkowicie ciemno, a on wydawał się być jeszcze mroczniejszy niż był w rzeczywistości. Nasz związek od początku był skomplikowany. A jednak byłam tu teraz znowu, chcąc go uratować. Musiałam go uratować. Spojrzałam jeszcze raz na adres zapisany leniwym pismem Horana na pogiętej karteczce.
            - To już niedaleko - poinformowałam.
            - To dobrze. Mam ochotę coś rozwalić - mruknął Malik wypuszczając z ust dym. Odkąd tylko wysiedliśmy z samolotu, wypalił chyba pół paczki papierosów.
            - Atakujemy z zaskoczenia czy... - spytał Bones na zmianę blokując i odblokowując swój pistolet. Właściwie to miałam wątpliwości czy taki sprzęt można jeszcze nazwać pistoletem. To coś było długości mojej ręki i średnicy znacznie przekraczającej obwód mojego ramienia. Nawet nie chciałam wiedzieć jakie szkody może wyrządzić coś takiego.
            - Ja proponuję wielkie wejście, jak Bruce Lee. - Spojrzałam pytająco na Malika. - No wiesz, wejście smoka! Nie? Dziewczyny... - mruknął pod nosem.
            Zignorowałam go i dokładnie przeanalizowałam miejsce, w którym się znajdowaliśmy. Byliśmy naprawdę blisko. Jeśli Horan miał rację to Zack mógł znajdować się kilka budynków od nas. Adrenalina w moim ciele natychmiast podskoczyła. Zacisnęłam dłonie w pięści, bo nagle w moim ciele zebrała się nieopisana wściekłość. Tu już nie chodziło tylko o uratowanie Zacka. Chodziło też o zemstę.
            - Chyba mam plan - powiedział Bones. Spojrzałam na niego zaalarmowana podekscytowaniem w jego głosie. Na jego twarzy pojawił się niebezpieczny uśmieszek. W tym momencie przypominał mi Zacka.

***

            Mam nadzieję, że Bones wie co robi. Jeśli to nie wypali to może nie być wesoło. Nawet nie wiedziałam, że wziął coś takiego ze sobą... Ale musiałam przyznać, że to mogło się udać. Gorzej, że to ja miałam zająć się tą gorszą częścią. Bones twierdzi, że nie dałabym rady w starciu wręcz z ludźmi z jakiegokolwiek gangu. Miałam ochotę się z nim kłócić, ale to byłaby tylko strata czasu. Gdy ma się takiego brata jak Noah... Nauczył mnie więcej niż tych dwoje tu podejrzewa. I od zawsze wiedziałam dlaczego to robił. Żebym była w stanie się obronić kiedy jego obok nie będzie. Szkoda tylko, że nigdy nie miałam okazji sprawdzić w praktyce tych umiejętności... Wzięłam głęboki wdech i rozbroiłam granat. Wyrzuciłam go jak najdalej od siebie w kierunku przednich drzwi budynku i natychmiast skryłam się za ścianą drugiego budynku. Huk wybuchu był o wiele większy niż się spodziewałam. Odważyłam się spojrzeć zza ściany i otworzyłam szeroko oczy na widok języków ognia wystrzeliwujących wiele metrów w górę. Ściana była stała się nagle kupą gruzu, a pożar rozprzestrzeniał się powoli wewnątrz budynku. O Boże. Przyłożyłam dłoń do ust. Ja to zrobiłam?! Ogarnęło mnie przerażenie. A jeśli ktoś był na tyle blisko bym mogła go zabić? Jeśli... Jeśli Zack tam był?! Zaczęłam biec chcąc się dostać do budynku od drugiej strony jak Bones i Malik. Od tyłu wszystko wyglądało spokojnie, nic nie zdradzało chaosu jaki panował z drugiej strony. Drzwi były uchylone, domyśliłam się że zostawili je otwarte, żeby w razie czego móc szybko uciec. Ostrożnie weszłam do środka. To było dziwne, bo wewnątrz panowały jeszcze większe ciemności niż na dworze. Znalazłam się w długim korytarzu. Z każdej strony było mnóstwo drzwi, ale jedne z nich przykuły moją uwagę. Nie znam się na takich rzeczach, ale wiem, że z drewna na pewno nie były. U góry miały małe okienko z grubymi kratami. Stanęłam na palcach, żeby zajrzeć do środka. Jedynym źródłem oświetlenia była migająca żarówka swobodnie zwieszona z sufitu. W środku były dwa stare materace okryte szmatami, które nijak się miały do prawdziwej pościeli. Nagle coś przykuło moją uwagę jeden z materacy wydawał się poruszać, a wręcz...oddychać. Ledwo powstrzymałam krzyk, to nie były materace przykryte szmatami, to byli ludzie! Myślałam, że nogi odmówią mi posłuszeństwa.
            - Zack? - szepnęłam. Nic się nie stało. - Zack?!
            Jeden z więźniów się obudził. Obrócił się w moją stronę i... To nie był Zack. Mężczyzna podniósł się i podszedł do okienka. Mój oddech przyspieszył ze strachu na widok zarośniętego mężczyzny, który wyglądał jakby mógł zabić kogoś gołymi rękami.
            - Czego tu szukasz panienko? - spytał chrapliwym głosem. Odsunęłam się nieznacznie, gdy do moich nozdrzy dotarł jego zapach.
            - Czy... Znasz Zacka? Wiesz czy tu był? - Mój głos drżał.
            - Był tu przez kilka dni póki tamci go nie zabrali. Radzę Ci uciekać stąd dziewczynko... Nie chcesz dzielić ze mną tej celi - powiedział znacząco. Wiedziałam, że wciąż żyje.
            - Powiedz mi coś więcej! - błagałam. Spojrzał na mnie niemal czarnymi oczami.
            - Na Twoim miejscu nie liczyłbym nawet na odnalezienie szczątków Fergusona.
            - Kim jest Ferguson? - spytałam głośno.
            - Nie wiesz jak mówili o nim zanim tu trafił? Ferguson. Kiedyś był najgorszym koszmarem nas wszystkich - zaśmiał się złowieszczo. - Red Snow wiedzieli co robili...


