William
- Malik! -
ryknąłem chodząc po mieszkaniu Noah i szukając tego przygłupa. Odpowiedziała mi
cisza. Znowu. - Malik!!!
Przysięgam, że jeśli jeszcze
raz Noah każe mi współpracować z tym ćpunem to strzelę mu kulkę w głowę. Albo
dwie. Tak dla pewności. Kopnąłem kolejne drzwi, które otworzyły się z hukiem i
obiły o ścianę. Oops. Jak mi przykro...
- Malik! - warknąłem widząc go
leżącego na łóżku z głową schowaną w poduszki i butelką whisky przy piersi. -
Malik debilu! Lecimy do Belfast!
- Wypffierdalaj gnoju -
mruknął nieprzytomnie.
Przewróciłem oczami i
rozejrzałem się po pokoju za czymś co mogłoby go skutecznie wybudzić.
Uśmiechnąłem się szeroko na widok wypełnionej do połowy szklanki. Jeśli to woda
to Malik i tak ma szczęście. Nie przestając się uśmiechać, podszedłem do łóżka
i wylałem ciecz na głowę i kark Malika. Ten zerwał się jakby coś się paliło (co
było ironią zważywszy na to, że właśnie zapewniłem mu prysznic) i
rozgorączkowany zaczął rozglądać się po pokoju. Zobaczył mnie za łóżkiem z
drugiej strony i zmrużył oczy.
- Ty... ty... Jak Ci tam było,
co ty do cholery odwalasz?! - krzyknął. Przekrzywiłem głowę na bok i poprawiłem
torbę na swoim ramieniu.
- William. A my lecimy do
Belfast. Zbieraj manatki. Masz 5 minut.
- Mogę wiedzieć dlaczego? -
spytał przeczesując swoje mokre włosy.
- Bo. Tak.
Uśmiechnąłem się krzywo widząc
jak go irytuję. To dopiero początek Malik. Skoro nie moge zemścić się na Noah,
że kazał mi niańczyć jakiś kretynów bawiących się w super bohaterów, to
przynajmniej jemu dowalę.
- Kurwa. Noah prawda? Co tym
razem? - westchnął z irytacją. Zawsze zastanawiałem się jak to możliwe, że nasz
przywódca posiada jednocześnie taki szacunek i opinię najbardziej wkurzającej
osoby na świecie. Pokręcona logika.
- Mamy wesprzeć jakiś
latających za zabójcą amatorów. A w gratisie mamy Bonesa - dodałem wzdrygając
się na samą myśl o nim. Nie ma to jak pracować z upośledzonym Malikiem,
znienawidzonym Bonesem i trójką idiotów, którzy sądzą, że sami dadzą radę
komukolwiek kto należy do gangu.
- Bonesa? Jest! Jeden
normalny. - Nagle coś jakby mu się przypomniało. - A czy w tej trójce idiotów
nie ma przypadkiem takiej bardzo bardzo niskiej brunetki o imieniu Kate?
- A czy ja ci wyglądam na
pieprzoną wszechwiedzącą wróżkę? - Malik zakaszlał co brzmiało podejrzanie
podobnie do śmiechu. - Miejmy to już za sobą Malik. 4 minuty.
Wyszedłem z pokoju i poszedłem do piwnicy. Otworzyłem masywne, żelazne drzwi
kodem, który znali tylko członkowie naszej grupy, w dodatku nie wszyscy.
Wszedłem do magazynu broni i od razu udałem się do miejsca gdzie trzymane były
noże. Wybrałem pare swoich ulubionych modeli i jeden, który zaciekawił mnie ze
względu na swój zaokrąglony kształt. To się nazywa sprzęt. Standardowo
schowałem też kilka sztuk broni palnej, nieważne jaką słabość miałem do
wszystkiego co ostre, pistolet uratował mi tyłek więcej razy niż mógłbym
zliczyć. Wziąłem też coś dla Malika, przypominając sobie o tym, że koleś miał
słabość do ognia. Uśmiechnąłem się na widok małego miotacza ognia i pokręciłem
głową rozbawiony. Innym razem. Wróciłem na górę i w kuchni spotkałem Malika
przeszukującego szafki. Uniosłem brwi.
- Szukasz czegoś?
