niedziela, 29 czerwca 2014

35. Abduction

                Ktoś mógłby pomyśleć, że po tym wszystkim samotność będzie dla mnie błogosławieństwem. Tylko, że wcale tak nie było. Czułam się samotna i sama nie wiedziałam za co mam się zabrać. Czy powinnam wrócić do rodziców? Jeżeli chciałabym tu zostać musiałabym znaleźć pracę i to jak najszybciej. A jeśli poleciałabym do Glasgow… Po prostu nie byłam pewna czy oni na pewno chcieliby, żebym tam z nimi była. Nie śmiałam nawet twierdzić, że jestem jedną z nich. Byłam bardziej intruzem. Wiem, że Malik zapraszał mnie wielokrotnie, a Mira też nie miałaby raczej nic przeciwko, ale… Mimo wszystko po prostu nie czułam, że do nich pasuję. Byłam rozdarta między dwoma światami. A ostatnio dostawałam paranoi, bo wydawało mi się, że co chwilę ktoś mnie obserwuje. Skończyło się tym, że już 3 dzień nie wychodzę z domu i odżywiam się marnymi resztkami z lodówki. Wystarczyło, że spojrzałam przez okno, a miałam wrażenie, że widzę O’Dokeya. Kiedy byłam sama, cała odwaga mi przeszła. Chciałam znowu odwiedzić Bonesa, ale dostawałam dziwnych dreszczy na samą myśl o dwóch ulicach, które musiałabym przejść sama, bo busy nie dojeżdżały tak daleko, a nie było mnie stać na taksówkę. Kopnęłam ze złością puste pudło, które walało się po podłodze. Dlaczego zachowuje się jak tchórz? Nie bałam się pociągnąć za spust i patrzeć mordercom prosto w twarz, dlaczego więc miałbym bać się głupich odwiedzin w szpitalu? Jestem niepoważna. Minęło już tyle czasu, a nic się nie działo. Zostały 2 tygodnie do Bożego Narodzenia, a w powietrzu czuło się atmosferę świąt. Jeżeli O’Dokey rzeczywiście będzie chciał się zemścić to chyba nie zrobi tego teraz? Z resztą pewnie odzyskuje dopiero siły, nie zebrałby zbyt wielu ludzi w tak krótkim czasie. Poza tym dlaczego mieliby polować akurat na mnie? Nie jestem nikim cennym, a informacje, które posiadam też są dosyć okrojone. Nie mają powodów, żeby coś mi zrobić. Z resztą ludzie Noah chyba daliby mi jakąś ochronę albo kazaliby schronić się u nich jeśliby było jakieś zagrożenie.. A dali mi zupełnie wolną rękę. Więc na pewno jestem bezpieczna.
                W końcu się trochę uspokoiłam i odetchnęłam głęboko. Koniec świrowania. Jakby coś miało się stać, stałoby się już dawno temu. A ja jestem samotna i po prostu potrzebuje z kimś porozmawiać. Najbliżej był Bones. A fakt, że to był właśnie on, a nie nikt inny jeszcze pogłębiał moją potrzebę wyjścia w końcu z domu z wysoko podniesioną głową. Była 16, więc przewidywałam, że jeśli się pospieszę to spokojnie zdążę jeszcze na czas odwiedzin. Przebrałam się ekspresowo w coś ciepłego i narzuciłam na swój gruby szary sweter płaszczyk. Kozaki za kolano miały mnie ochronić na wypadek jakby zaczął padać śnieg. Zima pojawiła się tak szybko, że nawet nie zdążyłam się zorientować kiedy to się stało. Śnieg był tylko kwestią czasu, a święta zbliżały się wielkimi krokami. Wciąż nie podjęłam decyzji dotyczącej mojego wyjazdu do rodziców. Po pierwsze nie byłam nawet pewna czy do tego czasu nie zabraknie mi środków na bilet. Teraz wiedziałam jak czują się