poniedziałek, 27 stycznia 2014

20. This is sick

William
Brawa dla Horana za jego genialny plan. Dziewczynka, która nie ma pojęcia o świecie, w którym się znalazła i zasadach w nim panujących, trafiła do miejsca gdzie nawet ktoś taki jak ja miałby trudności z przeżyciem. W sumie to nawet mi trochę przykro. Kate była całkiem niezła. Podczas, gdy Horan i ta piosenkareczka Liam rozmawiali przez telefon, podejrzewałem, że z Mirą, ja postanowiłem trochę rozejrzeć się w podziemiach. Może nawet wyciągne Kate z tego bagna? To zależy w sumie od mojego nastroju. Przez moje całkowicie swobodne zachowanie nikt nie zwrócił uwagi na chłopaka zapuszczającego się w miejsce gdzie Horan ostatni raz widział Kate. Zdjąłem z nadgarstka coś co wyglądało jak zwykła skórzana opaska i wyjąłem ze środka jeden z wielu wytrychów i drutów, które były tam bezpiecznie schowane. Kucnąłem i po krótkiej chwili mocowania się z zamkiem, ten ustąpił. Rozejrzałem się dla pewności i wszedłem do środka. Wewnątrz było całkowicie ciemno, więc musiałem po omacku schodzić po schodach. Były dłuższe niż do typowej piwnicy. Domyśliłem się, że to dlatego, żeby jak najbardziej oddzielić się od hałasu panującego na górze. Swoją drogą pomysłowe miejsce na siedzibę gangu. Nie musieli mieć nawet tłumików w broni, bo głośna muzyka zagłuszyłaby huk strzału.
Gdy byłem już prawie na dole usłyszałem stłumioną melodię dobiegającą z góry. Doskonale znaną mi melodię. Zamarłem na chwilę, żeby zaraz dać sobie mentalnego kopniaka w tyłek. To nie był do końca dobry moment na myślenie o Snake i piosence przy której ją poznałem. Wiedziałem już, że tej nocy nie będę mógł skupić się na swoim zadaniu. Mała część mnie cały czas będzie zbyt rozproszona myślą o tej podstępnej żmiji. Byłem niemal pewien, że tym razem znowu coś knuła. Gdybym nienawidził Bonesa, pewnie byłbym mu wdzięczny, że zabronił jej z nami jechać. Chociaż tak właściwie to nie jej wina, że się we mnie zakochała. Gdybym poznał ją o wiele wcześniej, zanim stałem się tym kim jestem, pewnie odwzajemniłbym jej uczucia. W końcu była piękną dziewczyną z charakterem. Tylko, że poznałem ją już jako zrzędliwy dwudziestoparolatek, który rzuca w ludzi nożami, gdy go denerwują. Taki, który nie potrafi kochać.
Nie ryzykowałem zapalenia kieszonkowej latarki, nie jestem idiotą, żeby jak pieprzona latarnia morska informować wszystkich 'Tutaj jestem! Strzel mi kulkę w łeb!'. Poruszyłem się, więc po omacku. Po kilku metrach korytarz skręcił, a za rogiem widać było nikłe światło. Wyjąłem i odbezpieczyłem broń i bardzo powoli wyjrzałem zza ściany. Uniosłem brwi zaskoczony tym co zobaczyłem. Cóż, RS dobrze się kryli. Nawet jeśli policja zajrzała by do podziemi najpierw znalazłaby...nie byłem do końca pewny jak to nazwać. W końcu doszłem do wniosku, że ekskluzywny burdel będzie najlepszym określeniem. Światło było tu przytłumione nadając odpowiedni klimat. W środku sporego pomieszczenia był bar i kilka kanap z czarnej skóry. Na niektórych siedziały pary i inne kombinacje lekko już wstawione i obściskujące się bez żadnych zahamowań. Skrzywiłem się na myśl, że kiedyś sam byłem częstym gościem takich miejsc. Za tym pokojem widać było kolejny korytarz z kilkoma drzwiami po obu stronach, zapewne pomieszczeniami dla nieco bardziej spragnionych wrażeń klientów jak mniemam. Schowałem broń i jak gdyby nigdy nic wszedłem do baru. Chciałem sprawiać wrażenie kogoś kto powinien tu być. Mężczyzna za barem zmarszczył brwi, gdy mnie zobaczył. Żeby uśpić jego czujność mrugnąłem do jednej dziewczyny, która podniosła głowę, gdy tylko wyłoniłem się z ciemności. Była ładna, może za mocno pomalowana, ale nie ujmowało jej to zbyt wiele. Zachichotała i również do mnie mrugnęła. Ruszyłem do baru i poprosiłem o szkocką. Mężczyzna spojrzał na mnie z cieniem podejrzliwości na twarzy, ale podał mi szklankę z napojem. Doskonale wiedziałem, że w takich miejscach nie płaci się pojedynczo tylko po całym wieczorze, więc po prostu wypiłem duszkiem trunek. Miałem mocną głowę, więc wiedziałem, że nie zmniejszy to mojej koncentracji, za to uśpi czujność wszystkich dookoła.