- Swoich fajek. Jestem pewien,
że gdzieś tu je ostatnio zostawiłem... - odparł w zamyśleniu.
- Kupisz sobie po drodze nowe.
Chodź, bo spóźnimy się na samolot i Noah osobiście skróci nas o głowę -
mruknąłem.
Wyszliśmy z mieszkania i
poszliśmy do magazynu, gdzie trzymaliśmy część pojazdów. Malikowi oczy się
zaświeciły na widok nowej BMkI. Sięgnąłem ręką do czoła zahaczając przy okazji
o jeden z kolczyków przy brwiach. Wzniosłem oczy do nieba. On naprawde był w
moim wieku? Tak jak się spodziewałem już po chwili zmuszony byłem usiąść na
miejscu pasażera obok Malika za kierownicą. Pierwszy raz w życiu uznałem
zapięcie pasów za konieczne, gdy ten z piskiem opon wyjechał nim klapa
zamykająca magazyn zdążyła się podnieść chociaż do połowy. Gdy Malik zaczął
swój monolog, pożałowałem że nie zabrałem ze sobą zatyczek do uszu.
***
Kate
- Zabawnie
wyglądasz wiesz? - stwierdził Bones przyglądając mi się z drugiej strony stołu.
Spojrzałam na niego znad swojej miski płatków.
- Niby dlaczego?
Bones uniósł brew, a jego
wzrok powędrował znacząco do broni, którą przed chwilą dokładnie oglądałam, a
która teraz leżała może 5
centymetrów od mojej ręki. Wzruszyłam ramionami.
- Gdybym została w
Washingtonie nie wiedziałabym nawet jak to cholerstwo się odbezpiecza -
mruknęłam myślami krążąc wokół spokojnej dzielnicy, w której żyłam. Dwa domy
dalej mieszkała Veronica i jej pokręceni rodzice, którzy rozśmieszali mnie
ilekroć do niej przychodziłam.
- Żałujesz prawda? - spytał
sięgając po broń i wyjmując z kieszeni dżinsów naboje. A już myślałam, że
jednak nie jest aż takim psycholem. Naładował magazynek i zabezpieczył pistolet.
Zastanowiłam się chwile nad jego słowami.
- Nie do końca. Teraz
przynajmniej robię coś ważnego - stwierdziłam nie do końca pewna doboru słów.
- Ważnego? - Uniósł brwi.
- No wiesz, jeśli uda nam się
znaleźć Zacka żywego to świadomość, że w tym uczestniczyłam będzie niesamowita.
Na razie musze się po prostu do tego wszystkiego przyzwyczaić.
- Nigdy nie pomyślałbym o tym
w ten sposób - powiedział zamyślony. - Dla mnie to po prostu kolejny
dzień...psychola.
Zakrztusiłam się płatkami,
które miałam w ustach. Gdy w końcu się uspokoiłam i w spokoju je przełknęłam,
spojrzałam na niego z przerażeniem. Bones tylko się zaśmiał.
- Głośno mówisz. Słyszałem jak
gadałaś z Mirą - powiedział po czym oblizał wargi. Zrobiło mi się strasznie
głupio. - Ciekawa teoria. Snake na pewno ją poprze - wyszczerzył się. Ugh,
naprawde go nie rozumiem.
- Kiedy przyjedzie Malik i ten
drugi? - spytałam, żeby jak najszybciej zmienić temat. Bones pochylił się i
sprzątnął mi miskę sprzed nosa. - Hej!
- Podobno wieczorem, ale jak
znam Malika to po drodze zatrzymają się jeszcze we wszystkich możliwych studiach
tatuaży. Więc może nawet nad ranem. - Wzruszył ramionami.
- Oddaj mi moje płatki, bo...
- Bo? - zaśmiał się.
- Ygh, nienawidzę cie.
- Też cie kocham lilipucie. -
Zrobił słodką minkę.
- Jesteś niemożliwy!
- A jeszcze nie widziałaś mnie
w łóżku... - zawiesił głos i wepchał sobie do ust ogromną porcję płatków.
- Jak ktokolwiek może z tobą
wytrzymywać? - powiedziałam wstając i patrząc na niego z konsternacją. Ten jak
gdyby nigdy nic posłał mi szeroki uśmiech, któremu towarzyszyły dwa głębokie
dołeczki w policzkach.