ludzie, nad którymi wisi groźba nie wrócenia do ojczystego kraju. Wyszłam z domu i owinęłam się szczelnie szalikiem, bo zimny wiatr bez trudu przenikał grube warstwy mojej garderoby i potrzebowałam pilnie dodatkowej ochrony. Prawie spóźniłam się na przystanek, ale udało mi się dobiec w ostatniej chwili. Było mi trochę głupio, bo ostatnimi dniami byłam tak roztargniona, że prawie wcale nie myślałam o stanie Bonesa. Teraz kiedy w końcu zaczęłam o tym myśleć, błagałam w myślach, żeby mu się poprawiło. On był silny, ale nie wiem czy na tyle, żeby da radę jeśli musiałby jeździć na wózku. Nawet jeśli nie byłoby to na zawsze
                Wysiadłam z busa i natychmiast zadrżałam. Nie tylko z zimna. Na drugim końcu ulicy stało dwóch mężczyzn ubranych w całości na czarno. Czułam na sobie ich spojrzenie. To tylko moja wyobraźnia. Nikt mi nic nie zrobi. Żałowałam, że wybrałam się o takiej porze. Dochodziła 17 i było już prawie całkowicie ciemno przez obecną porę roku. Latarnie dawały złudzenie, że ulice są oświetlone i wszystko widać. Ruszyłam pewnym siebie krokiem po drugiej stronie ulicy. Nawet nie patrzyłam w ich stronę. Tylko raz odważyłam się spojrzeć. W tym samym momencie z nieba spadły pierwsze w tym roku płatki śniegu. Moje serce zabiło szybciej. Nikogo tam nie było. Rozejrzałam się dookoła siebie. Pusto. Jeszcze przed chwilą byli tu ludzie, którzy wracali z pracy czy z miasta. Teraz ulica opustoszała. Skręciłam w boczną ulicę. I wtedy ich zobaczyłam. Oparci swobodnie o jakiś budynek. Jeden z nich palił papierosa, a drugi był wyraźnie znudzony. Przystanęłam. Nie ulegało wątpliwościom, że czekali na mnie, bo na mój widok odsunęli się od ściany, a ten pierwszy zgasił papierosa butem. Spróbowałam przejść na drugą stronę, ale ten drugi zagrodził mi drogę. Zacisnęłam zęby i dyskretnie sięgnęłam do torebki, gdzie schowałam ostry nóż kuchenny. To że przed wyjściem czułam się bezpiecznie nie znaczyło, że zamierzałam wyjść niezabezpieczona. Dziękowałam w duchu za swoją przezorność.
                - Czego chcecie? - spytałam pewnym siebie, twardym głosem. Śmieszne było twierdzić, że mogę ich w jakikolwiek sposób przestraszyć jednak jeszcze mniejsze szanse miałabym, gdybym poddała się na starcie. Nie tego nauczyłam się od chłopaków i Miry.
                - My? My nic od Ciebie nie chcemy. To szef Cię chce. Na razie jeszcze żywą - powiedział jeden z nich. Miał wielką podłużna bliznę biegnącą od kącika jego prawego oka przez cały policzek aż do krawędzi jego brody. Wyglądało to jakby łza wyżarła jego skórę spływając z jego brody i kończąc na ziemi.
                - Kto jest waszym szefem? - spytałam powoli się cofając. Chciałabym móc powiedzieć, że tego nie zauważyli, ale każdy mój krok równał się ich dwóm. Zacisnęłam dłoń na rączce noża gotowa użyć go jeśli zbliżą się do mnie na wyciągnięcie ręki.
                - Tego chyba nie musimy Ci mówić.