_________________________________________________________________________________________

Dziękuje Wam bardzo za 4 tys. wyświetleń, jesteście kochani <3 Jak Wam się podoba rozdział? Spodziewa liście się takiego obrotu spraw? Przy okazji życzę Wam udanego sylwestra, tylko nie wypicie za dużo!! xD

_


piątek, 20 grudnia 2013

15. Red Snow Part II



                - Horan? Co Ty tu robisz? - spytał zdziwiony Bones.
                Malik chciał wykorzystać chwilę jego nieuwagi i go uderzyć, ale nie trafił i runął jak długi na ziemię. Bones tylko na niego spojrzał i omijając go podszedł do blondyna. Przywitał się z nim jednym z tych męskich uścisków, które znał prawdopodobnie każdy przedstawiciel płci brzydkiej.
                - Stwierdziłem, że się przyłącze - odpowiedział chłopak z uśmiechem. Zauważył, że mu się przyglądam i posłał mi całusa. Zniżyłam się z miną 'mnie tu nie ma' i odwróciłam wzrok.
                - Gadaj co wiesz.
                - Willy zanieś mnie do łóżka - poprosiła słodko Snake. Ten spojrzał na nią jakby miała dwie głowy.
                - Czy ja ci wyglądam na pieprzonego kmiotka? Sama zawlecz tam swój tyłek - prychnął. Malik zaczął zwijać się ze śmiechu wciąż leżąc na ziemi. Psychiatra miałby z nami przerąbane.
                - Dobraaa... Wracając do tego co ważne, mam na oku dwie grupy, które mogą być sprawcą postrzelenia Zacka. Pierwsza jest z Londynu, dlatego głównie ją brałbym pod uwagę, a druga z Dublinu. Nazywają siebie... - Horan zmarszczył brwi w zastanowieniu. - ...Red Snow. Są cholernie niebezpieczni i na waszym miejscu modliłbym się o to, żeby to nie byli oni. Bo wtedy, na waszym miejscu rozglądałbym się już za trumną.
                W jednej chwili wytrzeźwiałam. Słowa chłopaka przyprawiły mnie o dreszcze. Bones i Horan usiedli na wolnej, czarnej kanapie. Malik przybliżył się do mnie i oparł się o krawędź kanapy wciąż siedząc na ziemi.
                - Co jeszcze wiesz na temat Red Snow? - spytał William.
                - Jej członkowie są ścigani od pięciu lat, mają na swoim koncie 4 zabójstwa i trzy porwania. Porwani wciąż są uważani za zaginionych tylko dlatego, że nigdy nie znaleziono ciał.
                Zrobiło mi się tak jakoś niedobrze. Ścisnęłam dłoń Miry, która w napięciu słuchała wszystkiego o czym mówił Horan.
                - Mamy pecha, bo Red Snow są mistrzami w zatajaniu wszystkiego co ich dotyczy. Dysponuję jedynie strzępkami informacji, a nazwisko które podaliście jest niestety bardzo popularne i mam aż 3 podejrzanych. Znam też kilka miejsc gdzie mogą być członkowie tej grupy, chociaż nic nie obiecuję. Ci z Londynu są nie mniej niebezpieczni, ale z nimi powinno być prościej, bo miałem przyjemność spotkać jednego z nich. Poddał się jeszcze za nim wyciągnąłem broń - powiedział z dumnym uśmiechem. Wzniosłam oczy do nieba. Ludzie pokroju Bonesa czy Horana mieli jedną wspólną cechę. Byli cholernie narcystyczni. - Proponuje się podzielić na dwie grupy, jedna pojedzie do Londynu, a druga do Dublina. Ilu was jest?
                - Sześciu, bo Snake się nie liczy - odparł Bones. Dziewczyna spojrzała na niego zmrużonymi oczami.
                - Niby dlaczego?!
                - Nie udawaj, że cie to obchodzi. Gdybyś nie przyszła do mojego mieszkania i ktoś go nie podpalił, nawet byś tu teraz nie siedziała tylko zabawiała się z jakimś kretynem - prychnął. Snake nie odezwała się już słowem.
                - Okej, skoro rodzinny dramat mamy już za sobą, to ustalcie dwóch przywódców grup i weźcie dwie osoby. Po jednej dziewczynie w każdej grupie.
                Spojrzałam ze smutkiem na Mirę. Musiałyśmy się rozdzielić co naprawdę nie było miłą perspektywą. Tak jak myślałam na przywódcę zgłosili się Bones i William. Skończyło się na tym, że do Londynu jechał Bones, Malik i Mira, jako że to tam prawdopodobnie byli ci, których szukamy, a do Dublina William, Liam i ja, wraz z Horanem, raczej jako zabezpieczenie, gdyby ci w Londynie okazali się czyści. Byłam lekko przerażona perspektywą podróży z trzema praktycznie obcymi chłopakami. Wolałabym jechać z Bonesem, bo mimo, że to niedorzeczne to w jego towarzystwie czułam się bezpiecznie. Nie ufałam Williamowi. Była w nim jakaś bezwzględność. Miałam wrażenie, że gdybym w jakiś sposób utrudniła mu jego cel to po prostu by mnie zabił. Horan wydawał mi się lepszym sprzymierzeńcem.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