- Nie widziałam Cie tutaj jeszcze. - Usłyszałem uwodzicielski głos po swojej prawej stronie.
Obróciłem się, żeby zobaczyć obok siebie tą samą dziewczynę, do której wcześniej mrugnąłem. Z bliska była jeszcze ładniejsza. Miała nieziemskie usta. Zbłąkany, brązowy lok lekko opadł jej na twarz. Sięgnąłem ręką i odgarnąłem go zanim sama zdążyła to zrobić.
- Rzadko tu bywam... Na ogół nie ma na kim oka zawiesić. Ale dzisiaj chyba mi się poszczęściło - powiedziałem biorąc dolną wargę między zęby i przesuwając spojrzeniem po jej zgrabnej sylwetce. Nie zarumieniła się, za to na jej ustach pojawił się dumny uśmieszek.
- Tak sądzisz? - spytała retorycznie opierając się o bar.
Mężczyzna, który podawał mi wcześniej szkocką wyglądał na usatysfakcjonowanego. Widocznie skreślił mnie z listy 'potencjalne zagrożenie'. Pewnie myślał, że kiedy tu byłem to akurat miał wolne albo coś w tym stylu.
- Chętnie poznałbym Cie trochę bliżej - powiedziałem zniżając głos. Oczy dziewczyny zabłyszczały. Zdecydowanie uznała mnie za kogoś wartego uwagi.
- Bliżej? A co dokładnie masz na myśli? - Zatrzepotała niewinnie powiekami. Zaśmiałem się pod nosem. Dokładnie kogoś takiego potrzebowałem, żeby przedostać się do prawdziwych 'podziemi'.
- Moge Ci pokazać - szepnąłem jej do ucha.
Cichy chichot wydobył się z jej wnętrza. Wzięła mnie za rękę i prowadziła za sobą w kierunku korytarza. Na kilku klamkach od drzwi wisiała specjalna czerwona kartka. Jakoś nietrudno się domyślić co działo się za ścianą. Dziewczyna poprowadził mnie do jednych z ostatnich drzwi. Były otwarte i już po chwili znaleźliśmy się w środku. Gdy tylko tak się stało straciłem zupełne zainteresowanie dziewczyną. Rozejrzałem się po pomieszczeniu oczekując, że może tutaj znajdę jakieś wskazówki.
- Hej... - zamruczała mi dziewczyna do ucha. Złapałem ją nieco zbyt brutalnie za ramię, a ona pisnęła zaskoczona. Zakryłem jej usta dłonią na co wytrzeszczyła oczy z przerażeniem.
- Spokojnie... - szepnąłem. - Nie zrobie Ci krzywdy. Powiedz mi wszystko co wiesz o tym miejscu i czy kręcą się tu czasem jacyś dziwni ludzi - zażądałem. Odczekałem chwilę, aż się uspokoiła i odsunąłem dłoń od jej ust. Dziewczyna przełknęła ślinę i spojrzała na mnie nerwowo.
- Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? - spytała drżącym głosem.
- Nic ci nie zrobię, tylko powiedz mi wszystko co wiesz - odparłem starając się by mój głos nie brzmiał zbyt nagląco. Chciałem dostać się do właściwego miejsca jak najszybciej. Dziewczyna usiadła na łóżku i spuściła wzrok na swoje dłonie.
- Chodzą plotki o tym miejscu... - zaczęła niepewnie.
- Jakie plotki?
- Że jest tu jeszcze coś oprócz tego miejsca. Czasami widzę jak wychodzą z jednego z pokoi mężczyźni, których nie widziałam wcześniej wchodzących do środka. Jakby pojawiali się znikąd rozumiesz? - urwała. - Niektórych już rozpoznaje, jest na przykład taki jeden z tatuażem na twarzy.
- Jakim tatuażem? - zapytałem natychmiast.
- To taki jakby wzorek. Moja przyjaciółka ma coś podobnego na ramieniu. Mówiła, że ten wzór jest...aztecki czy coś.
Cholera. Akurat jego się tutaj nie spodziewałem. To wszystko robiło się coraz bardziej popieprzone. Miałem nadzieje, że nie stanę twarzą w twarz ze swoim kuzynem. Oboje wiemy, że bym wygrał, a nie chciałem mieć na sumieniu kogoś z kim się wychowywałem. Nawet jeśli potem zrobił się z niego bezmyślny debil.
- Dobra, co dalej? Możesz mi powiedzieć, który to pokój?
- Tak się składa, że...to ten pokój.