- Możemy to wypróbować...Kate.
- Zniżył swój głos na moim imieniu.
Wzniosłam oczy do nieba i z na
wpół rozbawioną, na wpół zirytowaną miną wyszłam z kuchni. Mogłam mu zabrać te
pieprzone płatki. Spojrzałam na zegarek na nadgarstku. 17:57. Jeszcze tyle
czasu zanim będę mogła pójść w spokoju spać... Z pokoju w którym mieszkała
Snake wydobywała się głośna muzyka, za dużo wrzasków, za mało perkusji jak na
mój gust.
Poszłam do pokoju Miry, która powitała mnie lekkim uśmiechem.
Wskoczyłam jej na łóżko i spojrzałam na telewizor. Oglądała jakiś irlandzki
program rozrywkowy. Oczywiście prawie nic nie rozumiałam ze względu na akcent.
Podczas, gdy do brytyjskiego zaczęłam się powoli przyzwyczajać, irlandzki wciąż
był dla mnie równie zrozumiały co chiński. Mira jakby czytając mi w myślach,
chwyciła pilota i przełączyła na jakiś kanał muzyczny. W jednej sekundzie
dostałyśmy głupawki i zaczęłyśmy skakać po łóżku i śpiewać na cały głos głupie
popowe piosenki. Bones i tak wybierał zawsze miejsca, w których wiało pustkami
i mogłyśmy się wygłupiać bez ryzyka, że ktoś nas usłyszy. Mira zaczęła robić
śmieszne miny, przez co omal nie spadłam z łóżka. W końcu i tak wylądowałam na
podłodze śmiejąc się jak głupia. Spojrzałyśmy na siebie z uśmiechem. Obie tego
potrzebowałyśmy. Oderwać się od rzeczywistości i chociaż przez chwilę
zachowywać się jak zwyczajne dziewczyny w naszym wieku. Nagle zaczęła lecieć
piosenka jakiegoś słodkiego zespołu z lat 90 i zaczęłam naśladować główną
wokalistkę. Mira schowała twarz w poduszki i trzymała się za brzuch, gdy to
zobaczyła. Na koniec wskoczyłam na łóżko z takim zamachem, że Mira aż
podskoczyła. Nie potrafiłyśmy się uspokoić i dopiero kiedy ktoś wszedł do
pokoju przestałyśmy się histerycznie śmiać. Podniosłyśmy się lekko i
spojrzałyśmy na stojącego w drzwiach Liama przyglądającego się nam z
rozbawieniem. Coś w jego wyglądzie mi nie pasowało, ale nie zdążyłam się nad
tym zastanowić, bo wtedy Mira rzuciła w niego poduszką. I tak zaczęła się
wojna.
***
Gdy tylko
otworzyłam oczy, uderzyło we mnie to jak jasno było w pokoju. Już rano?
Zmarszczyłam brwi. Spróbowałam się podnieść, ale coś mi to uniemożliwiło.
Spojrzałam na swój brzuch, a moje oczy rozszerzyły się do niemożliwych
rozmiarów, gdy zobaczyłam owiniętą wokół mojej talii męską ręke. Przetarłam
oczy i rozejrzałam się wokół siebie. Cholera. Nawet nie wiem kiedy nasza trójka
zasnęła. Ja i Liam leżeliśmy w miarę normalnie, ale Mira leżała skulona przy
krawędzi łóżka. Poruszyłam się lekko chcąc dać Liamowi do zrozumienia, żeby
mnie puścił. On jednak tylko mocniej mnie do siebie przytulił i wtulił twarz w
moje włosy. Zrobiłam się cała spięta, a moje serce wyczyniało jakieś
nienormalne tańce w piersi.
- Liam.
Nic. Zero reakcji. Nawet rytm
jego oddechu się nie zmienił. Jezus... Czułam się naprawde niekomfortowo tak
ściśle przylegając do przerośniętego chłopaka.
- Liam - powtórzyłam.
W końcu udało mi się uzyskać
jakąś reakcję, bo chłopak wydał z siebie niskie, poranne mruknięcie.
- Daj mi spać Soph... -
mruknął, a ja w jednej chwili się mu wyrwałam. To był odruch po tym jak nazwał
mnie imieniem innej dziewczyny. - Co się... Kate?