15. Red Snow Part I



            - Dlaczego nikt mi nie powiedział, że ona tu jest?!
            Po słowach Williama wokół nas zrobiło się nienaturalnie cicho. Snake patrzyła się na niego jakby był co najmniej ósmym cudem świata. Dobra. Zaczynam potrzebować szczegółowej instrukcji do swojego życia.
            - Bones jak zawsze ignoruje wszelkie rozkazy Noah i robi co mu się kurwa podoba! - warknął William.
            Przewiesił torbę przez ramię i poszedł w kierunku drzwi wejściowych, szturchając po drodze Snake barkiem. Dziewczyna się zachwiała, ale nie zmieniła wyrazu twarzy i wciąż szeroko się uśmiechała. Weszła za nim do środka niemal podskakując z radości. Jak jakiś piesek. Malik spojrzał na mnie i po chwili wybuchnął śmiechem. Wkrótce cała nasza trójka praktycznie leżała na ziemi nie potrafiąc powstrzymać łez. Uspokoiliśmy się dopiero kiedy Bones się zakrztusił i Malik musiał go ratować. W moim życiu jest stanowczo za dużo nienormalnych ludzi... Gdy wróciliśmy do domu, a Bones w końcu łaskawie założył koszulkę, wszyscy zebrali się w kuchni. Dlaczego jakiekolwiek obrady zawsze odbywają się w kuchni? Przeoczyłam coś? Co jest wyjątkowego w brzęczącej lodówce i okruszkach na blacie po Bóg wie czym? William z miną nieszczęśnika stał oparty o ścianę, a Snake mocno obejmowała go w talii. Liam siedział przy stole na przeciwko Miry i Bonesa, a Malik i ja na blacie. Mój sąsiad oczywiście nie omieszkał wspomnieć o moim wzroście, gdy wskakiwałam na drewnianą płytę. Dupek.
            - Okej... To może zacznijmy od początku, bo nie mam pojęcia po co tu jestem - stwierdził Malik wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. Wtrąciłam mu ją z ręki, a ta wylądowała u stóp Snake. - Masz coś do moich fajek, Kate?!
            - Nie... Dlaczego tak pomyślałeś? - Zamrugałam niewinnie oczami. Malik mruknął coś pod nosem i tylko spojrzał tęsknie na białe opakowanie.
            - O ile się orientuje to Ty jesteś siostrą Noah tak? - spytał William patrząc na Mirę. Ta pokiwała głową nieufnie na niego spoglądając. - A więc Ty musisz być...
            - Kate.
            - Właśnie. Ty byłaś świadkiem zabicia jej chłopaka - odparł uważnie się nam przypatrując. Widziałam jak krew odpływa z twarzy Miry.
            - Nie mamy pewności czy Zack nie żyję - powiedziała twardo. Twarz Williama wykrzywił sceptyzm.
            - Jest możliwość, że wciąż żyje, ale nie oszukujmy się, szanse są niewielkie. Horan się już z wami kontaktował?
            - Jeszcze nie. Ma skończyć robotę dziś wieczorem - odezwał się Bones nawet nie patrząc na Williama. Ten jedynie pokiwał głową równie skutecznie unikając jego wzroku. Cały czas kompletnie ignorował Snake uczepioną jego ciała co wyglądało co najmniej dziwnie.
            - Gdy tylko będziemy coś wiedzieli, jedziemy tam gdzie wskaże nam Horan. Więc mam nadzieję, że jesteście gotowi w każdej chwili opuścić to miejsce. Czas jest najważniejszy.
            Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami. Cokolwiek zdążyliśmy już przeżyć, to był dopiero początek.