Uśmiech wypłynął na moje usta. To ułatwiało sprawę. Musiałem tylko znaleźć wejście i Red Snow będą moi
***
Kate
Poczucie bezpieczeństwa gdzieś zniknęło kiedy razem z Benem przedzierałam się przez ciemności w piwnicy. Teraz byłam przerażona. I nie miałam jak skontaktować się z resztą jakby coś się stało. Dopiero teraz zobaczyłam jak wiele luk było w naszym planie. Ale na takie myśli było już nieco za późno. Teraz musiałam skupić się na tym, żeby wyjść z tego żywo. Zdziwiłam się, gdy po krótkiej drodze znaleźliśmy się w słabo oświetlonym, przydymionym pomieszczeniu. Myślałam, że od razu znajdziemy się w jakimś upiornym miejscu, pełnym wytatuowanych mężczyzn, którzy na mój widok wyciągną broń i zrobią ze mnie krwawy, dziurawy placek. No dobra, może trochę dramatyzowałam, ale naprawde myślałam, że kiedy Ben mówił o 'cześci dla vipów' nie miał na myśli prawdziwego miejsca tylko wymyślił coś, żeby mnie tu zaciągnąć. Spojrzałam z lekkim obrzydzeniem na całujących się ludźi siedzących na kanpach. Jeszcze chwila i to wszystko zmieni się w pieprzoną orgię. Co ja tu robię?
- Chodź za mną, coś ci pokaże - odezwał się Ben po raz pierwszy odkąd tutaj przyszliśmy.
Wziął mnie za rękę i wprowadził w korytarz. Weszliśmy do jednego z ostatnich pokoi. Na widok ogromnego łoża poczułam, że wszystko się we mnie zaciska.
- Idziesz? - spytał zwracając moją uwagę. Spojrzałam na niego i zobaczyłem go stojącego łóżku. Schylił się i chwycił dolną krawędź ramy.
- Gdzie? - spytałam nerwowo.
- Pokaże Ci naprawde fajne miejsce - odparł z zawadiackim uśmieszkiem.
- Czyli, że tu nie zostajemy? - spytałam próbując ukryć ulgę w głosie.
- Nie. No chyba, że chcesz. - Uniósł brew.
Pokręciłam gwałtownie głową. Zaśmiał się pod nosem i jednym ruchem podniósł łożko i odrobine je przesunął. Naszym oczom ukazała się coś jakby metalowa rączka, burząca spokojny wygląd kremowej wykładziny. Pociągnął ją do góry i otworzył całkowicie. Ze środka wydobywało się światło. To wszystko było niezdrowo popieprzone. Przywódca Red Snow musiał naoglądać się za dużo Króla Artura. Wejście do podziemi i cały ten zamysł przypominał tajemne przejścia w zamkach. A nie wejście do pieprzonej siedziby gangu! Ben wskoczył do środka. Usiadłam i spuściłam nogi w dół.
- Nie wierze, że to robię - szepnęłam i skoczyłam do środka.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

19. Another World



                Powoli wyrywałam się z objęć Morfeusza. Zaczęłam odczuwać skutki wszystkiego co się stało. Moje mięśnie były wyczerpane, a gardło zdawało się piec i było okropnie suche. Nagle poczułam jak ktoś podnosi mi głowę i przystawia kubek z czymś chłodnym do ust. Odruchowo wypiłam kilka łyków. Poczułam natychmiastową ulgę i otworzyłam oczy. Moje oczy rozszerzyły się do niewyobrażalnych rozmiarów i chwilę potem kubek odszedł w zapomnienie. Trwałam w mocnym uścisku, wtulona tak mocno w męskie ciało, że jedyne co czułam to jego zapach, w którym wyczuwalne były ślady dymu. Łzy potoczyły się po moich policzkach, a ręce drżały. Właściwie to cała drżałam. Odsunęłam się po dłuższej chwili i spojrzałam błyszczącymi oczami na chłopaka przede mną.
                - Myślałam, że nie żyjesz... - wydukałam.
                - Nie tak łatwo mnie zabić - powiedział z szerokim uśmiechem. Malik. Ulga w moim ciele była niewyobrażalna.
                - Tak bardzo Cie przepraszam, że w jakiś pokręcony sposób Cie w to wszystko wciągnęłam - odparłam drżącym głosem. Nigdy nie wybaczyłabym sobie, gdybym była odpowiedzialna za jego śmierć. Chłopak pokręcił głową z uśmiechem.
                - Nie pozbyłabyś się mnie stąd nawet jakbyś chciała. Jestem tu dla ciebie i Kate. Wziąłem sobie za punkt honoru pomóc wam.
                - A myślałam, że źli chłopcy są... - urwałam. Malik uniósł brew.
                - Źli? - zaśmiał się, a ja odruchowo mu zawtórowałam.
                - Można to tak ująć - powiedziałam.
                - Nie wszyscy źli chłopcy są do końca źli. Tak samo jak nie wszyscy dobrzy są bez żadnej skazy - stwierdził. Rozejrzałam się pierwszy raz odkąd otworzyłam oczy po miejscu, w którym się znaleźliśmy.
                - Gdzie jesteśmy?
                - Szczerze mówiąc nie do końca wiem. Obudziłem się pokój obok, z Bonesem na drugim materacu. - Wzruszył ramionami. - Ktoś opatrzył moją ranę...
                - Jaką ranę? - spytałam natychmiast. Wydawał się być zupełnie zdrowy.
                - Postrzałową. Dostałem w ramię. Powiedziałbym, że zabiję sukinsyna, gdyby nie to, że już to zrobiłem - powiedział z nonszalancją. Wzniosłam oczy do nieba. Zadowolenie w jego głosie było po prostu nie-nor-mal-ne.
                 - To coś poważnego?