Liam zamrugał pare razy powiekami i osłupiał na widok mnie w leżącej obok niego
na jednym łóżku. Natłok emocji w jego brązowych tęczówkach nieco się uspokoił,
gdy zobaczył, że Mira też tu jest. Przetarł dłońmi twarz i spojrzał na mnie
nieprzytomnie.
- Która godzina? - spytał
ochrypłym głosem.
- Nie wiem, ale już rano -
powiedziałam wciąż czując coś dziwnego. Jakby...zazdrość. Nagle coś we mnie
uderzyło. - Ściąłeś włosy?! - powiedziałam głośno wpatrując się w niego z
osłupieniem. Już wczoraj coś nie pasowało mi w jego wyglądzie. Chłopak spojrzał
na mnie unosząc brew.
- Coś nie tak?
- Nie tylko... - Kurwa. -
Zastanawiam się dlaczego...
- Wchodziły mi już do oczu -
stwierdził nonszalancko.
Wydałam z siebie dziwnie
wysoki dźwięk. Tak Liam, dobij mnie. Cholera. Wyglądał dobrze. Jak za czasów
kiedy zespół jeszcze istniał. Liam uśmiechnął się lekko i wtedy zauważyłam ślad
zarostu na jego twarzy. Cofam to. Wyglądał nawet lepiej niż wtedy. W dodatku
mogłam oglądać jego oczy w pełnej krasie.
- Liam?
- Tak? - spytał przeciągając
się i ziewając w tym samym momencie.
- Kto to Soph? - Liam spojrzał
na mnie zaskoczony.
- Skąd...
- Zaraz po obudzenie
powiedziałeś do mnie 'Soph' - mruknęłam. Jego twarz pobladła.
- Naprawdę?
- Gdyby to nie była prawda to
chyba bym się nie pytała nie? - odparłam zirytowana.
Chciałabym wiedzieć kim była ta cała Soph.
- To moja była dziewczyna -
mruknął.
- Och. - Spojrzałam na niego
niepewnie. Chciałam już coś powiedzieć kiedy do pokoju weszła Snake cała w
skowronkach.
- Ruszcie dupy! Willy zaraz tu
będzie! - zawołała z entuzjazmem. Po chwili już jej nie było.
- Kurwa - burknęła Mira
podnosząc się i rozmasowując sobie kark. - Czy tylko mnie ta laska tak strasznie
irytuje?
- Uwierz mi, że nie... -
westchnęłam.
Wstaliśmy z łóżka, a efekty
spania w dziwnych pozycjach odezwały natychmiast. Wyszłam z pokoju Miry, a
zaraz za mną wyszedł Liam. Czułam się dziwnie. Nie powinno mnie obchodzić z kim
chodzi, chodził czy będzie chodzić Liam. Nie jesteśmy nawet do końca
przyjaciółmi. Zmarszczyłam brwi. Więc dlaczego na samą myśl o tej całej Soph
ogarnia mnie zawiść? Nagle obróciłam się w połowie kroku, a Liam wpadł na mnie
zaskoczony. Złapał mnie za ramiona dla równowagi, żebyśmy nie polecieli oboje
na ziemię. Spojrzałam do góry w jego oczy, teraz bez żadnych przeszkód i jak
zwykle utonęłam. Nie potrafiłam inaczej. To działo się za każdym razem od
momentu kiedy coś podobnego stało się w hotelu w Glasgow.
- Przepraszam ja... - Nie
wiedziałam co mam powiedzieć. 'Przepraszam, ale chyba zaczynam mieć na Twoim
punkcie obsesję'?
- Wszystko w porządku? -
spytał z troską. Założył mi kosmyk włosów za ucho, a ja czułam jak moje tętno
przyspiesza.
- Ja tylko...
- Hej Kate, z rana wyglądasz
na jeszcze niższą. Ciekawe dlaczego - przerwał mi zaspany głos Bonesa.
Spojrzałam na niego i niemal natychmiast odwróciłam wzrok.
- Czy ty naprawdę nie masz ani
jednej koszulki?! - burknęłam z irytacją. Bones uszczypnął mnie w talię, a ja
odruchowo odskoczyłam.