                W tym momencie obróciłam się na pięcie i zaczęłam biec ile sił w nogach. Nie miałam żadnych szans. Moje nogi były za krótkie. Zdążyłam przebiec zaledwie kilka metrów kiedy jeden z nich złapał mnie od tyłu. Zaczęłam się mu wyrywać i w sekundę wyjęłam z torebki nóż i wbiłam go prosto w jego brzuch. Mężczyzna zgiął się w pół z krzykiem i puścił mnie tak, że poleciałam do przodu na twarz. Ręce w ostatnie chwili zdążyły ochronić moją głowę i zamortyzowały upadek, ale nóż, który trzymałam wypadł mi z ręki i potoczył się jakiś metro od zasięgu moich rąk. Ktoś kopnął mnie plecy przez co wygięłam się i obróciłam na bok, kuląc się z bólu. Drugi z napastników wyglądał na wściekłego i kopnął mnie jeszcze raz w brzuch. Przegryzłam sobie policzek kiedy poczułam gwałtowną falę bólu, która mnie zemdliła i w moich ustach pojawiła się krew. Spojrzałam na niego załzawionymi i pełnymi nienawiści oczami.
                - Żałuję, że szef nie kazał Cię zabić - powiedział chwytając mnie za włosy i ciągnąc do góry. Zawyłam z bólu i zaczęłam na oślep okładać go pięściami. Mężczyzna drugą ręką bez problemu chwycił ba moje nadgarstki i podciągnął mnie na wysokość swoich oczu. Bez zastanowienia naplułam mu w twarz i z nienawiścią kopnęłam go w krocze. Ale to nie wystarczyło. Bowiem od drugiej strony podjechał czarny samochód idealnie wtapiający się w tło, który zatrzymał się z piskiem opon. Drzwi od strony pasażera otworzyły się, a mężczyzna wrzucił mnie do środka jak szmacianą lalkę. Potem poczułam jak ktoś wbija mi coś ostrego szyję i natychmiast poczułam się senna. Ciemność całkowicie przesłoniła mi wszystko w przeciągu kilku sekund.
***
                Obudziłam się z bólem głowy, który można by porównać do wiercenia dziury od środka czaszki. W ustach i na wargach czułam zaschniętą krew, której smak przyprawiał mnie o mdłości. Siedziałam na krześle w pokoju, który był pozbawiony okien, a ściany były gołe, mogłam zobaczyć każdą pojedynczą cegłę, która tworzyła mur, który oddzielał mnie od świata zewnętrznego. Siedziałam na krześle, do którego ktoś uprzejmy przywiązał moje nogi, a ręce związał razem z tyłu w taki sposób, że ledwo mogłam ruszać palcami, bo krew nie chciała do nich dochodzić. Kręciło mi się w głowie, a ból brzucha przesłaniał mi wszystko inne. Teraz było za późno, żeby czegoś żałować. Własnej głupoty, że wyszłam z domu kiedy się ściemniało i nie poleciałam jednak z Malikiem. Teraz liczyło się tylko to, że zaraz ktoś tu wejdzie, żeby mnie torturować, a ja nie miałam kompletnie na to siły. Czułam, że moja głowa jest zbyt ciężka przez środek, który wstrzyknęli mi w samochodzie. Nie musiałam długo czekać. Do środka wszedł ktoś o doskonale znanej mi twarzy. Jedynie kilka subtelnych różnic czyniło tego kogoś zupełnie innym człowiekiem niż jego brat. O’Dokey. W całej okazałości z zadowolonym uśmieszkiem na ustach wykrzywionych lekko zapewne przez jakąś bójkę z przeszłości.
                - Znowu się widzimy prawda Kathy? - powiedział wchodząc swobodnie do środka. Poczułam jak nienawiść wypełnia całe moje ciało. To przez tego człowieka zabiłam Snake. Przez niego już do końca życia wyrzuty sumienia będą mnie niszczyć od środka. A teraz stoi przede mną i jest góra, ma nade mną całkowitą władzę i w każdej chwili może mnie pop prostu zabić. Od tak.