                - Raczej nie. Ale dosyć o mnie, musimy zwlec stąd tyłki. Nie wiem jak się tutaj znaleźliśmy, ale wolałbym stąd jak najszybciej wyjść. Trzeba będzie pomóc Bonesowi - odparł przy ostatnich słowach zwieszając ramiona ze smutkiem. Może niesłusznie przejęłam się Malikiem? Może to z Bonesem było gorzej?
                - Jestem prawie pewna, że to mężczyzna, którego więził tamten gang, nas tutaj przetransportował. Nie wiem jak i nie wnikam, ale masz rację, że nie możemy tu być zbyt długo. Która godzina?
                - Jest wieczór.
                - Jeszcze? - Zmarszczyłam brwi.
                - Mira, jest wieczór dzień później - poprawił się chłopak. Otworzyłam szerzej oczy.
                - O Boże, nikt nie zawiadomił innych o tym co tu się stało prawda?! Skoro to Red Snow mają Zacka to jakiekolwiek szpiegostwo nie wchodzi w grę, będą wiedzieć czego się spodziewać! Musimy ich ostrzec!
                Wygrzebałam się z brudnego koca, nie chcąc nawet wiedzieć kto wcześniej spał na tym materacu okryty tym samym kocem, i podniosłam się do pozycji stojącej. Malik szybko poszedł w moje ślady i wyprowadził mnie z pokoju. Znaleźliśmy się w małym korytarzyku. Wokół panował całkowity chaos i brud, nie chciałam się nawet przyglądać temu wszystkiemu, bojąc się co takiego mogłabym dostrzec. Weszłam za Malikiem do drugiego pokoju. Nie było tu okien tylko stara lampa nie dająca za dużo światła. Było tu mnóstwo połamanych mebli i dziwnych śmieci porozrzucanych po całej podłodze. Pod ścianą leżały dwa materace, jeden z nich zajmował śpiący Bones. Wyglądał jakby miał gorączkę, cała jego twarz była mokra, a loki poskręcały się jeszcze bardziej od potu. Spod grubego koca wystawała jedna jego stopa, była cała posiniaczona. Bałam się jak całe jego nogi wyglądają. Malik podszedł do niego i próbował go obudzić. Chłopak otworzył oczy i spojrzał rozkojarzony prosto na mnie.
                - Mogłaś mnie tam zostawić - wydukał. Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Dobrze, że Malik wiedział.
                - Przestań pieprzyć jak jakaś sierota i weź się w garść. Powinieneś jej raczej podziękować, że pomogła wywlec Twój tłusty tyłek z budynku, a nie jeszcze wzbudzać w niej wyrzuty sumienia, że to zrobiła.
                - Jasne. Dzięki Mira za uratowanie mojego cennego i jakże atrakcyjnego tyłeczka, a teraz, czy mógłbym wrócić do powolnego i bolesnego umierania? - spytał. Jego mądraliński ton mógłby być nawet śmieszny, gdyby nie to jak wyglądał i ile bólu było w jego oczach.
                - Raczej nie - powiedział Malik.
                - Tak niestety myślałem.
                Malik pomógł mu wstać. Zauważyłam, że jego nogi się chwieją, a cały swój ciężar oparł na swoim przyjacielu.
                - Czy ty... Czy masz czucie w nogach? - spytałam przerażona tym, że odpowiedź może brzmieć 'nie'.
                - Uwierz mi, że chciałbym. Wtedy nie czułbym całego tego gównianego bólu. Ale czego się nie robi dla przyjaciół - odparł ze słabym uśmiechem. Odrobine rozczuliło mnie to, że nazwał nas swoimi 'przyjaciółmi'.
                Wyszliśmy z budynku, który na zewnątrz okazał się walącą się kamienicą. Wokół było kilka podobnych, ale poza tym nic nie widziałam, bo było zbyt ciemno. Wszystkie nasze telefony były rozładowane, więc musieliśmy znaleźć jakiś inny  sposób na powiadomienie Kate i reszty o sytuacji. Przeszliśmy dosłownie pare kroków kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że kiedyś tu już byłam. Jakiś rok temu, gdy wracałam od Zacka, skręciłam w złą ulicę i trafiłam tutaj. Oczywiście wtedy był dzień i bez trudu znalazłam drogę, ale tym razem nie będzie tak łatwo. Musiałam tylko zorientować się czy idziemy w dobrym kierunku, a wtedy wszystko powinno pójść już gładko. Szkoda tylko, że nie miałam zielonego pojęcia czy idziemy w dobrą stronę. Musieliśmy zaryzykować.