***

            - Jak myślisz, o co chodzi z Williamem i Snake?
            Spojrzałam na Mirę, która ze skupieniem układała swoją fryzurę przed lustrem. Wzruszyłam ramionami.
            - Nie wiem. Ale oczywistym jest, że coś kiedyś między nimi było - stwierdziłam kreśląc ze znudzeniem bezmyślne wzory na kartce.
            - Nie wydaje Ci się dziwne zachowanie Snake?
            - Co masz na myśli?
            Zmarszczyłam brwi i na chwilę odłożyłam ołówek. Mira usiadła obok mnie po turecku na łóżku i zaczęła wyłamywać kostki. Skrzywiłam się na ten dźwięk, ale powstrzymałam się od komentowania. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
            - Zastanów się, najpierw Snake wydaje się być kompletną suką, która zdaje się nie mieć uczuć, może poza momentem kiedy Bones wynosił ją z pożaru, a teraz nagle zrobiła się z niej słodka, zakochana dziewczynka? Coś mi tu śmierdzi - zakończyła patrząc na mnie zielonymi oczami. Przygryzłam wargę.
            - A może ona naprawde szaleje na punkcie Williama? - powiedziałam niepewnie.
            - Nie wiem. Jak dla mnie ona coś kombinuję. Nie ufam jej.
            Na chwilę umilkłam, żeby wszystko przemyśleć. Teoria Miry miała sens. To niemożliwe, żeby człowiek bez powodu aż tak zmieniał swoją osobowość. A jakoś nie wydawało mi się, żeby ta wersja Snake była prawdziwa. Kiedy groziła mi wczoraj tym cholernym nożem, nie wyglądało to jakby udawała. Ona po prostu taka była. Więc albo ma rozdwojenie jaźni i podwójną tożsamość, albo jej ostatnie zachowanie było tylko grą. Tylko czego Snake mogła chcieć od Williama?
            - Chciałabym wiedzieć o co w tym wszystki chodzi - mruknęłam. - Tobie jest łatwiej.
            - Dlaczego? - Uniosła brwi.
            - Bo masz jakieś pojęcie o tym chorym świecie, w którym teraz żyjemy. A ja jestem z zupełnie innej bajki, w Washingtonie nic się nie dzieje poza protestami przed białym domem raz na kadencję jakiegoś frajera - burknęłam. Mira zaśmiała się ponuro.
            - Możemy się zamienić - prychnęła.
            - Proszę bardzo. Ale pamiętaj, że to nie Ty musiałaś patrzeć na Zacka kiedy... Kiedy... - Nie potrafiłam nawet powiedzieć tego na głos.
            - Nie licytujmy się teraz która z nas ma gorzej. Każda z nas przeszła swoje. Teraz musimy się skupić na tym by znaleźć Zacka. Czuję, że on wciąż żyje - westchnęła. - Zack jest silny. Nie poddałby się bez walki. Jestem pewna, że wciąż żyje i potrzebuję naszej pomocy.

***

            - Dobra, dobra Malik, wszyscy wiemy, że jesteś upośledzony ruchowo - zaśmiał się Bones. Malik udał, ża napręża muskuły jak zawodowiec.
            - Ja nie dam rady? Ja? O ile zakład, że dam?
            Spojrzał wyzywająco na nas wszystkich. Godzinę wcześniej Bones przyniósł jakiś alkohol do salonu i wszyscy trochę przesadziliśmy z ilością. Liam już dawno odpał po tym jak wypił dwa razy tyle co ja i Mira razem. A już myślałam, że się zmienił. Wszyscy zrobiliśmy się zbyt głośni, a Malik i Bones założyli się o to kto kogo pokona. Ten pierwszy paradował w samych spodniach, więc mogłam bez problemów oglądać wszystkie jego tatuaże. Zawsze uważałam, że tatuaże tylko szpecą ciało, ale kiedy poznałam tych dwóch kretynów, moje zdanie diametralnie się zmieniło. Oni wyglądali z nim zdecydowanie gorąco. Naprawde się upiłam skoro przyznałam (nawet w myślach), że uważam ich za seksownych. Jeszcze chwila, a powiem to na głos...
            - Jesteście śmieszni - prychnął William upijając łyk czegoś wyglądającego jak whisky. Może to z resztą było whisky?
            Bones i Malik jak na zawołanie stanęli przed sobą i odsunęli niski stolik ze środka pokoju, żeby zrobić sobie miejsce. Byłam tak schlana, że nawet obecność Snake zaraz obok mnie mi nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie. W tym stanie była całkiem zabawna. Bones zamachnął się pięścią, ale zamiast trafić Malika zatoczył się i prawie przewrócił. Mira zachichotała i zaczęła krzyczeć dopingująco jego imię. Ja wzięłam stronę Malika i tak zaczęłyśmy się przekrzykiwać. W salonie było tak głośno, że żeby dowiedzieć się o obecności kogoś jeszcze, musieliśmy poczekać aż do momentu kiedy ten zaczął pstrykać światłem. Sześć par oczu (nie liczę Liama, bo debil spał) zwróciło się w stronę chłopaka opierającego się barkiem o ścianę. Przypatrywał się nam z rozbawieniem. Miał lekko fioletowe włosy i najbardziej niebieskie oczy jakie w życiu widziałam. Był przystojny, ale nie miał typowej urody przystojniaka. Było w nim coś niepokojącego. Chłopak uśmiechnął się szeroko odsłaniając równy rządek białych zębów.
            - Zaczęliście beze mnie?