                - Nie powiem, żeby była to dla mnie przyjemność. Poza tym mam na imię Kate, nie Kathy. - W życiu nie słyszałam w moim głosie tyle nienawiści. O’Dokey zaśmiał się głośno.
                - Wybacz księżniczko. Nie dbam o takie rzeczy. Przyszedłem tylko, żeby Ci oznajmić, że powinnaś zatrzymać trochę sił na jutro. Wyciągnę z Ciebie wszystko - warknął, a jego szorstka dłoń zderzyła się z moim policzkiem. Moją głowa odruchowa odchyliła się, a oczy zacisnęły, żeby nie pokazać łez. Miałam wrażenie, że setki igieł wbiło się w mój policzek w momencie kiedy mnie uderzył. - Nikt za Tobą nie zatęskni wiesz? Myślisz, że dlaczego zostawili Cię bez ochrony? Przestałaś być dla nich przydatna. Tak działa ten świat maleńka. Chyba nie sądziłaś, że masz dla nich jakiekolwiek znaczenie? - wybuchnął śmiechem, który niszczył moje serce na miliony kawałków, ciął je bez litości. Zacisnęłam zęby i marzyłam, żeby zniknąć. Mój koszmar się dopiero zaczął i to właśnie ta świadomość była najgorsza. Pochylił się nade mną i spojrzał mi prosto w oczy. - A za to, że odważyłaś się uszkodzić mojego człowieka, stane się Twoim najgorszym koszmarem mała dziewczynko. Trzeba było nie pchać się w ten świat.
                Kiedy wyszedł poczułam jak chłód przenika mnie do szpiku kości. Światło zgasło i zostałam zupełnie sama. Pogrążona w ciemności i bez jakiejkolwiek nadziei. Dopiero teraz pozwoliłam sobie się rozpłakać. Nie wierzę w to co powiedział. Na pewno obchodzi ich mój los. Chociaż trochę! Po tym wszystkim nie mogliby po prostu mieć mnie gdzieś. Za dużo razem przeszliśmy. Pomogłam uratować Zacka! Byłam najlepszą przyjaciółką i wsparciem Miry! Malik dla mnie poleciał do Ameryki, to nie jest coś co robi się dla byle kogo. Poza tym mieli honor. Nie zostawiliby mnie tak. Ale nawet jeśli jakimś cudem dowiedzieliby się, że tu jestem i chcieliby mnie uratować to wolałabym, żeby tego nie robili. Nie zniosłabym jeśli z mojej winy ktoś znowu zostałby zraniony. Za wiele przeszłam ostatnimi czasy, żeby doliczać kolejnych ludzi do listy osób, które ucierpiały przeze mnie. Załkałam cicho. Kocham go. Kocham Liama. Nigdy więcej go nie zobaczę. Nie powiem mu tego wszystkiego co chciałam mu powiedzieć nawet jeśli on mnie nienawidzi. Nigdy więcej nie przytule się do Bonesa i nie powiem mu w końcu jak wyjątkowy dla mnie jest i jak się przy nim czuje. Nie powiem Mirze, że była przez ten krótki czas prawdziwą przyjaciółką. Nie zobaczę Malika. To jak szybko zaczęło mi na nim zależeć było po prostu niesamowite. Tyle dla mnie zrobił. I zaakceptował to, że nigdy nie dostanie ode mnie nic więcej niż przyjaźń. Moja rodzina pewnie nigdy nie dowie się co się ze mną stało. A Joseph straci jedyną siostrę. A Veronica… Może powinnam się z tym wszystkim pożegnać już teraz? Później nie będę w stanie myśleć z bólu. Pociągnęłam nosem i spojrzałam w górę wyobrażając sobie, że widzę teraz niebo i gwiazdy. Jestem słaba w pożegnaniach. Tym ostatnim razem również. Pozwoliłam, żeby łzy nie przestawały spływać w dół moich policzków. Pogodziłam się ze swoim losem.