***

                Nadal nie dowierzałam w nasze szczęście. Kierunek był dobry i po 30 minutach udało nam się dojść pod kilkupiętrowy blok, w którym mieszkał Zack. Dosyć nietypowe miejsce jak dla kogoś o takiej przeszłości, ale cóż, i tak nie spędzał w domu za wiele czasu. Prawie nigdy go tam nie było, bo gdzieś wyjeżdżał, był ze mną, albo w klubach. Dzięki późnej porze udało nam się wejść nie przykuwając niczyjej uwagi. Klucz jak zawsze był pod wycieraczką. Zack zostawiał go tam raczej z przekory. Jakby chciał udowodnić potencjalnemu złodziejowi, że podczas kiedy ten używałby specjalnych sposobów na otworzenie drzwi, mógł po prostu użyć klucza. W środku to miejsce również niczym się nie wyróżniało. Zwykłe mieszkanie niezwykłego człowieka. Malik pomógł Bonesowi położyć się na kanapie i poszedł poszukać czegoś do picia i jedzenia w kuchni. Ja od razu rzuciłam się na telefon stacjonarny. Wybrałam numer Kate jednak nie odbierała tak długo, że włączyła się poczta głosowa. Ciche przekleństwo wyrwało się z moich ust. Zadzwoniłam do Liama. Kiedy już myślałam, że on też nie odbierze usłyszałam jego głos.
                - Halo?! - warknął agresywnie.
                - Eee... Tu Mira - wydukałam..
                - Mira? Jak dobrze cie słyszeć! Czemu się nie odzywaliście? Wariowaliśmy z nerwów!
                - To długa historia... Teraz najważniejsze jest to, że dowiedzieliśmy się, że to Red Snow mają Zacka. Ci z Londynu jedynie go im dostarczyli. I błagam nie rzucajcie się na nich dopóki Noah nie wyśle jakiegoś wsparcia - odparłam. Nastała cisza. - Liam?
                - Za późno Mira. Jesteśmy już na miejscu i... Oddaj mi ten telefon debilu! - zawołał nagle.
                - Payne oddzwoni - warknął ktoś.
                - Horan? Błagam nie rozłączaj się! Co się tam dzieje???
                - Mira?
                - Tak!
                - Cóż... Kate jest sama w podziemiach Red Snow. I nie mamy pojęcia jak jej pomóc.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

18. Alone

Kate

            Wczoraj Mira, Bones i Malik mieli dać nam znak czy wszystko w porządku. Nic takiego się jednak nie stało. Mimo to William zdecydował, że musimy działać. Powietrze było naelektryzowane moimi nerwami. Williama nic jak zwykle nie obchodziło oprócz jego osoby, za to Horan zdawał się trochę denerwować. Z tego co widziałam nie był zbyt blisko z Malikiem, ale Bones... Musieli się znać od bardzo dawna. Ja najbardziej bałam się o Mirę. Podczas tego wszystkiego stała się dla mnie prawdziwą przyjaciółką. Jej mogłam powiedzieć wszystko. Za to Veronicę i rodziców musiałam cały czas okłamywać. Dzwoniłam do nich z awaryjnego telefonu Liama. Nie było szans, żeby ktoś nas namierzył, więc wiedziałam, że to bezpieczne. Każdego dnia opowiadałam jak to cudownie żyje mi się w Londynie i jaką to świetną mam pracę. A tak naprawdę już dawno zostawiłam Londyn za sobą. W tym Chara. Wciąż gryzło mnie to co zrobił, a raczej moje rozważania czy miał udział w całej tej chorej sprawie z Zackiem. O ile życie byłoby łatwiejsze, gdybym nigdy nie opuściła Washingtonu...
            Nie tylko to zaprzątało moje myśli. Był także Liam. Z dala od Bonesa, który skutecznie rozpraszał moją uwagę (głównie tym, że prawie nigdy nie nosił koszulki), zaczęłam dostrzegać to jak reaguję na Payna. W towarzystwie Bonesa czułam się tak swobodnie jakbym znała go całe życie. Za to kiedy na horyzoncie pojawiał się Liam... Czułam w jego obecności jakieś napięcie. Samo jego spojrzenie sprawiało, że czułam się dziwnie. To było jak przyciąganie. W dodatku te oczy... Mogłabym patrzeć w nie godzinami, a i tak by mnie to nie znudziło.
            Jednak to nie był odpowiedni czas na rozmyślania o chłopakach i uczuciach. Miejsce także. Rozejrzałam się ze strachem po ciemnej uliczce, w której się znajdowaliśmy. Byłam ubrana w obcisłą czarną sukienkę, skórzaną kurtkę i kozaki na stabilnym obcasie. Obok mnie szedł Horan, William i Liam. Z zewnątrz wyglądaliśmy jak zwykła czwórka przyjaciół, która idzie na imprezę do klubu. Nikt nie widział ile broni skrywała kurtka Horana, ani gdzie poukrywał swoje noże William. Szczerze mówiąc jego upodobanie do ostrych narzędzi nieco mnie przerażało. Ja także byłam uzbrojona, Liam kazał mi wziąć tyle broni ile dam radę. Wyczułam w tym, że się o mnie boi. Próbował mnie przekonać, żebym została, ale nie dałam za wygraną. Czy tego chciałam czy nie, powoli zaczynałam się stawać częścią tego świata. Więc nie odpuszczę dopóki Zack się nie znajdzie.