_____________________________________________________________________________

W związku z tym, że ostatni tydzień był jedną wielką masakrą i wciąż zbieram się po konkursie, ten rozdział podzielony bd na dwie części, ale nie martwcie się, bo następna bd wyjątkowo w piątek, a potem już normalnie w każdy poniedziałek ;) Dziękuje za komentarze i wyświetlenia Kotki :***

wtorek, 10 grudnia 2013

14. One moment of happiness


William

            - Malik! - ryknąłem chodząc po mieszkaniu Noah i szukając tego przygłupa. Odpowiedziała mi cisza. Znowu. - Malik!!!
            Przysięgam, że jeśli jeszcze raz Noah każe mi współpracować z tym ćpunem to strzelę mu kulkę w głowę. Albo dwie. Tak dla pewności. Kopnąłem kolejne drzwi, które otworzyły się z hukiem i obiły o ścianę. Oops. Jak mi przykro...
            - Malik! - warknąłem widząc go leżącego na łóżku z głową schowaną w poduszki i butelką whisky przy piersi. - Malik debilu! Lecimy do Belfast!
            - Wypffierdalaj gnoju - mruknął nieprzytomnie.
            Przewróciłem oczami i rozejrzałem się po pokoju za czymś co mogłoby go skutecznie wybudzić. Uśmiechnąłem się szeroko na widok wypełnionej do połowy szklanki. Jeśli to woda to Malik i tak ma szczęście. Nie przestając się uśmiechać, podszedłem do łóżka i wylałem ciecz na głowę i kark Malika. Ten zerwał się jakby coś się paliło (co było ironią zważywszy na to, że właśnie zapewniłem mu prysznic) i rozgorączkowany zaczął rozglądać się po pokoju. Zobaczył mnie za łóżkiem z drugiej strony i zmrużył oczy.
            - Ty... ty... Jak Ci tam było, co ty do cholery odwalasz?! - krzyknął. Przekrzywiłem głowę na bok i poprawiłem torbę na swoim ramieniu.
            - William. A my lecimy do Belfast. Zbieraj manatki. Masz 5 minut.
            - Mogę wiedzieć dlaczego? - spytał przeczesując swoje mokre włosy.
            - Bo. Tak.
            Uśmiechnąłem się krzywo widząc jak go irytuję. To dopiero początek Malik. Skoro nie moge zemścić się na Noah, że kazał mi niańczyć jakiś kretynów bawiących się w super bohaterów, to przynajmniej jemu dowalę.
            - Kurwa. Noah prawda? Co tym razem? - westchnął z irytacją. Zawsze zastanawiałem się jak to możliwe, że nasz przywódca posiada jednocześnie taki szacunek i opinię najbardziej wkurzającej osoby na świecie. Pokręcona logika.
            - Mamy wesprzeć jakiś latających za zabójcą amatorów. A w gratisie mamy Bonesa - dodałem wzdrygając się na samą myśl o nim. Nie ma to jak pracować z upośledzonym Malikiem, znienawidzonym Bonesem i trójką idiotów, którzy sądzą, że sami dadzą radę komukolwiek kto należy do gangu.
            - Bonesa? Jest! Jeden normalny. - Nagle coś jakby mu się przypomniało. - A czy w tej trójce idiotów nie ma przypadkiem takiej bardzo bardzo niskiej brunetki o imieniu Kate?
            - A czy ja ci wyglądam na pieprzoną wszechwiedzącą wróżkę? - Malik zakaszlał co brzmiało podejrzanie podobnie do śmiechu. - Miejmy to już za sobą Malik. 4 minuty.
Wyszedłem z pokoju i poszedłem do piwnicy. Otworzyłem masywne, żelazne drzwi kodem, który znali tylko członkowie naszej grupy, w dodatku nie wszyscy. Wszedłem do magazynu broni i od razu udałem się do miejsca gdzie trzymane były noże. Wybrałem pare swoich ulubionych modeli i jeden, który zaciekawił mnie ze względu na swój zaokrąglony kształt. To się nazywa sprzęt. Standardowo schowałem też kilka sztuk broni palnej, nieważne jaką słabość miałem do wszystkiego co ostre, pistolet uratował mi tyłek więcej razy niż mógłbym zliczyć. Wziąłem też coś dla Malika, przypominając sobie o tym, że koleś miał słabość do ognia. Uśmiechnąłem się na widok małego miotacza ognia i pokręciłem głową rozbawiony. Innym razem. Wróciłem na górę i w kuchni spotkałem Malika przeszukującego szafki. Uniosłem brwi.
            - Szukasz czegoś?
            - Swoich fajek. Jestem pewien, że gdzieś tu je ostatnio zostawiłem... - odparł w zamyśleniu.
            - Kupisz sobie po drodze nowe. Chodź, bo spóźnimy się na samolot i Noah osobiście skróci nas o głowę - mruknąłem.
            Wyszliśmy z mieszkania i poszliśmy do magazynu, gdzie trzymaliśmy część pojazdów. Malikowi oczy się zaświeciły na widok nowej BMkI. Sięgnąłem ręką do czoła zahaczając przy okazji o jeden z kolczyków przy brwiach. Wzniosłem oczy do nieba. On naprawde był w moim wieku? Tak jak się spodziewałem już po chwili zmuszony byłem usiąść na miejscu pasażera obok Malika za kierownicą. Pierwszy raz w życiu uznałem zapięcie pasów za konieczne, gdy ten z piskiem opon wyjechał nim klapa zamykająca magazyn zdążyła się podnieść chociaż do połowy. Gdy Malik zaczął swój monolog, pożałowałem że nie zabrałem ze sobą zatyczek do uszu.