_____________________________________________________________________________

Od razu uprzedzam, że to nie koniec! I mam nadzieje, że nie rzuciło się Wam w oczy, że rozdział jest nieco krótszy niż poprzedni. Zapraszam Was do komentowania, to naprawdę nie jest miłe jak rozdział ma średnio 350 wyświetleń, a komentarzy jest tylko 11, naprawdę staram się, żeby to opowiadanie było jak najlepsze i chcę, żebyście napisali chociaż jedno słowo, żeby dać mi znać czy moja praca się opłaca... Zapraszam Was do pisania o nowym rozdziale w hashtagu #LostFF i życzę Wam udanych wakacji <3

34 komentarze:

  1. Wow rozdzial po prostu zajebisty!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. O...BOŻE TO JEST ZAJEBISTE NIE MOGE DOCZEKAĆ SIĘ NASTĘPNEGO ROZDZIAŁU!!! JESTEŚ NAPRAWDE ŚWIETNA W TYM CO ROBISZ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. No to się porobiło!
    @ilypena

    OdpowiedzUsuń
  4. po prostu wow ! również życze miłych wakacji xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. Just wow ^.^
    Zarąbisty rozdział, czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział bardzo ciekawy, nie spodziewałam się takiego przebiu akcji. Czekam z niecierpliwością na następny. Życzę dużo wey i udanych wakacji! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny, po prostu boski!!!Tylko szkoda że to koniec i mam nadzieje że będze druga,część bo jestem strasznie ciekawa co będzie dalej:)
    I też życzę Ci fajnych wakacji.
    P.S-Jeśli zamierzasz pisać drugą część to życzę dużo weny!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Boskie!! czekam nn :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Fantastyczny rozdział .Mam nadzieję ze Kate zostanie jak najszybciej uratowana .Kocham to ff i cieszę sie ze to jeszcze nie koniec <3

    OdpowiedzUsuń
  11. O MÓJ BOŻE !!!!! To było takie niesamowite WoW

    @RudaaSan ;)

    PS: Gryj Żruz xD

    OdpowiedzUsuń
  12. Pod koniec płakałam.
    Cudowny *.*

    OdpowiedzUsuń
  13. o kurwa, ale sie dzieje teraz.. Ciekawa jestem gdzie jest Liam, tak teraz o nicm ucichło. No ale! Kate wkońcu przyznała się że go kocha, mam na dzieje że skończy się to szczęśliwie, bo już teraz chce mi sie ryczeć na samą myśl że Kate i Liam nigdy nie wyznają sobie tego co czują, ani nie zobaczy sie z Bonesem czy Malikiem, jeju. Kocham cie za to opowiadanie, trzymaj sie cieplo, i czekam na nastepny rozdzial. :*

    OdpowiedzUsuń
  14. fajny nie mogę się doczekać nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Super rozdział! Nie mogę się doczekać co bd się działo dalej *_*.. Masz nie samowity talent do pisania :**.. wiem komentarz bez składu i ładu, ale jestem tak rozentuzjazmowana z powodu nowego rozdziału że hkabkskm.. No więc ten tego.. dużo weny życze

    OdpowiedzUsuń
  16. Ooo Kurde.Ooo Boże co się dzieje? Szybko dawaj następny bo nie wytrzymam ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  17. Och, ona musi żyć! Na 1000000000% ją uratują!
    ~@MyLittleStory13

    OdpowiedzUsuń
  18. Misiek cudowne ❤ Błagam niech coś się stanie z Bonsem. Niech się w sobie zakochają 😩😩😩

    OdpowiedzUsuń
  19. Szybko! Błagam pisz następny 😍

    OdpowiedzUsuń
  20. Odrazu przepraszam, że komentuje dopiero teraz, ale ciągle nie mogłam znaleźć czasu na przeczytanie :c
    Rozdział kolejny raz świetnie napisany i trzymający w napięciu! Szkoda mi Kate, ale na pewno coś wykombinuje albo ktoś ją uratuje. W końcu nie mogłabyś nam tego zrobić, c'nie? W każdym razie trzymam za nią kciuki i czekam na następny! Pozdrawiam xx

    @FUCKEDbyHARREH

    OdpowiedzUsuń
  21. Juz nie moge sie doczekac kolejnego :) x

    OdpowiedzUsuń
  22. To jest lepsze niż te szkolne gówniane lektury!!!

    OdpowiedzUsuń
  23. Boski ;) czekam na więcej :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  24. ale cudowny matko xx

    OdpowiedzUsuń
  25. Dopiero teraz czytam tą część!!! Czemu nie zrobiłam tego wcześniej ?! Kiedy next? Umrę z ciekawości haha A ;*;#

    OdpowiedzUsuń
  26. Kiedy kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  27. To jest epickie! Jestem taka ciekawa co będzie dalej... Pozdrawiam Oli

    OdpowiedzUsuń
  28. Juz nie moge sie doczekac kolejnego >.<

    OdpowiedzUsuń
  29. Kiedy kolejny; )

    OdpowiedzUsuń

1 komentarz = 1 uśmiech :))