            Klub do którego się wybieraliśmy ukrywał w podziemiach siedzibę Red Snow. Nie planowaliśmy żadnego ataku, mieliśmy tylko sprawdzić czy gdzieś tam nie ma Zacka. No i William wydawał się mieć jakiś dodatkowy cel. Cóż, o ile przez to nie zginiemy, niech robi co chce. Mnie osobiście bardziej martwił plan dostania się do podziemi. W sumie cały czas nie wiedziałam dlaczego Horan ciągle tak na to mówi. Trochę dziwne określenie na piwnicę w klubie. Wracając do planu... Miałam grać przynętę. Liam i ja mieliśmy odegrać pewną scenę kiedy Horan da nam znać, że ktoś z RS jest w pobliżu. Chłopak miał szczególną nadzieję, że będzie to niejaki Ben. Wzdrygnęłam się na wspomnienie jego słów. 'Jesteś dokładnie w jego typie Kate'. Nie chciałam być w typie któregokolwiek z tych potworów.

***

            Usiadłam z pewnością siebie przy barze. Byłam świadoma tego, że więcej niż kilku mężczyzn pożerało mnie wzrokiem. Głupia kiecka. Jakbym założyła dres to nawet by na mnie nie spojrzeli. Zwalczyłam odruch naciągnięcia czarnego materiału do kolan. Zamówiłam wodę wiedząc, że dla postronnego obserwatora będzie to wyglądało jakbym piła coś o wiele mocniejszego. W końcu kto zamówiłby mineralną w klubie? Na pewno nie ktoś ubrany jak ja. Dostrzegłam kątem oka jak Horan przeczesuje ręką włosy. To był sygnał. Wypiłam wodę duszkiem udając, że krzywie się jakby paliła mnie w gardło. Wtedy pojawił się Liam. Zataczał się jakby był pijany i błądził po mnie pożądliwym wzrokiem. Wiedziałam, że tylko gra, ale mimo to zrobiło mi się jakoś tak goręcej pod jego spojrzeniem. Liam podszedł zdecydowanie za blisko i zaczął mnie całować po szyi. Próbowałam go niby odepchnąć, udając że jestem zbyt słaba by to naprawdę zrobić. Wtedy zaczął błądzić dłońmi po moim ciele. Zaczęłam się wyrywać i płaczliwym głosem mówić mu, żeby przestał. Nagle ktoś szarpnął Liama i odrzucił go na tańczących obok ludzi. Pisnęłam zaskoczona, tym razem nawet nie musiałam grać. Zobaczyłam wysokiego chłopaka o imponującej muskulaturze. Na ramieniu miał wytatuowany kwiat róży, który na jego ramieniu wydawał się mały chociaż był większy niż moja dłoń. Obrócił się twarzą do mnie. Miał intrygujące rysy, był przystojny ale nie w typowy sposób. Uśmiechnął się do mnie lekko co nieco zbiło mnie z tropu. Spodziewałam się kogoś agresywnego i bezczelnego, a ten chłopak tutaj był prawie...słodki. Podszedł bliżej, ale wciąż zachowywał odległość świadczącą o tym, że nie chciał się narzucać.
            - W porządku? Nie chciałem się mieszać, ale nie mogłem zostawić cie na pastwę kogoś takiego - powiedział głośno chcąc przekrzyczeć muzykę. Zeszłam ze stołka barowego i spojrzałam do góry w jego oczy.
            - Dziękuje, że jednak się wmieszałeś. - Uśmiechnęłam się delikatnie. To absurdalne, ale w ogóle się go nie bałam. Zaczęłam się wręcz zastanawiać czy ten chłopak w ogóle należy do Red Snow. - Jestem Kate.
            - Ben - odparł unosząc kąciki ust ku górze. Czyli Horan miał jednak racje. - Może wyjdziemy się przewietrzyć?
            - Z chęcią - powiedziałam odruchowo zanim zorientowałam się, że przecież nie taki był plan. Cóż, teraz było już trochę za późno.
            Chłopak wziął mnie za rękę i zaczął się przeciskać przez tłum. Jego dłonie były ciepłe i przyjemnie szorstkie, jak na ironię skojarzyły mi się z bezpieczeństwem. Ludzie wpadali na nas, ale Ben starał się ich jak najskuteczniej omijać. Gdy w końcu udało nam się wyjść na zewnątrz odetchnęłam z ulgą. Bez zaśmiał się cicho i posłał mi rozbawiony uśmiech.
            - Przykro mi, że ten palant na ciebie naskoczył - powiedział poważniejąc.
            - To nic, ważne że tam byłeś. - Uniosłam kąciki ust ku górze. Jak miałam wprowadzić nas z powrotem do środka, żeby dostać się do siedziby? Nie taki był plan.
            - To mój klub, więc muszę dbać o jego klientów - odparł wkładając ręce do kieszeni czarnych dżinsów. Uniosłam brwi.
            - Naprawdę twój? Robi wrażenie. Znacznie różni się od klubów, w których zwykle bywam. Jest taki...przytulny.
            - W rzeczywistości nie jest taki mały, na dole znajduje się część dla vipów... - urwał. - Chciałabyś tam ze mną pójść?
            - Z przyjemnością - stwierdziłam szybko. Zatrzymałam się na słowach 'na dole'. Na dole znaczy w podziemiach.