***

Kate

            - Zabawnie wyglądasz wiesz? - stwierdził Bones przyglądając mi się z drugiej strony stołu. Spojrzałam na niego znad swojej miski płatków.
            - Niby dlaczego?
            Bones uniósł brew, a jego wzrok powędrował znacząco do broni, którą przed chwilą dokładnie oglądałam, a która teraz leżała może 5 centymetrów od mojej ręki. Wzruszyłam ramionami.
            - Gdybym została w Washingtonie nie wiedziałabym nawet jak to cholerstwo się odbezpiecza - mruknęłam myślami krążąc wokół spokojnej dzielnicy, w której żyłam. Dwa domy dalej mieszkała Veronica i jej pokręceni rodzice, którzy rozśmieszali mnie ilekroć do niej przychodziłam.
            - Żałujesz prawda? - spytał sięgając po broń i wyjmując z kieszeni dżinsów naboje. A już myślałam, że jednak nie jest aż takim psycholem. Naładował magazynek i zabezpieczył pistolet. Zastanowiłam się chwile nad jego słowami.
            - Nie do końca. Teraz przynajmniej robię coś ważnego - stwierdziłam nie do końca pewna doboru słów.
            - Ważnego? - Uniósł brwi.
            - No wiesz, jeśli uda nam się znaleźć Zacka żywego to świadomość, że w tym uczestniczyłam będzie niesamowita. Na razie musze się po prostu do tego wszystkiego przyzwyczaić.
            - Nigdy nie pomyślałbym o tym w ten sposób - powiedział zamyślony. - Dla mnie to po prostu kolejny dzień...psychola.
            Zakrztusiłam się płatkami, które miałam w ustach. Gdy w końcu się uspokoiłam i w spokoju je przełknęłam, spojrzałam na niego z przerażeniem. Bones tylko się zaśmiał.
            - Głośno mówisz. Słyszałem jak gadałaś z Mirą - powiedział po czym oblizał wargi. Zrobiło mi się strasznie głupio. - Ciekawa teoria. Snake na pewno ją poprze - wyszczerzył się. Ugh, naprawde go nie rozumiem.
            - Kiedy przyjedzie Malik i ten drugi? - spytałam, żeby jak najszybciej zmienić temat. Bones pochylił się i sprzątnął mi miskę sprzed nosa. - Hej!
            - Podobno wieczorem, ale jak znam Malika to po drodze zatrzymają się jeszcze we wszystkich możliwych studiach tatuaży. Więc może nawet nad ranem. - Wzruszył ramionami.
            - Oddaj mi moje płatki, bo...
            - Bo? - zaśmiał się.
            - Ygh, nienawidzę cie.
            - Też cie kocham lilipucie. - Zrobił słodką minkę.
            - Jesteś niemożliwy!
            - A jeszcze nie widziałaś mnie w łóżku... - zawiesił głos i wepchał sobie do ust ogromną porcję płatków.
            - Jak ktokolwiek może z tobą wytrzymywać? - powiedziałam wstając i patrząc na niego z konsternacją. Ten jak gdyby nigdy nic posłał mi szeroki uśmiech, któremu towarzyszyły dwa głębokie dołeczki w policzkach.
            - Możemy to wypróbować...Kate. - Zniżył swój głos na moim imieniu.
            Wzniosłam oczy do nieba i z na wpół rozbawioną, na wpół zirytowaną miną wyszłam z kuchni. Mogłam mu zabrać te pieprzone płatki. Spojrzałam na zegarek na nadgarstku. 17:57. Jeszcze tyle czasu zanim będę mogła pójść w spokoju spać... Z pokoju w którym mieszkała Snake wydobywała się głośna muzyka, za dużo wrzasków, za mało perkusji jak na mój gust. 

             Poszłam do pokoju Miry, która powitała mnie lekkim uśmiechem. Wskoczyłam jej na łóżko i spojrzałam na telewizor. Oglądała jakiś irlandzki program rozrywkowy. Oczywiście prawie nic nie rozumiałam ze względu na akcent. Podczas, gdy do brytyjskiego zaczęłam się powoli przyzwyczajać, irlandzki wciąż był dla mnie równie zrozumiały co chiński. Mira jakby czytając mi w myślach, chwyciła pilota i przełączyła na jakiś kanał muzyczny. W jednej sekundzie dostałyśmy głupawki i zaczęłyśmy skakać po łóżku i śpiewać na cały głos głupie popowe piosenki. Bones i tak wybierał zawsze miejsca, w których wiało pustkami i mogłyśmy się wygłupiać bez ryzyka, że ktoś nas usłyszy. Mira zaczęła robić śmieszne miny, przez co omal nie spadłam z łóżka. W końcu i tak wylądowałam na podłodze śmiejąc się jak głupia. Spojrzałyśmy na siebie z uśmiechem. Obie tego potrzebowałyśmy. Oderwać się od rzeczywistości i chociaż przez chwilę zachowywać się jak zwyczajne dziewczyny w naszym wieku. Nagle zaczęła lecieć piosenka jakiegoś słodkiego zespołu z lat 90 i zaczęłam naśladować główną wokalistkę. Mira schowała twarz w poduszki i trzymała się za brzuch, gdy to zobaczyła. Na koniec wskoczyłam na łóżko z takim zamachem, że Mira aż podskoczyła. Nie potrafiłyśmy się uspokoić i dopiero kiedy ktoś wszedł do pokoju przestałyśmy się histerycznie śmiać. Podniosłyśmy się lekko i spojrzałyśmy na stojącego w drzwiach Liama przyglądającego się nam z rozbawieniem. Coś w jego wyglądzie mi nie pasowało, ale nie zdążyłam się nad tym zastanowić, bo wtedy Mira rzuciła w niego poduszką. I tak zaczęła się wojna.