- Po co skoro i tak ją ktoś ze
mnie zedrze? - Wzruszył ramionami. - Oczywiście ty masz pierwszeństwo przed
wszystkimi kandydatkami. - Poruszył brwiami.
- Podobno jesteś abstynentem -
prychnęłam.
- Chyba z tym skończę. Jestem
na to zbyt seksowny! - zawołał jeszcze kierując się do kuchni. Liam burknął
kilka obraźliwych słów pod nosem.
- Jak ty możesz z nim w ogóle
rozmawiać? - warknął. Zmarszczyłam brwi.
- Zmień ton to może ci powiem.
Zamknęłam mu drzwi przed nosem
zostawiając go przed swoim pokojem z oszołomioną miną. I dobrze mu tak. Dupek.
Od razu poszłam do łazienki, którą dzieliłam z Mirą. Wzięłam szybki prysznic i
doprowadziłam się do porządku. Wychodząc z pokoju wpadłam na Snake.
- Uważaj jak chodzisz -
mruknęła zgryźliwie.
Zignorowałam ją kompletnie i
poszłam do kuchni. W środku siedział Bones, dalej bez koszulki.
- Kiedy przyjedzie tych dwóch?
- spytałam nalewając sobie trochę wody do szklanki. Wypiłam wszystko duszkiem i
spojrzałam na niego z wyczekiwaniem. W tym momencie usłyszeliśmy pisk opon
dobiegający zza otwartego okna.
- Zdaje się, że już są.
Wstał i kiwnął mi głową, żebym
za nim poszła. Wyszliśmy z jednopiętrowego budynku na dwór. Rozejrzałam się
dookoła. Było zaskakująco ciepło jak na tę porę roku. Wokół nas były same
magazyny co przypominało mi miejsce gdzie pierwszy raz zobaczyłam ich
wszystkich. Niedaleko nas zaparkował czerwony sportowy samochód. Ze środka
wyszedł wysoki mulat o czarnych włosach i oczach jak z powieści oraz nieznany
mi chłopak z masą bezsensownych moim zdaniem tatuaży i jasnymi włosami. Tego
pierwszego poznałam natychmiast po tym jak uśmiechnął się na nasz widok. Ten
drugi jednak był mi obcy. William. Po jego zawziętej minie stwierdziłam, że
imię idealnie do niego pasuje.
- Czerwone? - zaśmiał się
Bones. Malik wzruszył ramionami.
- Tylko to mieli w
wypożyczalni!
Oboje niemal na siebie
wskoczyli i ze śmiechem zaczęli udawać, że się biją. William stał obok z
kamienną twarzą jak jakiś posąg. Albo kolejny psychol. Gdy w końcu ta dwójka
się uspokoiła, Bones i William spojrzeli na siebie z powagą. Zanim któreś z
nich zdążyło coś powiedzieć, Malik podszedł do mnie paczką papierosów w dłoni.
- Palisz? - spytał wsadzając
sobie jedną fajkę pomiędzy wargi.
- Nie - mruknęłam.
- Tak myślałem. Zmalałaś czy
mi się wydaje? - zaśmiał się podpalając koniec papierosa. Wzniosłam oczy do
nieba.
- Nie wiem o co wam wszystkim
chodzi. To wy jesteście przerośnięci - burknęłam.
- Jasne Kate. Chodźmy do
środka zanim ktoś nas zauważy.
- Willy? - Odwróciłam się i
zobaczyłam Snake stojącą kilka metrów od nas. Torba William spadła z hukiem na
ziemię.
- Dlaczego nikt mi nie powiedział,
że ona tu jest?!
________________________________________________________________________
Na początek chcę Was bardzo przeprosić za to, że wczoraj nie było rozdziału. Wasza 12-stka (jeśli wierzyć wynikom ankiety) zapewne się wkurzyła, ale już śpieszę z wyjaśnieniami. Rozdział był gotowy w normalnym czasie, ale potem coś kliknęłam i...dup, pół rozdziału zniknęło. Musiałam go napisać dzisiaj jeszcze raz i przez to myślę, że wyszedł okropnie, ale opinię zostawię już Wam. Jeśli ktoś chcę o coś zapytać, pohejtować czy coś - zapraszam na mojego nowego
aska.