            Ben wprowadził mnie z powrotem do środka. Od razu zauważyłam Horana, który wydawał się być zmartwiony dopóki mnie nie zobaczył. Kiwnęłam mu głową, żeby wiedział, że kieruje się do naszego celu. Dyskretnie poszedł za nami, zachowując odpowiedni dystans. Ben wyprowadził mnie do korytarza, gdzie znajdowały się jedynie 3 pomieszczenia, toalety i pokój 'tylko dla personelu'. Na męskiej toalecie zawieszona była karteczka 'toaleta nieczynna'. Bez wyjął klucz z kieszeni i otworzył zamek. Drzwi się otworzyły, ale zamiast kafelek i umywalek zobaczyłam schody. Spojrzałam na niego pytająco, ale o tylko się uśmiechnął. Niepewnie weszłam do środka nie czując się tam dobrze ze względu na to jak mało było tu światła. Ben wszedł za mną i zamknął drzwi. Dopiero po chwili dotarło co to dla mnie znaczy. Udało się. Zejdę do podziemi. Gorsze było to, że zejdę tam sama, bez Horana, William ani nawet Liama. Serce przyspieszyło mi ze strachu. Dopóki chłopaki nie znajdą pomysłu jak się tu dostać, będę musiała działaś sama. Sama w podziemiach z Red Snow.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

17. Things we lost in the fire



                Wiedziałam, że Zack nigdy nie był aniołkiem. W zasadzie był zupełnym przeciwieństwem tego co kryje się pod definicją 'anioł'. Jednak to co powiedział ten więzień... Był koszmarem ich wszystkich. Czyżbym tak naprawdę nie znała Zacka? Nigdy nie mówił za wiele o tym co robił. Wiedziałam, że cokolwiek to jest, na pewno nie odbiega znacznie od tego co robił mój brat. Ale widocznie się myliłam.
                - Powiedz mi więcej - prosiłam. Mężczyzna spojrzał na mnie mętnym wzrokiem. Dopiero teraz zauważyłam, że cała górna część jego głowy była we krwi. Na jego policzku widniała zaschnięta kropla, która musiała toczyć się w kierunku brody, gdy krew była jeszcze świeża. Wzdrygnęłam się wewnętrznie.
                - W tym świecie nie ma nic za darmo - bąknął. Jego oddech przyprawiał mnie o mdłości, ale starałam się nie dać po sobie poznać jak wielką miałam ochotę odwrócić głowę albo zatkać nos, gdy do mnie mówił.
                - Czego chcesz? - spytałam twardo. Nie mogłam dać po sobie poznać jak bardzo przerażona jestem w środku. Nieważne kim dla nich był Zack. Wiedziałam kim był dla mnie i byłam gotowa poświęcić wszystko, żeby go odnaleźć.
                - Chcę...wolności - powiedział chrapliwie. Przełknęłam ślinę.
                - Pomoge Ci się stąd wydostać jeśli powiesz mi więcej o tym kim jest Zack - odparłam. Nie miałam pojęcia jak miałabym to zrobić, ale nie miałam wyboru. On był jedyną osobą, która mogła zdradzić mi chociaż część przeszłości mojego chłopaka.
                - Jesteś pewna, że możesz to zrobić? Sama? - W jego głosie była wyczuwalna kpina. Zmierzyłam go wrogim spojrzeniem.
                - Nie jestem tu sama - warknęłam. - A teraz gadaj!
                - Spokojnie - zaśmiał się. - Złość piękności szkodzi. - Odwróciłam się i odeszłam kilka kroków. - Czekaj! Wszystko ci powiem!
                Spojrzałam na niego z wyższością. Wróciłam na poprzednie miejsce patrząc na niego twardo.
                - Mów.
                - Ferguson to zabójca. Gangi wynajmują go, gdy chcą się kogoś pozbyć bez rozgłosu. - Czułam jak moje ciało się spina. Wzięłam nieco głębszy wdech, żeby nie spanikować. - Nie należy do żadnej grupy dlatego nie raz zabija kogoś dla jednej grupy, by miesiąc później zabić kogoś z grupy, która wcześniej go wynajęła. Nie mógł znaleźć gorszego sposobu na narobienie sobie wrogów. - Mężczyzna przewrócił oczami. - Każdy kto ma jakiekolwiek pojęcie o tym kim jest, prawdopodobnie go nienawidzi lub potrzebuje. Poznałem go w Bradford jakieś 5 lat temu, kiedy dopiero zaczynał, ale już wtedy wiedziałem, że ten dzieciak długo nie pożyje. I tak jestem zdziwiony, że tak późno zgarnęła go jakaś grupa. Szkoda, że trafił akurat na Red Snow. Raczej nic z niego nie zostanie, gdy już się zemszczą. Podobno Ferguson zabił brata samego przywódcy. Na Twoim miejscu... Czy to jest dym?