***

            Gdy tylko otworzyłam oczy, uderzyło we mnie to jak jasno było w pokoju. Już rano? Zmarszczyłam brwi. Spróbowałam się podnieść, ale coś mi to uniemożliwiło. Spojrzałam na swój brzuch, a moje oczy rozszerzyły się do niemożliwych rozmiarów, gdy zobaczyłam owiniętą wokół mojej talii męską ręke. Przetarłam oczy i rozejrzałam się wokół siebie. Cholera. Nawet nie wiem kiedy nasza trójka zasnęła. Ja i Liam leżeliśmy w miarę normalnie, ale Mira leżała skulona przy krawędzi łóżka. Poruszyłam się lekko chcąc dać Liamowi do zrozumienia, żeby mnie puścił. On jednak tylko mocniej mnie do siebie przytulił i wtulił twarz w moje włosy. Zrobiłam się cała spięta, a moje serce wyczyniało jakieś nienormalne tańce w piersi.
            - Liam.
            Nic. Zero reakcji. Nawet rytm jego oddechu się nie zmienił. Jezus... Czułam się naprawde niekomfortowo tak ściśle przylegając do przerośniętego chłopaka.
            - Liam - powtórzyłam.
            W końcu udało mi się uzyskać jakąś reakcję, bo chłopak wydał z siebie niskie, poranne mruknięcie.
            - Daj mi spać Soph... - mruknął, a ja w jednej chwili się mu wyrwałam. To był odruch po tym jak nazwał mnie imieniem innej dziewczyny. - Co się... Kate?
Liam zamrugał pare razy powiekami i osłupiał na widok mnie w leżącej obok niego na jednym łóżku. Natłok emocji w jego brązowych tęczówkach nieco się uspokoił, gdy zobaczył, że Mira też tu jest. Przetarł dłońmi twarz i spojrzał na mnie nieprzytomnie.
            - Która godzina? - spytał ochrypłym głosem.
            - Nie wiem, ale już rano - powiedziałam wciąż czując coś dziwnego. Jakby...zazdrość. Nagle coś we mnie uderzyło. - Ściąłeś włosy?! - powiedziałam głośno wpatrując się w niego z osłupieniem. Już wczoraj coś nie pasowało mi w jego wyglądzie. Chłopak spojrzał na mnie unosząc brew.
            - Coś nie tak?
            - Nie tylko... - Kurwa. - Zastanawiam się dlaczego...
            - Wchodziły mi już do oczu - stwierdził nonszalancko.
            Wydałam z siebie dziwnie wysoki dźwięk. Tak Liam, dobij mnie. Cholera. Wyglądał dobrze. Jak za czasów kiedy zespół jeszcze istniał. Liam uśmiechnął się lekko i wtedy zauważyłam ślad zarostu na jego twarzy. Cofam to. Wyglądał nawet lepiej niż wtedy. W dodatku mogłam oglądać jego oczy w pełnej krasie.
            - Liam?
            - Tak? - spytał przeciągając się i ziewając w tym samym momencie.
            - Kto to Soph? - Liam spojrzał na mnie zaskoczony.
            - Skąd...
            - Zaraz po obudzenie powiedziałeś do mnie 'Soph' - mruknęłam. Jego twarz pobladła.
            - Naprawdę?
            - Gdyby to nie była prawda to chyba bym się nie pytała nie? - odparłam zirytowana.  Chciałabym wiedzieć kim była ta cała Soph.
            - To moja była dziewczyna - mruknął.
            - Och. - Spojrzałam na niego niepewnie. Chciałam już coś powiedzieć kiedy do pokoju weszła Snake cała w skowronkach.
            - Ruszcie dupy! Willy zaraz tu będzie! - zawołała z entuzjazmem. Po chwili już jej nie było.
            - Kurwa - burknęła Mira podnosząc się i rozmasowując sobie kark. - Czy tylko mnie ta laska tak strasznie irytuje?
            - Uwierz mi, że nie... - westchnęłam.
            Wstaliśmy z łóżka, a efekty spania w dziwnych pozycjach odezwały natychmiast. Wyszłam z pokoju Miry, a zaraz za mną wyszedł Liam. Czułam się dziwnie. Nie powinno mnie obchodzić z kim chodzi, chodził czy będzie chodzić Liam. Nie jesteśmy nawet do końca przyjaciółmi. Zmarszczyłam brwi. Więc dlaczego na samą myśl o tej całej Soph ogarnia mnie zawiść? Nagle obróciłam się w połowie kroku, a Liam wpadł na mnie zaskoczony. Złapał mnie za ramiona dla równowagi, żebyśmy nie polecieli oboje na ziemię. Spojrzałam do góry w jego oczy, teraz bez żadnych przeszkód i jak zwykle utonęłam. Nie potrafiłam inaczej. To działo się za każdym razem od momentu kiedy coś podobnego stało się w hotelu w Glasgow.
            - Przepraszam ja... - Nie wiedziałam co mam powiedzieć. 'Przepraszam, ale chyba zaczynam mieć na Twoim punkcie obsesję'?
            - Wszystko w porządku? - spytał z troską. Założył mi kosmyk włosów za ucho, a ja czułam jak moje tętno przyspiesza.
            - Ja tylko...
            - Hej Kate, z rana wyglądasz na jeszcze niższą. Ciekawe dlaczego - przerwał mi zaspany głos Bonesa. Spojrzałam na niego i niemal natychmiast odwróciłam wzrok.
            - Czy ty naprawdę nie masz ani jednej koszulki?! - burknęłam z irytacją. Bones uszczypnął mnie w talię, a ja odruchowo odskoczyłam.
            - Po co skoro i tak ją ktoś ze mnie zedrze? - Wzruszył ramionami. - Oczywiście ty masz pierwszeństwo przed wszystkimi kandydatkami. - Poruszył brwiami.
            - Podobno jesteś abstynentem - prychnęłam.
            - Chyba z tym skończę. Jestem na to zbyt seksowny! - zawołał jeszcze kierując się do kuchni. Liam burknął kilka obraźliwych słów pod nosem.
            - Jak ty możesz z nim w ogóle rozmawiać? - warknął. Zmarszczyłam brwi.
            - Zmień ton to może ci powiem.
            Zamknęłam mu drzwi przed nosem zostawiając go przed swoim pokojem z oszołomioną miną. I dobrze mu tak. Dupek. Od razu poszłam do łazienki, którą dzieliłam z Mirą. Wzięłam szybki prysznic i doprowadziłam się do porządku. Wychodząc z pokoju wpadłam na Snake.
            - Uważaj jak chodzisz - mruknęła zgryźliwie.
            Zignorowałam ją kompletnie i poszłam do kuchni. W środku siedział Bones, dalej bez koszulki.
            - Kiedy przyjedzie tych dwóch? - spytałam nalewając sobie trochę wody do szklanki. Wypiłam wszystko duszkiem i spojrzałam na niego z wyczekiwaniem. W tym momencie usłyszeliśmy pisk opon dobiegający zza otwartego okna.
            - Zdaje się, że już są.
            Wstał i kiwnął mi głową, żebym za nim poszła. Wyszliśmy z jednopiętrowego budynku na dwór. Rozejrzałam się dookoła. Było zaskakująco ciepło jak na tę porę roku. Wokół nas były same magazyny co przypominało mi miejsce gdzie pierwszy raz zobaczyłam ich wszystkich. Niedaleko nas zaparkował czerwony sportowy samochód. Ze środka wyszedł wysoki mulat o czarnych włosach i oczach jak z powieści oraz nieznany mi chłopak z masą bezsensownych moim zdaniem tatuaży i jasnymi włosami. Tego pierwszego poznałam natychmiast po tym jak uśmiechnął się na nasz widok. Ten drugi jednak był mi obcy. William. Po jego zawziętej minie stwierdziłam, że imię idealnie do niego pasuje.
            - Czerwone? - zaśmiał się Bones. Malik wzruszył ramionami.
            - Tylko to mieli w wypożyczalni!
            Oboje niemal na siebie wskoczyli i ze śmiechem zaczęli udawać, że się biją. William stał obok z kamienną twarzą jak jakiś posąg. Albo kolejny psychol. Gdy w końcu ta dwójka się uspokoiła, Bones i William spojrzeli na siebie z powagą. Zanim któreś z nich zdążyło coś powiedzieć, Malik podszedł do mnie paczką papierosów w dłoni.
            - Palisz? - spytał wsadzając sobie jedną fajkę pomiędzy wargi.
            - Nie - mruknęłam.
            - Tak myślałem. Zmalałaś czy mi się wydaje? - zaśmiał się podpalając koniec papierosa. Wzniosłam oczy do nieba.
            - Nie wiem o co wam wszystkim chodzi. To wy jesteście przerośnięci - burknęłam.
            - Jasne Kate. Chodźmy do środka zanim ktoś nas zauważy.
            - Willy? - Odwróciłam się i zobaczyłam Snake stojącą kilka metrów od nas. Torba William spadła z hukiem na ziemię.
            - Dlaczego nikt mi nie powiedział, że ona tu jest?!

________________________________________________________________________

Na początek chcę Was bardzo przeprosić za to, że wczoraj nie było rozdziału. Wasza 12-stka (jeśli wierzyć wynikom ankiety) zapewne się wkurzyła, ale już śpieszę z wyjaśnieniami. Rozdział był gotowy w normalnym czasie, ale potem coś kliknęłam i...dup, pół rozdziału zniknęło. Musiałam go napisać dzisiaj jeszcze raz i przez to myślę, że wyszedł okropnie, ale opinię zostawię już Wam. Jeśli ktoś chcę o coś zapytać, pohejtować czy coś - zapraszam na mojego nowego aska.