                Ostatnie słowa wyrwały mnie z otępienia wywołanego tym co usłyszałam. Skierowałam wzrok w miejsce gdzie utkwione było spojrzenie mężczyzny. Moje oczy rozszerzyły się na widok dymu wydobywającego się spod drzwi. To może oznaczać tylko jedno. Pożar rozprzestrzenił się już prawie po całym budynku. Gdzie jest Bones i Malik?! Pobiegłam w kierunku drzwi ignorując krzyki więźnia. Otworzyłam drzwi wzdrygając się, gdy poczułam jak nagrzana jest klamka. Buchnął we mnie dym, natychmiast sprawiając, że zaczęłam się krztusić. Widziałam jedynie zarysy tego co znajdowało się w pomieszczeniu. Wyglądało to jak magazyn, składownia czy coś w tym rodzaju. Na końcu były kolejne drzwi. Podbiegłam do nich zakrywając usta i nos swetrem. Im dalej szłam tym temperatura zdawała się podwyższać. Mimo to się nie poddawałam. Musiałam znaleźć Bonesa i Malika, bez nich sobie nie poradzę! Po otworzeniu kolejnych drzwi znalazłam się w kolejnym korytarzu pełnym drzwi. Cholera! Nie miałam czasu szukać w każdym pomieszczeniu, bo udusze się dymem! Otworzyłam pierwsze drzwi, na chybił trafił i zobaczyłam dwa martwe ciała leżące na ziemi obok biurek zastawionych milionem ekranów i komputerów. Od razu wiedziałam, że to nie on, bo ani Malik ani Bones zdecydowanie nie byli blondynami. Otworzyłam kolejne drzwi, ale tym razem zobaczyłam jedynie pustą sypialnię.
                - Bones!!! - krzyknęłam po czym zakrztusiłam się dymem, który dostał się do moich płuc.
                Szukałam dalej, nie mogłam się poddać. Sprawdziłam prawie wszystkie pomieszczenia i powoli traciłam kontakt z rzeczywistością. Dym wydawał się wyżerać moje płuca od środka. Usłyszałam wybuch, który zatrząsnął całym budynkiem. Straciłam równowagę i przewróciłam się na ziemię. Zaczęłam kaszleć jakbym miała wypluć własne płuca. Oczy piekły mnie od dymu, a całe ciało słabło z każdą sekundą. Gdyby nie adrenalina, która nieprzerwanie krążyła w moich żyłach, już dawno bym się poddała. Zamiast tego zaczęłam czołgać się do ostatnich drzwi. Nacisnęłam klamkę, oparzając sobie palce i uchyliłam drewniane nadpalone drzwi. W środku panowało piekło. Ogień pochłaniał wszystko na swojej drodze. Nagle dostrzegłam coś co dało mi nadzieję. Zielone oczy, patrzące na mnie z ziemi, należące do wytatuowanego chłopaka. Zobaczył mnie i wskazał coś ręką. Przerażenie ogarnęło mnie na widok czegoś co przygniotło jego nogi. O Boże. Nie! On nie może umrzeć! Czułam się winna. Łzy zebrały się w moich oczach. Bones machnął ręką, żebym uciekała, ale nie mogłam go zostawić. Doczołgałam się do niego, bo ogień nie dotarł jeszcze do części pomieszczenia, gdzie znajdował się chłopak.
                - Uciekaj! - powiedział słabym, ale stanowczym głosem.
                - Gdzie Malik? - spytałam próbując wydostać nogi Bonesa spod gruzu.
                - Nie wiem, on chyba... Chyba nie przeżył - dokończył łamiącym się głosem. Nie sądziłam, że kiedyś zobaczę jak Bones płacze, ale łzy w jego oczach były równie prawdziwe jak piekło wokół nas. - Zostaw mnie Mira, ratuj siebie! Przepraszam, że nie znalazłem Zacka...
                - To Red Snow mają Zacka - wydukałam. Strąciłam już prawie połowę gruzu z nóg Bonesa, ale byłam tak słaba, że nie wiedziałam czy dam radę z całością.
                - Red Snow? - zakaszlał. - Ale Kate... Oni ich wszystkich zabiją! Musisz ich ostrzec!
                - Poprawka, my musimy! - warknęłam podnosząc około 10-cio kilogramowy głaz z jego nóg.
                Wstałam i wzięłam Bonesa za ręce. Zaczęłam go ciągnąć do siebie. Musiało mi się udać. Nie wyjdę stąd bez niego! Nagle gruz ustąpił z nóg Bonesa, a ja poleciałam do tyłu. Przecięłam sobie o coś ramię i skrzywiłam się z bólu. Bones doczołgał się do mnie i szturchnął mnie, żebym wstała. Wyszłam stamtąd na czworakach. Po drodze wielokrotnie upadałam, ale za każdym razem Bones szturchał mnie i krzyczał, żebym się nie poddawała. Gdyby nie on zrobiłabym to już kiedy powiedział mi, że Malik nie żyje. Kiedy mijaliśmy celę mężczyzny, który powiedział mi o Zacku więcej niż on sam kiedykolwiek, wyjęłam pistolet i strzeliłam w zamek. Drzwi się otworzyły i mężczyzna wyszedł ze swojego więzienia. Wziął mnie na ręce i wybiegł na zewnątrz. Położył mnie na czymś miękkim, chyba trawie i pobiegł z powrotem do środka. Ostatnie co zobaczyłam to jego wynoszącego wiotkie ciało z wybuchającego budynku.